Reklama

Gra co trzy dni? Stokowiec w Lubinie nie miał z nią problemu

redakcja

Autor:redakcja

28 lipca 2019, 13:59 • 11 min czytania 0 komentarzy

– Puchary dla naszych zespołów są pocałunkiem śmierci. Wcześniej zaczynamy sezon, nie jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych piłkarzy i kolejne rozgrywki są trudniejsze. (…) Brakuje nam jakości. Nie da się oszukać faktów – grzmiał kilka lat temu Michał Probierz. Być może dlatego szkoleniowiec Cracovii szybko pozbył się problemu w bieżących rozgrywkach i odpadł z Cracovią już w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Europy. Tymczasem Lechia Gdańsk, dowodzona przez Piotra Stokowca, wysłała w czwartek wyraźny sygnał, że nie ma zamiaru przedwcześnie kończyć swojej pucharowej przygody. Czyżby szkoleniowiec biało-zielonych igrał ze śmiercią? Jego pierwsza pucharowa przygoda świadczy, że niekoniecznie musi być aż tak źle.

Gra co trzy dni? Stokowiec w Lubinie nie miał z nią problemu

ETOTO PODWYŻSZA KURSY! LECHIA GDAŃSK – 1.71; X – 4.15; WISŁA KRAKÓW – 5.40!

Zwycięskie starcie z Brøndby było dla Stokowca jego siódmym meczem w eliminacjach do Ligi Europy. Pozostałe sześć spotkań to czasy dawne, choć jeszcze nie zamierzchłe – 2016 rok, Lubin. Zagłębie wojowało wówczas o udział w fazie grupowej LE od pierwszej rundy kwalifikacyjnej, gdzie zmierzyło się ze Sławią Sofia. Potem była jeszcze runda druga, no i trzecia, na której piękny sen lubinian został brutalnie przerwany.

Można powiedzieć, że w Lubinie dzisiejszy szkoleniowiec Lechii miał znacznie trudniejsze zadanie, jeżeli chodzi o odpowiednie przygotowanie drużyny do sezonu właśnie z uwagi na udział w europejskich pucharach. Swój ostatni mecz ligowy Zagłębie rozegrało 15 maja, wygrywając 1:0 z Piastem Gliwice i potwierdzając znakomitą formę na finiszu sezonu. “Miedziowi” wygrali wtedy pięć ostatnich meczów w lidze. Po 32 kolejce rozgrywek znajdowali się jeszcze na szóstej lokacie w tabeli, ale ostatecznie zakończyli zmagania na trzecim miejscu, z zaledwie pięciopunktową stratą do mistrzów kraju, czyli warszawskiej Legii. Choć trzeba pamiętać, że w tamtym czasie przed startem rundy finałowej dzielono punkty, co strasznie wypłaszczało tabelę i faworyzowało sprinterów kosztem długodystansowców.

Lechia natomiast, dość mocno nadszarpnięta trudami sezonu, minione rozgrywki zakończyła troszkę później, czyli 19 maja. Wielkiej różnicy w kalendarzu tutaj zatem nie ma.

Reklama

ekstraklasa-2019-07-28-09-07-49

Inaczej to wygląda, gdy spojrzymy na moment, w którym obie ekipy Stokowca przystąpiły do kolejnych sezonów, już tych uświetnionych występem w eliminacjach do Ligi Europy. W bieżącym sezonie Lechia swój udział w LE zaczęła w czwartek, czyli 25 lipca. Wcześniej zdążyła już wejść w sezon starciem o Superpuchar i ligową potyczką z ŁKS-em. Zagłębie z kolei w 2016 roku wystartowało z pucharami od pierwszej rundy, czyli… od 30 czerwca. Czas na posezonowy wypoczynek był zatem skrócony do absolutnego minimum.

Wspominana już Cracovia swój pierwszy mecz z Dunajską Stredą rozegrała 11 lipca, a więc prawie dwa tygodnie później.

