Generalnie skład Lecha nie wygląda tragicznie, widzimy tu nawet kilka mocnych punktów – no bo Gytkjaer, bo Tiba czy Amaral. Natomiast mamy dwa poważne znaki zapytanie. Po pierwsze – czy nowi wypalą? Od tego zależeć będzie w dużej mierze siła pierwszej jedenastki Kolejorza. Wiemy mniej więcej, czego spodziewać się po Portugalczykach, potrafimy oszacować na co stać Makuszewskiego czy Kostewycza, natomiast języczkiem u wagi mają być Satka, Crnomarković i Muhar. Jeśli oni podniosą poziom zespołu, to wyjściowy skład Lecha na papierze będzie silniejszy od tego, który oglądaliśmy w poprzednim sezonie.
I – co ważne – Kolejorz pozbył się też w dużej mierze przegranych twarzy. Ludzi, których utożsamialiśmy ze zbieraniem łomotów w europejskich pucharach, z przegranymi finałami na Narodowym czy wywalaniu się metr przed metą w PKO Bank Polski Ekstraklasie.
Drugi znak zapytania to szerokość składu i głębia na kilku pozycjach. Lech stawia bowiem na młodzież, która nie jest zweryfikowana na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej. Mówimy tu o takich zawodnikach, jak Puchacz, Moder, Marchwiński czy Skrzypczak. To oni będą stanowić bezpośrednie zaplecze dla wyjściowego składu. A póki co albo zbierali ogony, albo ogrywali się w I lidze. Być może to wypali, być może nie. I jasne – Lecha nie czeka bitwa w lipcu i sierpniu w Europie, natomiast przyjdzie taki czas, gdy będą kartki i kontuzje. I wtedy trzeba będzie tę młodzież zweryfikować.
Lech ustami Karola Klimczaka zadeklarował, że celu sportowego sobie nie stawia. Celem jest „zbudowanie drużyny”. No to zobaczymy, jak ta budowa będzie wyglądać. Póki co skład wygląda tak na miejsca gdzieś od pierwszego do szesnastego. Ekstraklasa, drogi panie.
OCENA ROZDANIA: 3 (SKALA 1-5)
Jeśli ktoś wierzył w to, że Lech po pożegnaniu się z niemal tuzinem piłkarzy zastąpi ich podobną liczbą transferów gotówkowych – no to się grubo przeliczył. Jeszcze wiosną w klubie pojawiła się taka nieśmiała koncepcja, że może faktycznie trzeba będzie każdego odchodzącego zastąpić w formule „jeden do jednego”, ale później okazało się, że pucharów nie będzie, że w sumie szeroka kadra nie jest potrzebna i – co najważniejsze – za nowych piłkarzy trzeba byłoby zapłacić. Kolejorz zatem przekalkulował sobie, że lepiej ściągnąć trzech-czterech gości do pierwszego składu, a pozostałe luki wypełnić wychowankami wracającymi z wypożyczeń i tymi, którzy wyróżniali się w rezerwach czy juniorach.
I w pewnym sensie ma to sens. No bo Lech nie rozstawał się przecież z samymi liderami zespołu. Odczuwalny będzie na pewno brak tych, którzy regularnie znajdowali się w wyjściowym składzie – odejście Trałki, Buricia, kogoś z dwójki Janicki-Vujadinović, pewnie i Gajosa. Natomiast czy ktokolwiek zauważyłby, że latem z klubu zniknął taki Radut, gdyby Lech nie ogłosił tego wszem i wobec? Pewnie kluby księgowy i poznańscy barberzy. Albo czy Lech koniecznie musiał zastępować kimś Vernona de Marco? Przecież w murze na treningu równie dobrze może stanąć jakiś junior. I na pewno za mniej niż Argentyńczyk.
Zatem obcinanie ogonów przez Lecha w pełni rozumiemy. Ta wyjściowa jedenastka na papierze też nie wygląda źle. Obawy są jednak dwie – czy nowi, ci potencjalni kozacy, faktycznie będą prezentować odpowiedni poziom i nie będą letnim wspomnieniem Zapotok, Thomalli i innych Kokaloviciów. I czy kadra nie będzie zbyt wąska. Bo fajnie jest krzyknąć „hej, odmładzamy zespół, nadchodźcie Puchacze, Modery i Skrzypczaki!”. Gorzej, gdy w kluczowym momencie młodości będzie dużo, a jakości zbyt mało.
