Gdy siadasz naprzeciw starego wygi wiedz, że w każdej chwili może cię zwieść. Wyciągnąć asa z rękawa niepostrzeżenie nawet dla najuważniejszego spojrzenia, zablefować bez mrugnięcia okiem, by kilka ostatnich żetonów w parę rozdań zamienić w małą fortunę. Górnik takiego wyjadacza ma. Igor Angulo jak zwycięzca wielu karcianych turniejów, w wielu meczach jest dyskretny, nie daje po sobie poznać, że jest z niego prawdziwy grajcar. A jakoś tak się składa, że gdy przychodzi do liczenia dorobku, mało kto może się z nim równać.
Jako wicekról strzelców poprowadził Górnika do europejskich pucharów, jako najlepszy wśród snajperów rok później ustrzegł przed spadkiem. Lata lecą, w tym roku snajper świętował już 35. urodziny. Tylko co z tego, że karta z pożółkłej, wiekowej talii z pozaginanymi rogami i wytartymi obrazkami? Król jest król. I to właśnie tego króla będzie się kurczowo trzymać Marcin Brosz mając nadzieję, że raz jeszcze da mu wygrać niejedno starcie.
OCENA ROZDANIA (skala 1-5): 2,5
Tak naprawdę ocena jest o tyle trudna, że Marcin Brosz cały czas jeszcze nie wie, z iloma żetonami i jakimi kartami na start siądzie przy stoliku. Ba, jeszcze parę dni temu mówiło się o tym, że może nie przedłużyć kontraktu z klubem, że oprócz niego może odejść też koordynator pionu sportowego, tu i ówdzie w Zabrzu nazywany transferowym cudotwórcą, a więc Artur Płatek. Mało tego, wciąż nie wiadomo też, co z prezesem Bartoszem Sarnowskim, którego kontrakt się zakończył. Tymczasowo klubem rządzą Małgorzata Miller-Gogolińska i Dariusz Czernik, ale cały czas sprawa nowego (starego?) prezesa tkwi w zawieszeniu.
Kwestia zamknięcia kadry zabrzan wygląda analogicznie. Wielu rzeczy wciąż nie wiemy, wiele luk wciąż pozostaje niezapełnionych, można w ciemno obstawiać, że nowi będą dochodzić również po rozpoczęciu rozgrywek. Artur Płatek ostatnio deklarował, że Górnik czeka na rozstrzygnięcia w pierwszych rundach eliminacyjnych europejskich pucharów, bo większość zespołów nie chce puszczać swoich zawodników nim nie pożegna się z rozgrywkami pod egidą UEFA. Jeśli wszystko ułoży się po myśli zabrzan, Górnika ma zasilić jeszcze dwóch-trzech graczy.
Stąd tak trudno ocenić rozdanie na tym etapie. Obecnie nie wygląda to jakoś wybitnie przekonująco, ale dwóch kozaków na poziomie Gwilii i Sekulicia wyczarowanych przez Płatka – najlepiej na środek pomocy i do wsparcia w ataku Igora Angulo – i optyka zmienia się o 180 stopni, a Górnik staje się bardzo mocnym kandydatem do ósemki.
NOWY AS W TALII: Erik Janza
Powiedzieć, że stałe fragmenty gry były wielką przewagą Górnika, która w pierwszym sezonie po powrocie do ekstraklasy dała mu od razu awans do pucharów, to jak powiedzieć, że „Skazani na Shawshank” to dobry film. I to, i to prawda, ale i to, i to – również spore niedopowiedzenie. Dowody?
Gdyby Sandecja Nowy Sącz strzeliła wtedy sześć razy więcej goli po stałych fragmentach, nadal miałaby o jedną zdobytą w ten sposób bramkę mniej niż Górnik.
Gdyby zebrać razem gole po zagraniach ze stojącej piłki Korony Kielce i Jagiellonii, również brakłoby jednego trafienia, by wyprzedzić zabrzan.
31 bramek z 65 strzelonych w lidze to zasługa świetnie bitych wolnych, rożnych i karnych. Za te ostatnie odpowiadał Igor Angulo, za resztę – przede wszystkim Rafał Kurzawa i Damian Kądzior. Od tamtej pory – choć nieźle wolne i rożne bił też Walerian Gwilia – nie było kogoś, kto gwarantowałby taką regularność, jak pomocnicy dziś odpowiednio: Midtjylland i Dinama Zagrzeb.