Jednak Stokowiec już w 2016 roku wyglądał na raczej podekscytowanego, niż przygnębionego koniecznością gry w pucharach. Co w polskich realiach – jak pokazuje przykład wiecznie niepocieszonego Probierza – wcale nie musi być takie oczywiste. – Stajemy do walki, tego chcieliśmy, po to graliśmy. Cieszę się, że już niedługo jest ten mecz. Myślę, że spotkanie dostarczy emocji. Tym bardziej, że jest się o co bić, bo kolejny przeciwnik też jest bardzo atrakcyjny. To Partizan Belgrad. Obie drużyny na pewno chciałyby zagrać w kolejnej rundzie. My też byśmy chcieli sprawić gratkę swoim kibicom i trafić do kolejnej rundy – zapowiadał przed trzema laty ówczesny trener “Miedziowych”. – Jestem zadowolony, że pierwsze spotkanie gramy na wyjeździe. Walczymy, tego chcieliśmy. Po to się gra. Wyjeżdżamy właśnie na zgrupowanie. Bezpośrednio z niego udamy na mecz pucharowy.

Ostatecznie Zagłębie swój pierwszy mecz w eliminacjach do Ligi Europy przegrało. Na szczęście lubinian – nie była to najważniejsza porażka polskiej drużyny tamtego dnia, bo równolegle na Stade Vélodrome w Marsylii reprezentacja Polski pożegnała się z mistrzostwami Europy, po karnych ulegając Portugalczykom. W rewanżu (7 lipca) Zagłębie wygrało już ze Sławią aż 3:0 i zapewniło sobie awans do kolejnej rundy kwalifikacyjnej.

– Nastroje są bardzo bojowe. Przeciwnik jest do przejścia, jest w naszym zasięgu. Zdominowaliśmy pierwszy mecz, ale zabrakło na konkretów. Piłka uczy pokory, nic nie przychodzi łatwo. Debiutujemy w pucharach. Musimy do rewanżu podejść z cierpliwością – opowiadał przed rewanżem Stokowiec w rozmowie z ZagłębieChannel. – Moi piłkarze nie są jeszcze w optymalnej dyspozycji, ale nawet w takiej powinniśmy sobie poradzić z Bułgarami – dodawał. Już po zwycięskim meczu mówił natomiast: – Zawodnicy pokazali dzisiaj, że nasza forma powoli rośnie. To wcale nie był taki łatwy mecz, bo trzeba było sobie poradzić z presją wyniku pierwszego spotkania. Te puchary są dla nas wartością dodaną. Nie mamy zbytnich oczekiwań czy konkretnych celów. Traktujemy je jako wyzwanie i chcemy po prostu w nich dojść jak najdalej. Cieszę się, że zagramy z tak klasowym rywalem jak Partizan. Te puchary to dla nas żadna udręka, a wręcz przeciwnie. Jedni grają sparingi, a my mecze z dobrymi rywalami na międzynarodowej arenie.

Reklama

Pierwszy mecz z Partizanem zawodnicy Zagłębia rozegrali 14 lipca. Wciąż przed startem zmagań ligowych. Udało się wywieźć z Belgradu bezbramkowy remis, a trzy dni później bardzo okazale rozpocząć ligę. 4:0 z Koroną Kielce na inaugurację sezonu to naprawdę imponujący rezultat. – W czwartek będzie zupełnie inny mecz, doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Cieszy nas jednak, że potrafiliśmy zagrać z Koroną skutecznie, bo to dobrze rokuje przed starciem z Partizanem. Przed nami trudne zadanie, ale zrobimy wszystko, aby przygoda z pucharami trwała dalej – komentował po spotkaniu z kielczanami jeden z piłkarzy Zagłębia, Arkadiusz Woźniak.

Stokowiec między meczami dokonał łącznie pięciu zmian w składzie.

Screenshot_2019-07-28 FK Partizan Belgrad - Zagłębie Lubin, 14 lip 2016 - Kwalifikacje do Ligi Europy - Protokół meczowy

Z lewej strony mecz pucharowy(14 lipca), z prawej ligowy (17 lipca).