NOWY AS W TALII: Mickey van der Hart
Mickey van der Hart. Widzieliśmy go w kilku sparingach, podpytaliśmy o niego chłopaków z zespołu i jawią nam się dwa jego bardzo duże atuty. Po pierwsze – refleks, wiadomo, ważny dla bramkarza. Ale po drugie – i to będzie na pewno go charakteryzowało na tle ligi – gra nogami. Można było podejrzewać, że skoro wychowywał się w Ajaksie, to nogi nie służą mu wyłącznie do wciskania gazu i sprzęgła. Natomiast z tego co obserwowaliśmy, to spokojnie znaleźlibyśmy kilku ligowców, którzy technicznie są od niego gorzej wyszkoleni.
Może nawet kilkunastu.
Albo kilkudziesięciu.
fot. Przemysław Szyszka/lechpoznan.plTo na pewno miła odmiana dla kibiców Lecha, którzy przy próbach rozegrania przez Buricia czy Putnockiego musieli chować się za widzów siedzących przed nimi. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że bramkarz w pierwszej kolejności musi dobrze grać rękoma, a dopiero później nogami. Ale gdyby van der Hart był kozakiem w obu tych kwestiach, to pisalibyśmy o nim w kontekście sukcesów Ajaksu, a nie budowy nowego Lecha.
Mieliśmy mały zgryz, czy w tej kategorii postawić właśnie na Holendra, czy jednak na któregoś ze stoperów. Bo taki Satka na papierze wygląda nawet lepiej od van der Harta, natomiast Słowaka w Poznaniu jeszcze nie ma. Co do Muhara – po sparingach wieszczymy mu rekord żółtych kartek PKO Bank Polski Ekstraklasy, choć miał i takie momenty, gdy wyglądał jak Abdul Aziz Tetteh w szczycie formy. A z Crnomarkoviciem dajemy sobie trochę na wstrzymanie – niech się chłopak sprawdzi w boju.
A jeszcze co do van der Harta – rokuje też fakt, że gość jest profesjonalistą. Zaczyna już kumać sporo słówek po polsku (zna cztery języki, zatem nauka piątego przyjdzie mu łatwiej), korzysta z usług trenera mentalnego, bardzo szybko zaaklimatyzował się w szatni. Pozostaje już tylko dobrze bronić. A tego brakowało Lechowi w zeszłym sezonie, bo i Burić, i Putnocky częściej mecze zawalali niż wybraniali.
BLOTKA: Skrzydła i atak
Nie zrozumcie nas źle – Gytkjaera chciałoby pewnie 15 klubów w tej lidze, a Makuszewskiego z 14. Jóźwiak też nie powinien mieć problemu ze znalezieniem sobie roboty – na przykład w lidze lepszej od polskiej. Natomiast postrzegamy te formacje jako system naczyń połączonych. I w zeszłym sezonie wyglądało to tak, że skrzydłowi Kolejorza formę mieli tylko momentami, a – co za tym idzie – uzależniony od ich podań Gytkjaer miewał długie tygodnie, gdy nie był w stanie oddać choćby celnego strzału. Jednowymiarowość i brak alternatyw w formacji ofensywnej obnażały przede wszystkim wyjazdy. Był taki czas, gdy Lech w sześciu meczach poza Poznaniem oddał… dwa celne uderzenia.
W Poznaniu wyszli z założenia, że drugiego tak miernego sezonu Makuszewski już nie rozegra i że Jóźwiak przełoży niezłą grę na liczby. Bo co by nie mówić – wychowanek Kolejorza miał dużą ochotę do gry, wchodził w dryblingi, szukał dośrodkowań, ale brakowało na tym wszystkim stempla asysty lub gola. I przeto Lech nikogo na boki pomocy nie ściągnął – bo jest wspomniana dwójka, jest wracający z wypożyczenia Puchacz (może grać jako lewy obrońca, ale więcej daje w ofensywie), jest Klupś, na boku zagrać może też Marchwiński czy Amaral, a także wchodzący do piłki seniorskiej Kamiński.
Sęk w tym, że żaden z nich nie daje gwarancji wysokiej jakości. W ostatnich miesiącach wykres ich formy wyglądał raczej jak sinusoida, a nie prosta linia zawieszona wysoko ponad osią X. Skoro Lech miał problem na skrzydłach w zeszłym sezonie i w żadnym stopniu ich nie wzmocnił, to ta pozycja jawi nam się jako słabsze ogniwo. No chyba, że Jóźwiak i Makuszewski zaskoczą z formą – wtedy wejdziemy pod stół i będziemy odszczekiwać.