Nowy lewy obrońca Górnika to gość, którego reklamowano nam jako człowieka wjeżdżającego do Zabrza w czerwonej czapeczce „Make set pieces great again”. Świetnie ułożona lewa noga do dośrodkowań zarówno z gry, jak i z piłki uprzednio ustawionej. A do tego szybkość, jaka jest ofensywnie grającemu lewemu obrońcy niezbędna, jeśli chce z tego atutu korzystać w dynamice meczu, nie zostawiając za sobą połaci wolnej przestrzeni dla prawoskrzydłowego rywali.
Z tego, co słyszymy, na dziś to pewniak do gry w podstawie od pierwszej kolejki.
BLOTKA: środek pomocy
Prosta matematyka, żadne zadanie z gwiazdką. Masz trzech środkowych pomocników, którzy idealnie się uzupełniają i bardzo dobrze rozumieją. Dwóch wraca z wypożyczeń do swoich poprzednich klubów. Ściągasz w ich miejsce jednego. Jaki jest bilans?
Dobra, są wakacje. -1.
Druga linia Górnika była tym, co dało temu zespołowi utrzymanie i status jednej z najatrakcyjniej grających wiosną ekip. Mateusz Matras był mięśniami, Szymon Żurkowski sercem, a Walerian Gwilia mózgiem doskonale funkcjonującego organizmu. Łatwo sobie wyobrazić, jak potężnym ciosem byłaby strata jednego, a co dopiero dwóch spośród tych graczy.
To nie dołek, nie dół, a lej po bombie do zasypania. Póki co ściągnięto tylko jednego środkowego pomocnika – Serba Filipa Bainovicia. Co o nim wiemy? – W Radzie był najlepszym zawodnikiem. Może grać zarówno na pozycji numer 6, jak i numer 8. To defensywny playmaker grający od pola karnego do pola karnego. Jego atutem są podania i strzały z dystansu, jest też niezłym egzekutorem wolnych i rożnych. Z kolei jego słabą stroną bywa zaangażowanie – nie zawsze jest dość agresywny i czasami unika walki. Bardzo rzadko gości też w polu karnym i jeśli nie zdobędzie paru goli strzałami z dystansu czy po rzutach wolnych, raczej trudno spodziewać się, by trafił do siatki w inny sposób. Gdybym miał go porównać z Andriją Lukoviciem, którego ściągnął Raków Częstochowa, Luković jest lepszy. Ale obaj dorastali w Crvenej Zvezdzie i wyrośli na dobrych piłkarzy – mówi nam Samir Hamzaoğulları z firmy skautingowej TrScouts.
Z tego, co słyszymy, szykują się kolejni. Od paru meczów intensywnie testowany jest między innymi Alasana Manneh z Barcelony B, jak charakteryzuje go Artur Płatek – „bardzo dobry technicznie środkowy pomocnik, który lubi mieć piłkę”. Wciąż trwają negocjacje z katalońskim klubem na temat transferu definitywnego Gambijczyka.
Póki jednak nie dojdą nowi i nie dowiemy się, co sobą reprezentują, pozwolimy sobie na uzasadnioną wątpliwość, czy środek pomocy choć spróbuje nawiązać poziomem do tego z wiosny 2019.
DŻOKER: Boris Sekulić
Kiedy wszyscy wspominają naprawdę dobre zimowe okienko transferowe Artura Płatka, pierwszymi chwalonymi nabytkami zwykle są Gwilia i Matras. Tymczasem to Sekulić – jak mówił przed rozpoczęciem rundy wiosennej Marcin Brosz – był celem transferowym numer jeden, na który trzeba było chwilę poczekać. Ale było warto, oj tak.
