Piast Gliwice w rundzie wiosennej wygrał komplet dziewięciu domowych meczów, co w dużej mierze przesądziło o zdobyciu mistrzostwa. Przy Okrzei powstała prawdziwa twierdza, kolejni goście wyjeżdżali mniej lub bardziej skopani. Najwidoczniej jednak obrońcy warowni poczuli się zbyt pewnie, zbyt często ucztowali przy suto zastawionym stole i stracili czujność. Teraz na przestrzeni zaledwie tygodnia do ich fortecy wdarło się trzech intruzów i każdy wywiózł łupy.
13 lipca Piast przegrał 1:3 z Lechią Gdańsk w Superpucharze Polski, co było jego pierwszą domową porażką od 12 sierpnia ubiegłego roku, gdy po komplet ligowych punktów w Gliwicach sięgnęła Legia Warszawa (nie liczymy późniejszego odpadnięcia z tym rywalem po karnych w Pucharze Polski). Cztery dni później na piastunkowym stadionie wygrało BATE Borysów i przeszło dalej w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dziś zaś obrońcy tytułu stracili pierwsze ekstraklasowe punkty na swoim terenie od grudnia. Lech Poznań przynajmniej częściowo rozprawił się z demonami z poprzedniej rundy, gdy dostał baty 0:4 oraz poległ 0:1 po kompromitującej wpadce Rafała Janickiego i Matusa Putnockiego.
Dość długo nic nie zapowiadało, że gospodarzy może spotkać coś złego. Szybciutko objęli prowadzenie, kiedy Gerard Badia łatwo uciekł na skrzydle Kamilowi Jóźwiakowi i ostro dośrodkował, a zamykający Jorge Felix uderzył piłkę głową tak mocno, że Mickey van der Hart mógł tylko cmoknąć z zachwytu. Jóźwiak bardzo słabo zaczął w defensywie i błyskawicznie… zamienił się stroną z Tymoteuszem Puchaczem.
Po Piaście nie było widać, że w tym sezonie ma już w nogach trzy mecze więcej od “Kolejorza”. Mimo to goście dwukrotnie pogrozili palcem po rzucie rożnym i mogli nawet prowadzić. Djordje Crnomarković (kolejny debiutant) strzelił głową w słupek, a fatalnie dobijał kolejny nowy – Karlo Muhar. Po chwili piłkę po główce Jóźwiaka wybił z linii dobrze ustawiony Patryk Sokołowski. Na tym jednak na bardzo długo zakończyły się ofensywne poczynania Lecha, który przeszedł na system “laga na Amarala”, co było z góry skazane na niepowodzenie.
Piast marnował za to kolejne sytuacje. Piotr Parzyszek przy optymalnej skuteczności skończyłby z hat-trickiem. O ile trudno mieć do niego większe pretensje za to, że jego płaski strzał świetnie obronił Van der Hart, o tyle powinien wykorzystać dośrodkowanie Patryka Dziczka i trafić z paru metrów do bramki po zamieszaniu powstałym dzięki przebojowemu dryblingowi Sokołowskiego. Za głowę słusznie łapał się także Mikkel Kirkeskov, który po centrze Badii z kornera stał na środku pola karnego, był zupełnie sam, a i tak okropnie spudłował.
Po zmianie stron Lech wreszcie wziął się do roboty. Frantisek Plach dobrze spisywał się po strzałach Jóźwiaka (zawalił Tomasz Mokwa, nabijający rywala przy próbie wybicia) i Tymoteusza Puchacza, gdy poznaniacy wyszli z kontrą w przewadze. Słowacki golkiper znów jednak ma swoje na sumieniu, bo przy straconym golu powinien zachować się lepiej. Chyba nie zakładał, że dopiero co wprowadzony Paweł Tomczyk może zachować się tak sprytnie po klasowym prostopadłym podaniu Darko Jevticia. Tomczyk – będąc wypożyczonym z Poznania – jeszcze kilka tygodni temu świętował mistrzostwo z Piastem, ale nawet nie próbował maskować swojej radości z bramki. Trudno mu się dziwić, bo znów idealnie się sprawdził jako zmiennik.
Lech w momencie wyrównania od pięciu minut grał w przewadze, ponieważ witający się z polską ligą Tomas Huk zatrzymał wychodzącego na czystą pozycję Jóźwiaka, co musiało skończyć się wykluczeniem. W praktyce Piast grał w dziewiątkę, bo pożytek z Daniego Aquino był mniej więcej taki jak z parasola podczas nurkowania. Hiszpan raz czy drugi dostał po nogach i stracił ochotę do gry, a potem doznał urazu mięśniowego i już ledwo chodził. Do końcowego gwizdka nie był w stanie dotrwać.
Koniec końców remis chyba sprawiedliwy. Plusem meczu uznajemy Sokołowskiego, który chwilami naprawdę nam imponował. Luz, spokój w grze, kreatywność. Dwukrotnie notował kluczowe interwencje w defensywie, no i ten drybling, po którym setkę zmarnował Parzyszek. Rozwija się chłopak.
Jak wypadli nowi z Lecha? Muhar to żelbeton, nawet nie zgina nóg przy bieganiu. Przy rzucie rożnym potrafił przyjąć piłkę na osiemnastym metrze od bramki Placha i… wycofać na kontrę dla Piasta. Crnomarković na początku meczu chciał powtórzyć Janickiego z Putnockim z ostatniego meczu tamtego sezonu, ale zdołał naprawić swój błąd. Potwierdziło się, że nie jest zbyt zwrotny, do tego nie za bardzo rozumiał się z Thomasem Rogne. Van der Hart błysnął przy uderzeniu Parzyszka, z tej trójki może być zdecydowanie najbardziej zadowolony. Co do Huka z Piasta, do momentu wykluczenia grał przyzwoicie, no ale taka wpadka w sporej mierze to przekreśla.
Sobotni remis mimo wszystko chyba bardziej cieszy Lecha, bo wyszedł z większych opresji. Z naszego punktu widzenia fajny mecz i tylko szkoda, że frekwencja była zawstydzająca. Sobota, godzina 20:00, świetna pogoda, atrakcyjny rywal, a na trybunach mistrza 4700 widzów, z czego 700 z Poznania. Dramat.
Fot. newspix.pl