Słówko też o napadzie, gdzie tak naprawdę realnym kozakiem jest jedynie Christian Gytkjaer, który stracił cały okres przygotowawczy przez kontuzję palca. Duńczyk może wyrobi się na ostatni sparing przed ligą, ale gdy drużyna zapieprzała na boisku, on mógł jedynie popracować na siłowni. Nominalnym zastępcą Gytkjaera wydaje się Żamaletdinow, ale widzieliśmy go w lidze, widzieliśmy go w sparingach i… cóż, nadal szukamy atutów tego chłopaka. A być może on ich po prostu nie ma. Dlatego nie zdziwimy się, jeśli szybko z roli zastępcy Duńczyka wytnie go Paweł Tomczyk, wracający do szatni Lecha jako mistrz Polski z Piastem.
DŻOKER: Filip Marchwiński
Szukaliśmy kogoś wśród młodzieży i zastanawialiśmy się nad dwoma piłkarzami. Może najpierw ten, którego nie wybraliśmy – Mateusz Skrzypczak. Chłopak, który nigdy w akademii nie był uznawany za talent czystej wody – raczej to inni błyszczeli, ale “Skrzypa” robił swoje i doszedł do poziomu PKO Bank Polski Ekstraklasy. To znaczy – doszedł do poziomu, na którym mógł zadebiutować w Ekstraklasie, a co będzie dalej, to zobaczymy. Świetne warunki fizyczne, spore doświadczenie na poziomie juniorskim, szlify z piłką seniorską zebrane w rezerwach i efekty są takie, że gość w sparingach wyglądał wcale nie gorzej od dużo bardziej ogranych kolegów. Na jego plus działa też fakt, że może zagrać na dwóch pozycjach – jako stoper i jako “szóstka”. Domyślnie defensywnym pomocnikiem będzie pewnie Karlo Muhar, ale widzimy po meczach towarzyskich, że facet nie kalkuluje i zapowiada nam się na nowego Tetteha. Kartki zatem przyjdą, a to otwiera furtkę do gry dla wychowanka.
Marchwiński z kolei to – zdaniem wielu ludzi będących blisko akademii – największa perełka, jaką Lech może puścić w świat. Technicznie będzie tę ligę przerastał, natomiast wszystko rozbije się o to, czy da radę ustabilizować swoją formę na równym i wysokim poziomie. Jeśli potwierdzą się wszystkie opinie o jego talencie, to w tym sezonie powinien wywalczyć sobie miejsce w składzie. Albo chociaż powinno być go stać na konsekwentne kradnięcie minut Darko Jevticiowi, z którym będzie rywalizował o skład. Słyszymy, że sodówka mu nie grozi, w przeszłości pytał o niego Inter czy Ajaks, a jednak nie odfrunął. Stawiamy zatem, że to Marchwiński może być odkryciem sezonu. Jeśli jego talent rozbłyśnie, to nie tylko odkryciem w Lechu, ale i w całej lidze.
ŚWIEŻAK: Kamil Jóźwiak
Luzik, arbuzik. Jeśli chodzi o młodzieżowców, to tutaj Lech totalnie nie ma się o co martwić. Karol Klimczak i Piotr Rutkowski zresztą zapowiadali, że mają odmłodzić kadrę w Lechu i tak też się stało. Nie ma pozycji, na której Lech nie mógłby wystawić zawodnika z rocznika 1998 i młodszego. Bramka – Mleczko. Prawa obrona – na razie Gumny. Stoperzy – Skrzypczak i Pleśnierowicz. Lewa obrona – Puchacz. Środek pola – Marchwiński i Moder. Skrzydła – Jóźwiak, Klupś, Kamiński. Atak – Tomczyk. Oczywiście nie każdy z wymienionych gwarantuje odpowiedni poziom, przynajmniej w tym momencie. Natomiast zakładając, że Gumny odejdzie (a raczej odejdzie), to i tak w wyjściowym składzie Lechowi łatwo będzie znaleźć miejsce dla młodzieżowca. I ten młodzieżowiec wcale nie będzie musiał grać za darmo.
Obstawiamy, że warunek gry przynajmniej jednego zawodnika U-22 będzie spełniał któryś skrzydłowy – domyślnie Jóźwiak, ewentualnie Klupś. Dalej w kolejności widzielibyśmy Puchacza na lewej obronie lub Modera albo Marchwińskiego w środku pola. To już daje pięciu zawodników, którzy nie będą wystawiani na boisku „bo przepis”, ale dlatego, że potrafią grać w piłkę. No i też dlatego, że można ich sprzedać za przyzwoite pieniądze.