Może to kwestia skali porównawczej, może fakt, że jesienią Górnik miał najgorszą prawą obronę w lidze, niezależnie czy Marcin Brosz stawiał na Wiśniewskiego, Michalskiego czy Wolniewicza. Ale Sekulić, gdy tylko się na Górnym Śląsku pojawił, z miejsca zaczął wyglądać na kozaka. Takiego, co to i w obronie nie ustąpi, i podłączy się pod akcję tak aktywnie, że może zakończyć ją nawet uderzeniem w polu karnym przeciwnika. Dość powiedzieć, że Sekulić miał na koncie 2 gole i 3 asysty, a więc więcej od każdego z nominalnych napastników Górnika poza Igorem Angulo – Kamila Zapolnika, Łukasza Wolsztyńskiego czy Marcina Urynowicza.
Jeśli tylko Janza potwierdzi dobre opinie na swój temat, a Sekulić przynajmniej podtrzyma formę z wiosny, może się za moment okazać, że szukając najmocniejszych boków obrony w Polsce, wypadałoby zatrzymać palec na mapie w miejscu Zabrza.
ŚWIEŻAK: Przemysław Wiśniewski
To, że najmocniejszą kartą Górnika jest prawdziwy weteran nie znaczy, że w Zabrzu trzeba młodzieżowców szukać w najdalszych kątach pobliskich kopalni. Na ostatnie przedsezonowe zgrupowanie do Poznania Marcin Brosz zabrał 28 zawodników, z czego aż dziesięciu spełnia wymagania przepisu o młodzieżowcu. Do tego dochodzi utalentowany, ale mający problem z kontuzjami Wojciech Hajda, którego w kadrze na obóz w stolicy Wielkopolski zabrakło.
Krótko mówiąc – Górnik będzie miał mniej kłopotu z wystawieniem porządnego młodzieżowca niż agencje reklamowe ze znalezieniem chętnych na barter influencerów. Trzy nazwiska, które powinny się w jedenastce zabrzan pojawiać najregularniej to:
– Przemysław Wiśniewski, stoper lub w razie potrzeby prawy obrońca (choć dla dobra drużyny lepiej, by ta potrzeba nie zaszła), gość mający 25 meczów w ekstraklasie na koncie;
– Adrian Gryszkiewicz, który może grać i na lewej obronie, i jako stoper, zawodnik z 31-meczowym doświadczeniem w ekstraklasie;
– Maciej Ambrosiewicz, wszechstronny pomocnik, najlepiej grający jako środkowy, ale sprawdzający się też na boku obrony czy jako defensywny prawoskrzydłowy, najbardziej doświadczony w lidze z tej trójki – 44 spotkania.
Nie trzeba wprowadzać nikogo nowego. Promować jakiegoś młodego tylko dlatego, że jest młody. Idziemy w ciemno, że gdyby przepisu o młodzieżowcu nie wprowadzono, i tak zawsze ktoś z powyższego tercetu byłby na placu gry. Największą liczbę minut na dziś przypisalibyśmy spośród nich Wiśniewskiemu, który po odejściu Daniego Suareza powinien stać się trudnym do zakwestionowania wyborem pary dla Pawła Bochniewicza.
ROZDAJĄCY: Marcin Brosz
Ross, bohater serialu „Przyjaciele”, w jednym z odcinków chwalił się niezwykłą umiejętnością. Unagi. Zdolnością do tak doskonałego przewidywania zagrożenia, że jesteś w stanie się na nie przygotować i przed nim obronić w dosłownie każdym momencie.
Marcin Brosz chyba za bardzo uwierzył po pierwszym sezonie w ekstraklasie w to, że czuje każde zagrożenie i jest w stanie mu zaradzić – w końcu z młodym zespołem skazywanym na grę o utrzymanie wszedł do pucharów. I wtedy jego czujność zapadła w głęboki sen. Tak jak Ross dał się zaskoczyć Rachel i Phoebe wyskakującym zza zasłony, tak święcie przekonany o siódmym zmyśle do przebierania wśród młodych polskich piłkarzy Brosz nie dostrzegł, jak wielkie niebezpieczeństwo czycha na jego zespół, gdyby nowa fala nie okazała się tak mocna jak stara.
Kacper Michalski nie został więc nowym Mateuszem Wieteską, a Adam Ryczkowski nowym Rafałem Kurzawą. Na szczęście Brosz, który miał wtedy między sezonami odrzucać kandydaturę za kandydaturą, zimą w pełni współpracował już z Arturem Płatkiem i dołączył do zespołu aż sześciu obcokrajowców, jednocześnie raz jeszcze nakręcając drużynę tak, że ta grała naprawdę miły dla oka futbol.