Cztery dni po ligowym meczu z Koroną udało się Zagłębiu zatriumfować nad Partizanem w rewanżowym starciu II rundy eliminacyjnej. Był to drugi bezbramkowy remis w tamtym dwumeczu. Z rzutami karnymi lepiej poradzili sobie zawodnicy polskiego klubu i to oni zapewnili sobie promocję do kolejnej fazy eliminacji.

Stokowiec wypuścił w bój niemal identyczną ekipą jak w pierwszym spotkaniu.

– Nasze zwycięstwo sprawiło, że cały Lubin jest dzisiaj szczęśliwy – radował się trener na konferencji prasowej. – Zawsze staram się w swojej pracy ograniczyć przypadek do minimum. Wystarczyło regularnie śledzić naszą klubową telewizję, żeby zobaczyć, że już od zgrupowania w Turcji trenujemy strzały z jedenastu metrów. Cieszę się, że w naszej grze było tak mało przypadku. Pokazaliśmy niesamowitą wolę walki, ale też bardzo dużą jakość. Jesteśmy dobrze przygotowani pod względem fizycznym i mentalnym, co pokazały karne. W rewanżu to my byliśmy lepszą drużyną. Nie jestem zaskoczony, że udało nam się przejść dalej, bo na ten awans zasłużyliśmy pełną gębą. Udowodniliśmy, że gra w pucharach nie musi być karą. To wielka radość, nagroda i święto futbolu. Cieszę się, że godnie reprezentujemy nasz kraj na europejskiej arenie.

No tak – święto futbolu świętem, ale już trzy dni po rewanżu z Partizanem piłkarze Zagłębie musieli zmierzyć się z Lechem w Poznaniu, a zatem istniało spore prawdopodobieństwo, że zaliczą brutalne zderzenie z szarą, smętną, ligową rzeczywistością. O dziwo jednak – “Miedziowi” zwyciężyli w stolicy Wielkopolski 2:0. Niosła ich euforia, grali całkiem efektownie. Mieli też szczęście do sędziowskich decyzji, ale szczęście zwykle sprzyja lepszym.

Screenshot_2019-07-28 Zagłębie Lubin - FK Partizan Belgrad, 21 lip 2016 - Kwalifikacje do Ligi Europy - Protokół meczowy

Z lewej strony mecz pucharowy (21 lipca), z prawej ligowy (24 lipca).

Wielka przygoda Zagłębia z europejskimi pucharami zakończyła się ostatecznie na III rundzie eliminacji do Ligi Europy. 28 lipca lubinianie przegrali u siebie starcie z duńskim SønderjyskE. Choć nastroje przed meczem były naprawdę gorące, o czym świadczą choćby wypowiedzi Roberta Sadowskiego, ówczesnego prezesa klubu, który Przeglądowi Sportowemu mówił: – W sporcie trzeba trzech rzeczy: szczęścia, dobrze przygotowanej drużyny, która wie, czego chce, oraz pieniędzy. Czasami okazuje się, że wystarczy mieć dwie z tych rzeczy, żeby odnieść sukces. My tak przeszliśmy Partizan. Nie mamy wielkiej kasy. Nawet w polskiej lidze mamy szósty-siódmy budżet, ale mecze z Serbami mogą okazać się kamieniem milowym dla tej drużyny i całego klubu. Ci chłopcy już wierzą, że możemy bić się z każdym.

SønderjyskE okazało się jednak być poza zasięgiem polskiej ekipy. W Danii padł remis 1:1 i podopieczni Stokowca musieli odłożyć marzenia o fazie grupowej Ligi Europy na później. Jednak między tymi meczami odbyła się rzecz jasna ligowa kolejka. Gdzie Lubin odniósł kolejne zwycięstwo, triumfując u siebie 2:0 nad Bruk-Bet Termalicą.

Roszad w składzie Zagłębia znów było sporo.