Lech w tym kontekście jawi się jako klub najlepiej przygotowany na wszelkie kataklizmy, pomory zdrowotne wśród młodzieżowców, matury czy klasówki. Ale akurat tego można było się spodziewać, bo przecież sam Kolejorz mocno optował za tym, by taki wymóg wprowadzić.
ROZDAJĄCY: Dariusz Żuraw
Spokojny? Oj tak, zdecydowanie. Darek nie należy do nerwusów. To nie jest tak, że on ma wyniki w nosie, przeżywa je, ale nie okazuje tego na zewnątrz. Zresztą jego praca nie pochłania emocjonalnie. Po treningu w Wieluniu pakował torbę i wracał do domu, gdzie czekała żona i dzieciaki. Rodzinny, opanowany facet, taki jest Darek – charakteryzował go Mariusz Gładysz, przyjaciel i kolega z boiska.
Żurawia trudno upchnąć w jakąś szufladkę trenerską. Ani nie jest zamordystą, który wysyła piłkarzy na bieganie po górach i lasach, choć przecież w przeszłości pracował chociażby u Felixa Magatha. Nie jest też typem trenera-kumpla, który codziennie organizuje siatko nogę i pozwala na piwko po każdym treningu.
Sam Żuraw jest pewny siebie, nie boi się postawić na młodych, chce grać odważnie. Zresztą o grze ofensywnej mówił w każdym klubie z niższych lig, w których pracował. Nie zgadza się z tezą, że dostał szansę z przypadku, broni polskich szkoleniowców. – Śmiem twierdzić, że mamy wielu dobrych trenerów, szukamy zagranicznych trenerów bez wielkich osiągnięć, ale mających zagraniczny paszport. U nas tak jest – „co zagraniczne, to lepsze”. A tak nie powinno być. Wiem co mówię, grałem w Niemczech i widziałem jak oni szanują swoich trenerów. Tam to podejście jest zgoła inne. U nas całe zło zaczyna się od trenerów. My się nie znamy, my nic nie potrafimy. Powiem przekornie – potrafimy. I to często lepiej niż niejeden zagranicznych szkoleniowiec. W silniejszych ligach trenerzy sprawiają wrażenie lepszych, bo działają w innych warunkach – mają lepiej poukładane kluby, zaplecze, większy komfort przy budowaniu zespołu według swoich planów – mówił u nas w wywiadzie.
Na pewno nie można odmówić mu tego, że ma swój pomysł na Lecha. Sam też na pewno czuje, że to wielka szansa – jeśli sprawdzi się w Poznaniu, to zyska mocną kartę przetargową na przyszłość i umocni się na trenerskiej karuzeli. Na razie znamy go niewiele, zatem po czynach go poznacie. Niemniej jasnym planem na zespół będzie próbował nas przekonać do tego, że wcale nie jest gościem znikąd, który dostał pracę w Lechu, bo akurat był w rezerwach. On sam ma też duże aspiracje – nie ukrywa, że jego marzeniem jest praca w Bundeslidze.
POTENCJALNY SKŁAD
Przypuszczamy, że Gumny może nie zdążyć zagrać w tym sezonie i już przed pierwszą kolejką w Polsce go nie będzie. A jeśli będzie – to wiadomo, Cywka na ławkę. Lech po sprzedaży Gumnego ma zamiar zakontraktować jeszcze prawego obrońcę, po starciu z Cracovią do drużyny dołączy jeszcze Lubomir Satka, stoper DAC Dunajska Streda, nad którym w klubie jest sporo cmokania. Inne znaki zapytania? Nie widzimy. Może jedynie to, że sezonu w ataku nie zacznie Gytkjaer, a Żamaletdinow lub Amaral.
OKIEM SZATNI: Kamil Jóźwiak
Obecne przygotowania – bardziej siatkonoga z trenerem Urbanem czy maraton z niedźwiedziem na plecach z trenerem Czerczesowem
Ja miałem tylko kilka treningów z drużyną, ale rozmawiałem z chłopakami i wiem, że bardziej szło to w stronę maratonu z niedźwiedziem na plecach. Było ciężko, ale to dobrze – praca zaprocentuje w lidze. Dzisiaj się napocimy, a jutro przyjdą efekty. I tak powinno być.
Który z piłkarzy z Twojej drużyny robi największe wrażenie podczas tej przerwy?
