Starcie Argentyny z Brazylią to jeden z największych futbolowych klasyków na świecie. Być może nawet największy ze wszystkich. Jednak od jakiegoś czasu zrobiło się z tej odwiecznej rywalizacji troszkę granie do jednej bramki. Argentyńczykom zdarza się zatriumfować nad rywalem w meczu towarzyskim, fakt, ale na zwycięstwo w meczu o punkty Albicelestes czekają już… czternaście lat.
Aż trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, jak wyrównane są zazwyczaj argentyńsko-brazylijskie boje. Choćby te dzisiejszy, żeby daleko nie szukać przykładów. Niemniej – fakty mówią same za siebie. Canarinhos w ostatnich latach zaznaczają dość wyraźnie swoją przewagę nad Albicelestes, choć przecież także i ekipa z Kraju Kawy nie przeżywa szczególnie udanego okresu w swoich dziejach, żadnych wielkich triumfów nie święci. A jednak – Argentynę regularnie leje.
Wczorajsza porażka Argentyńczyków z Brazylią 0:2 to już piąty przypadek z rzędu, gdy błękitno-biali muszą uznać wyższość rywala w rozgrywkach Copa America. Ostatni raz udało im się wygrać południowoamerykański klasyk rozgrywany w ramach mistrzostw kontynentu jeszcze w 1993 roku. Wówczas Argentyna i Brazylia trafiły na siebie w ćwierćfinale turnieju rozgrywanego w Ekwadorze. Właściwie to padł wtedy remis 1:1, ale to Argentyńczycy lepiej egzekwowali rzuty karne i awansowali do kolejnej rundy, zresztą ostatecznie wygrywając całe rozgrywki dzięki dwóm bramkom Gabriela Batistuty w finale.
27.06.1993. Juana Foytha, Rodrigo de Paula, Leandro Paredesa, Lautaro Martineza, Paulo Dybali czy Giovaniego Lo Celso nie było wtedy nawet na świecie. 1993 rok to już naprawdę zamierzchła przeszłość w dynamicznym świecie futbolu.
Potem było jeszcze nieudane dla Argentyny starcie z odwiecznym rywalem w Copa America 1995 (Argentyna odpadła po rzutach karnych), porażka 1:2 w ćwierćfinale turnieju z 1999 roku, przegrany finał w 2004 roku (znów nieszczęsne karne), baty w finale Copa America 2007, no i dziś w nocy kolejna już klęska, być może nawet bardziej bolesna niż wiele poprzednich, bo Argentyńczycy w gruncie rzeczy rozegrali swój najlepszy mecz na turnieju. Imponowali zadziornością, kreowali sobie sporo podbramkowych okazji. To jednak było za mało na pokonanie do bólu pragmatycznej Brazylii, co nie świadczy najlepiej o obecnym poziomie Albicelestes.
Jeżeli brać pod uwagę wszystkie mecze o punkty, włącznie z eliminacjami – Argentyna ostatni raz znalazła sposób na Brazylijczyków w czerwcu 2005 roku, triumfując 3:1 na Estadio Monumental w Buenos Aires. Ociupinkę się od tamtego czasu obie ekipy zmieniły, nie da się ukryć. Wystarczy rzut oka na składy:
Łącznie w XXI wieku Argentyńczycy w starciu, którego stawką były punkty lub awans wygrali z Brazylią dwukrotnie. W 2001 i 2005 roku, za każdym razem w ramach eliminacji do mundialu. Na Copa America czy też w Pucharze Konfederacji zbierali po głowie. Fatalnie to wygląda.
Sam Leo Messi przeciwko Brazylii pojawiał się na boisku dziesięciokrotnie, wygrywając… zaledwie trzy razy. To wprost katastrofalny bilans. Jeżeli chodzi o mecze toczone o punktową stawkę, Argentyna z Messim w składzie przegrywała w mundialowych eliminacjach 1:3 i 0:3, poległa też z Brazylią na Copa America 0:3 i 0:2. Trzeba oczywiście docenić towarzyskie 4:3 na korzyść Albicelestes, gdy w 2012 roku Leo poczęstował rywali hattrickiem, czego wcześniej w ramach tej swoistej walki o prymat w Ameryce Południowej dokonał wyłącznie Pele. Ale to – mimo wszystko – jedynie sparing. Messi wciąż nie zdobył gola przeciwko Brazylii w meczu o stawkę.
Wczoraj było chwilami cholernie blisko, ale kapitan Albicelestes koniec końców musiał obejść się smakiem, podobnie jak jego partnerzy z drużyny.
Jeżeli chodzi o najboleśniejsze porażki w karierze reprezentacyjnej Messiego, to trzy przypadki, gdy jego Argentyna obrywała od Brazylii 0:3 znajdują się w ścisłej czołówce rankingu. Choć oczywiście nic nie może się równać z klęską w starciu z Boliwią, która zmiażdżyła Argentyńczyków aż 6:1.
Za wczorajszy mecz Messi zebrał w ojczyźnie przychylne recenzje. Dziennik “La Nacion” jego występ wycenił na siódemkę, najlepiej w zespole Argentyny. Co nie zmienia faktu, że argentyńscy dziennikarze przed starciem o trzecie miejsce są pełni gorzkich refleksji: – Zespół nie grał źle, ale słono zapłacił za pomyłki w defensywie. Abstrahując od decyzji arbitra, w atakach Argentyny nie było pełnego zrozumienia. To za mało jak na zespół, którego kapitanem jest Messi, otoczony przez tak zdolnych partnerów.
fot. newspix.pl