Screenshot_2019-07-28 Zagłębie Lubin - SönderjyskE, 28 lip 2016 - Kwalifikacje do Ligi Europy - Protokół meczowy

Z lewej strony mecz pucharowy (28 lipca), z prawej ligowy (31 lipca).

– To już ósmy mecz w tym sezonie dla nas, więc nie chcę igrać z ogniem i ryzykować zdrowia piłkarzy. Proces szkoleniowy polega m.in. na dawaniu szans kolejnym zawodnikom w spotkaniach o stawkę. W czwartek czeka nas ciężka batalia w Danii. Chcemy jeszcze odkręcić wynik rywalizacji z SønderjyskE, ale ci którzy zagrają dzisiaj także mają odpowiednią jakość i liczę na trzy punkty – zapowiadał Stokowiec przed starciem z Niecieczą. “Miedziowi” wygrali tamten mecz najniższym nakładem sił. W drugiej połowie nie decydowali się praktycznie na żadne zrywy, trzymali tylko bezpieczne prowadzenie i pilnowali, by rywale nie sprawili psikusa pod bramką Polacka. W wypowiedziach Stokowca coraz częściej zaczął się przewijać aspekt zmęczenia. Trener pozwalał sobie również na krytyczne uwagi dotyczące polityki kadrowej Zagłębia. – Wygrała drużyna zdecydowanie lepsza. Cieszę się tym bardziej, że dokonaliśmy wielu zmian w składzie i wszystko się udało. To fajna reakcja na naszą pechową porażkę z Duńczykami. Muszę rotować składem, analizuję różne parametry, reaguje na wysiłek. Organizm ma swoje granice swoich mocy przerobowych. Jeszcze przyjdą ciężkie czasy dla Zagłębia, także w kontekście odejścia Dąbrowskiego, który od nas definitywnie odchodzi, ale w Danii jeszcze zagra.

POWYŻEJ 3.5 GOLA W MECZU LECHIA – WISŁA? KURS 2.95 W ETOTO!

4 sierpnia przygoda Zagłębia z europejskimi pucharami definitywnie dobiegła końca. SønderjyskE nie dało sobie wydrzeć awansu, choć polska ekipa obszernymi fragmentami dominowała na boisku.

Mogłoby się zatem wydawać, że kibice Lechii przed dzisiejszym starciem z Wisłą Kraków nie powinni się specjalnie niepokoić. Jeżeli Piotr Stokowiec już w 2016 roku potrafił optymalnie zarządzać zdrowiem i kondycją swoich zawodników – a przecież Zagłębie wcale nie miało w tamtym czasie szerszej czy mocniejszej kadry niż obecnie dysponuje Lechia – to da sobie radę tym bardziej teraz. Lechia ma kim Wisłę straszyć, nawet biorąc pod uwagę zawodników, którzy przeciwko Brøndby zagrali krótko bądź wcale – Makowski, Peszko, Sobiech, Wolski czy Maloca poziomu wyjściowe jedenastki nie zaniżą.

Od razu rzuca się jednak w oczy, gdzie Lechia ma największe kłopoty z głębią składu. Abstrahując od pozycji numer dziewięć, bo tam akurat jest kim grać, a dyskusyjna jest forma poszczególnych zawodników, Stokowiec nie bardzo ma kim rotować na bokach obrony. Karol Fila i Filip Mladenović zrobili na boisku różnicę w starciu z Brøndby, lecz kosztowało ich to sporo zdrowia. – Już od zakończenia spotkania myślami jesteśmy przy Wiśle. W szatni byłem przez półtorej godziny, bo od razu zajęli się nami masażyści. Była zimna woda, beczka, schładzanie organizmu, by się szybciej regenerował. Mecz w niedzielę też jest bardzo ważny. Nie możemy odpuszczać – opowiadał Fila w rozmowie z portalem trójmiasto.pl. Zmęczenie sugerował też w mediach Mladenović.

lechia_wisla

Szkoleniowiec Wisły, Maciej Stolarczyk, do ewentualnego zmęczenia dzisiejszych przeciwników podchodzi z przymrużeniem oka, choć być może to w jego ustach wyłącznie kurtuazja. – Z doświadczenia piłkarskiego wiem, że granie co trzy dni nie stanowi problemu. Organizm jest przystosowany do tego, żeby się zregenerować. Tak intensywna gra to coś naturalnego, w wielu ligach się to stosuje, więc w tym nie upatruję naszej szansy.