Teraz dane mu będzie podjąć kolejną próbę zrobienia z Górnika zespołu efektownego i efektywnego, co nie było wcale tak oczywiste. Gdzieś w głowie prezydent Zabrza miała zostać zasiana myśl, że przecież jej ulubiony Adam Nawałka znów szuka pracy, długo nie pojawił się podpis w wykropkowanym miejscu na nowym kontrakcie Brosza. Ale jest. I dobrze, bo kolejne trzy rundy naprawdę fajnej piłki na cztery rozegrane bierzemy w ciemno.
POTENCJALNY SKŁAD:
OKIEM SZATNI: Kamil Zapolnik
Obecne przygotowania – bardziej siatkonoga z trenerem Urbanem czy maraton z niedźwiedziem na plecach z trenerem Czerczesowem?
– Coś pośrodku, ale bliżej nam do opcji z trenerem Czerczesowem. Odczuwamy trudy obozu przygotowawczego. Wydaje mi się, że najtrudniejszy czas już za nami, ale nadal nie jest lekko. Teraz wchodzimy w okres, gdy gramy dużo sparingów, większość po 90 minut. Lekko nie było, szczególnie na obozie w Wodzisławiu.
Który z piłkarzy z Twojej drużyny robi największe wrażenie podczas tej przerwy?
– Wiadomo, że Igor Angulo jest graczem specyficznym, nie rzuca się tak w oczy, ale zawsze strzela bramki. Nie inaczej jest i teraz. A jeśli chodzi o piłkarską różnicę na boisku, to Jesus Jimenez.
Czego wam brakuje, by w tym sezonie zostać mistrzem Polski?
– Poczekałbym z tym “brakuje”. Jak pokazała naprawdę niedawna historia, Piast Gliwice potrafił zdobyć tytuł, choć nikt na niego nie stawiał. Trzeba mieć marzenia, wierzyć. Myślę, że mimo dużych osłabień klub robi wszystko, by luki pozapełniać. Będziemy się zgrywać i walczyć o jak najwyższe cele. Wierzymy w to.
Dlaczego nie obawiacie się spadku?
– Ostatni sezon wiele nas nauczył. I jako drużynę, i ludzi zarządzających klubem. Historia z pierwszą, słabą rundą się już nie powtórzy. Dobrze wejdziemy w sezon. Po treningach, po tym jak prezentuje się drużyna podczas przygotowań mogę powiedzieć, że będziemy grać o górną ósemkę, a nie przejmować się utrzymaniem. W piłce nigdy nie można być nazbyt pewnym siebie, emanować pychą, ale czujemy, że nie będziemy musieli zaprzątać sobie głowy spadkiem.
Które miejsce na koniec sezonu sprawi, że z zadowoleniem i poczuciem satysfakcji odkapslujesz piwo by uczcić sukces?
– Mistrzostwo Polski! (śmiech) Ale patrząc realnie, pierwsza czwórka to byłby dla nas i dla całego klubu duży sukces.
OKIEM EKSPERTA: Rafał Kędzior
Co ci się podczas tej przerwy najbardziej w klubie podobało?
– Nie będę odkrywczy. Najbardziej podobało mi się to, że utrzymano ten sam sztab szkoleniowy i osobę odpowiedzialną za transfery, czyli Artura Płatka. Wiadomo, w jakich okolicznościach się to odbywało. Było sporo niedomówień, sporo znaków zapytania. To zdecydowanie najważniejsze wydarzenie lata w Górniku Zabrze. Gwarantuje to konsekwencję w budowaniu zespołu. Okej, ono może się nie podobać wszystkim, bo Górnik sięga w ostatnim czasie po wielu zawodników zagranicznych. Ale zatrzymanie Płatka było moim zdaniem kluczowe, by mówić o jakiejś filozofii, o budowaniu czegoś trwałego, na lata. Sądzę, że żaden kibic Górnika nie wyobrażał sobie, by trener Brosz nie prowadził drużyny w kolejnym sezonie. Najważniejsze, że pomimo wszystkich sytuacji dookoła udało się wszystko dopiąć, że trenerem pozostanie Marcin Brosz, a osobą odpowiedzialną za budowę pionu sportowego – Artur Płatek.