Mateusz Skrzypczak. Podlizuję się koledze? Nie, nie, mówię serio. Zresztą widziałeś sparingi i wiesz, że prezentuje się dobrze. Wszedł bez kompleksów, gra jak stary wyga, dobrze radzi sobie w destrukcji, piłka nie przeszkadza mu przy nodze.
Czego wam brakuje, by w tym sezonie zostać mistrzem Polski?
Na pewno może nam brakować czasu, by się zgrać. Przyszło kilku nowych chłopaków, jest sporo młodzieży i w początkowej fazie sezonu pewnie będziemy się jeszcze docierać. Wraz z upływem tygodni powinno to wyglądać coraz lepiej, bo treningami i meczami dojdziemy do tego, co chcemy grać.
Dlaczego nie obawiacie się spadku?
Mamy jakość w składzie, tym powinniśmy przemawiać na boisku. A w porównaniu do poprzedniego sezonu, to na pewno poprawiła się atmosfera. Młoda kadra robi swoje, nie ma grupek, nakręcamy się wzajemnie na te pozytywne myślenie i wychodzi nam to dobrze. Widać, że szybko się integrujemy. Zwłaszcza nowi zawodnicy – to sami obcokrajowcy, ale szybko łapią język polski, dogadujemy się dobrze, chwytają żarty. Pod tym względem na pewno widać poprawę.
Które miejsce pod koniec sezonu sprawi, że z zadowoleniem i poczuciem satysfakcji odkapslujesz piwo by uczcić sukces?
Wobec zmian w składzie i przebudowy drużyny, to pewnie europejskie puchary powinny być takim wynikiem, z którego będziemy zadowoleni. Ja też jestem daleki od tego, by się przesadnie pompować hasłami “idziemy na majstra” i “tylko mistrzostwo”. Jasne, jesteśmy ambitnymi ludźmi i będziemy celować w to, by być na koniec sezonu mistrzem, natomiast zdajemy sobie sprawę, że ten sezon jest dość specyficzny.
OKIEM EKSPERTA: Radosław Nawrot (Gazeta Wyborcza)
Co ci się podczas tej przerwy najbardziej w klubie podobało?
Najbardziej podoba mi się to, że Lech usunął z kadry aż dziesięciu graczy. Bo to jest bardzo nierozsądne zagranie, ale konieczne, aby coś zmienił. Przypomina to trochę sytuację, w której siedzą przy stole pokerzyści, któremuś nie idzie, więc łapie karty i wyrzuca za siebie z krzykiem “od nowa”.
Podoba mi się to, że Lech chce zagrać nowymi kartami.
Co ci się podczas tej przerwy najbardziej w klubie nie podobało?
Najbardziej nie podoba mi się to, że Lech usunął z kadry aż dziesięciu graczy. Bo z drugiej strony to znaczy, że niemal skreśla się z walki o mistrzostwo. Nierozsądnym byłoby oczekiwań, że po takiej operacji jest do tego zdolny
Którym transferem jarasz się najbardziej?
Chyba Mickey van der Harta. Lech po raz pierwszy od lat pomyślał o tym, aby wzmocnić obronę bramkarzem. Aby wzmocnić rozegranie bramkarzem. Aby wzmocnić kreatywność bramkarzem. Pomyślał o bramkarzu, co mnie jara jako byłego bramkarza.
Dlaczego Lech nie spadnie?
Chyba dlatego, że trzeba znać się na żartach. A jednak Lech spadający to żart. To nie jest 1999 rok, nie róbmy sobie jaj z pogrzebu.
Dlaczego Lech nie zostanie mistrzem Polski?
A ja tego nie powiedziałem. A serio – w polskiej lidze wystarczą trzy-cztery miesiące w formie, aby mistrzem być. Legia nie jest żadną Wisłą z przełomu wieków, a jedynie zespołem sięgającym po trofea słabością innych. Gdyby więc Lech trafił z formą na 3-4 miesiące, najlepiej wiosną… albo gdyby mu ten nowy zespół zatrybił w sytuacji, gdy nikt na niego nie stawia, jak w 2014 roku… W każdym innym wypadku nie ma szans na mistrzostwo.
OKIEM ANKIETOWANYCH
GDYBY ROZDANIE BYŁO GIFEM
W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…
Lech po poprzednim sezonie uznał, że ma za słabe karty w ręku i zrzucił je niemal wszystkie. Teraz wiele zależy od tego, co dostaną w zamian. I albo skończy się szczęśliwym i wysokim stritem, albo poznaniacy będą blefować z jednym asem licząc na to, że inni spasują.