Zresztą – jeżeli spojrzeć na kłopoty kadrowe Wisły, związane z kontuzjami kilku mniej lub bardziej kluczowych zawodników (Błaszczykowski, Basha, Savicević, Świątko, Hoyo-Kowalski, Bartosz), to może się zaraz okazać, iż Stokowiec ma większy komfort jeżeli chodzi o dobór składu niż jego dzisiejszy konkurent.

Tyle pozytywów, a co może kibiców Lechii zaniepokoić, jeżeli zerkną na historię Zagłębia z sezonu 2016/17? Cóż – nie bez kozery “Miedziowi” skończyli tamte rozgrywki w dolnej połówce tabeli. Trudno zestawiać dzisiejszą Lechię z tamtym Lubinem, ale otrząśnięcie z przegranego dwumeczu z SønderjyskE zajęło podopiecznym Stokowca naprawdę sporo czasu. Widać było, że drużyna zainwestowała sporo energii w walkę o fazę grupową Ligi Europy, a przecież Lechia w pierwszym meczu z Brøndby również poszła na całość, jeżeli chodzi o intensywność gry. Mocny pressing, szybkie akcje, agresywne podejście pod przeciwnika. To wszystko kosztuje i można odnieść wrażenie, że przed trzema laty mocno odbiło się na kondycji “Miedziowych”, choć gra co trzy dni wychodziła im całkiem zgrabnie. Od remisu w rewanżu z Duńczykami, Zagłębie zauważalnie siadło. W lidze nie wygrało pięciu meczów z rzędu (cztery remisy, jedna porażka), odpadło z Pucharu Polski w starciu z niżej notowaną Bytovią.

Wtedy jeszcze trener był bezpieczny, ale cytowany już Robert Sadowski wskazał w rozmowie z Weszło, że tamten kryzys miał swoje konsekwencje, choć odłożone w czasie. – Dopadł nas zastój. Ostatecznie nie weszliśmy do grupy mistrzowskiej, do tego w dramatycznych okolicznościach, bo o wszystkim decydowała trzydziesta kolejka. Drużyna zareagowała dobrze, Piotr Stokowiec wyzwolił w niej piłkarską złość, ale kolejny sezon – w którym ściągnęliśmy kilku zawodników z pierwszej ligi – nie był już tak udany, znowu mimo pozytywnego początku. Nie chciałem ryzykować i czekać na to, co się wydarzy. Wiedziałem, że nadszedł czas, by reagować, bo uznałem, że dolna ósemka to wynik poniżej możliwości naszego zespołu. Stąd pożegnanie z trenerem. Zresztą, presja z zewnątrz w kontekście jego odejścia pojawiła się już wcześniej, kiedy nie weszliśmy do górnej ósemki. To był sygnał ostrzegawczy, ale wytrzymaliśmy, dopiero kilka miesięcy później zdecydowaliśmy, że trzeba coś zmienić.

ARTUR SOBIECH WPAKUJE DZIŚ PIŁKĘ DO SIATKI? KURS NA JEGO GOLA: 2.65 W ETOTO!

Może zatem Michał Probierz miał jednak rację, a “pocałunek śmierci” zadziałał na ogarniętego pucharową euforią Stokowca z opóźnionym zapłonem? To na razie nie są jednak zmartwienia Lechii – pucharowa przygoda gdańszczan dopiero się zaczęła. Styl gry biało-zielonych w meczu z Brøndby sugerował rzecz jasna, że może ona potrwać bardzo długo. Ale wynik 2:1 może równie dobrze zwiastować, iż potrwa ona jedynie do najbliższego czwartku.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...