Co ci się podczas tej przerwy najbardziej w klubie nie podobało?
– Dokładnie to samo, o czym mówiłem w pierwszym pytaniu. Otoczka tego wszystkiego. To, że wszystko nie zostało załatwione od razu po zakończeniu poprzedniego sezonu. Brakowało jasności, że opieramy się wciąż na tych samych ludziach, budujemy dalej. Nie podoba mi się też całe zamieszanie w związku z tym, co dzieje się w gabinetach. Nadal nie wiemy, kto będzie prezesem Górnika w kolejnym sezonie. Abstrahując od tego, czy decyzje są dobre, czy złe, kiedy zawodnicy wracają z urlopów, dobrze żeby było jasne, z kim będą pracowali. Nie tylko od strony sportowej, ale też administracyjnej. Ten temat nie został rozwiązany tak, jak należy.
Którym transferem jarasz się najbardziej?
– Gdybym mógł odpowiedzieć: pomidor, to tak właśnie bym odpowiedział. Żadnym, ponieważ wydaje mi się, że najważniejsze jest pozostanie Pawła Bochniewicza. Możemy sobie opowiadać, że którymś transferem się jaram, nie jaram, a potem boisko weryfikuje. Janza i Bainović nie wyglądają źle, powinni być mocnymi punktami zespołu, ale na to wpływ może mieć wiele czynników. Aklimatyzacja, wpasowanie się w zespół, w filozofię trenera, zaadaptowanie się do warunków gry w ekstraklasie, poznanie stylu i wiele innych mentalnych spraw. Jaram się za to każdym młodym Polakiem, który wzmacnia Górnika. Parę takich transferów do klubu było. Może nie na już, może to nie piłkarze, którzy w tym momencie będą stanowili o sile zespołu. Ale bardzo fajnie, że trener Prasoł będzie prowadzić rezerwy i tam ci gracze będą dostawali bardzo dużo szans na grę i na stały rozwój.
Dlaczego Górnik nie spadnie?
– Dlatego, że ma Marcina Brosza – to raz. Ale przede wszystkim dlatego, że cały klub wyciągnie wnioski z tego, co wydarzyło się w poprzednim sezonie. Górnik nie spadnie, bo ma zespół silniejszy niż w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu, a ta runda decydowała o tym, że zabrzanie wiosną musieli drżeć o ligowy byt. Może nie do samego końca, ale dosyć długo. Dziś górnicy są bogatsi o tamte wnioski, lepsi personalnie. No i to taki klub, który idzie po sinusoidzie – raz martwi się o utrzymanie, a raz gra o wyższe cele. Wychodzi więc na to, że Górnik w tym sezonie będzie raczej bił się w górnej połówce tabeli.
Dlaczego Górnik nie zostanie mistrzem Polski?
– Bo wydaje mi się, że nie jest na to gotowy. A sytuacja taka, jak z Piastem Gliwice nie zdarza się co roku. To polska ekstraklasa, wszystko może się zdarzyć, dlatego nie wykluczę, że Górnik zostanie mistrzem Polski tak samo, jak nie wykluczę, że zostanie nim Raków Częstochowa czy raz jeszcze Piast. Dlaczego nie? Mają trenera Brosza, mają Artura Płatka… Martwi mnie tylko to, że proporcje co do zagranicznych i polskich graczy są nieco zachwiane. Nie mówię, że to przeszkoda, wiemy, jak wyglądają topowe zespoły. Oczywiście życzyłbym Górnikowi piętnastego mistrzostwa Polski, ale wydaje mi się, że to nie ten czas i okoliczności.
OKIEM ANKIETOWANYCH
W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…
Liczenie na to, że krupier Artur Płatek wyciągnie jeszcze jakieś zacne karty na flopie, turnie i riverze. Zimą udało się nie tylko wyczarować Waleriana Gwilię, drugiego króla do pary z Igorem Angulo, ale i podeprzeć go mocną parą Matras-Sekulić. Póki co wydaje się jednak, że Górnik drugi sezon z rzędu startuje z królem i drugą, nieszczególnie wysoką kartą na ręce.
fot. FotoPyK/400mm.pl/NewsPix.pl