Ma 18 lat i w przeciwieństwie do swoich rówieśników bardziej od kopania piłki ceni bieganie z gwizdkiem. Karol Ziółkowski, nastoletni sędzia WS Warszawa z niewielkiej nadbużańskiej wsi Sadowne, opowiada o tym, jak zostać sędzią, zdradza, jak wyglądają sędziowskie początki i jak sędziowie świętują swój udany występ. Na liczniku ma trzy mecze jako główny arbiter i niezliczoną ilość sędziowania na linii. Choć dopiero zaczyna, dobrze spisywał się podczas obserwacji i właśnie czeka na awans.
***
Mateusz Majewski: Jadąc tu zastanawiałem się jak 18-latek może zbudować sobie pozycję i autorytet na boisku wśród wielkich 30-latków grających w B klasie. Ale teraz już widzę, jak to robisz…
Karol Ziółkowski: No zdecydowanie, wzrost mi pomaga (śmiech). Co, spodziewałeś się nastoletniego chłystka?
Szczerze mówiąc, trochę tak.
Mam prawie dwa metry, na pierwszy rzut oka nie widać, że mam 18 lat. To pomaga na boisku.
Dlaczego nie grasz w piłkę, tylko biegasz z gwizdkiem? Założę się, że większość rówieśników robi właśnie to pierwsze.
Piłkę też kopałem i to parę ładnych lat. Wliczając lata juniorskie i dziecięce, to pewnie nazbiera się ich około ośmiu. W pewnym momencie zobaczyłem, że nie ma w piłce dla mnie przyszłości.
Młody jesteś, może za szybko się zniechęciłeś?
W piłce seniorskiej parę razy wystąpiłem na boiskach A-klasy czy B-klasy no i to się po prostu czuje. W tym wieku, w którym ja jestem, trzeba by grać gdzieś w drużynie warszawskiej albo lepszej akademii. Ja kopałem piłkę w lokalnym klubie, Wichrze Sadowne. Z małej wioski da się wyrwać, ale jest to ciężkie i trzeba mieć ku temu potencjał.
W którym momencie bliżej niż do klubowych barw zaczęło ci się robić do gwizdka i kartoników?
Miałem wtedy 16 lat, tuż przed tym, jak skończyłem trenować z Wichrem Sadowne pojawiła się taka myśl. Nawet jak na treningach trzeba było posędziować jakąś gierkę, to ciągnęło mnie do tego. Tak się złożyło, że mój trener także jest sędzią i obserwując mnie z gwizdkiem rzucił: „Karol, może idź na kurs sędziowski i spróbuj?”. Zobaczył, że coś kumam i dał mi ciekawą wskazówkę. Poszukałem w internecie szkoleń. Trafiłem na stronę WS Warszawa, akurat zaczynał się kurs. Zgłosiłem się.
Być może będą czytać naszą rozmowę osoby, którzy także myślą o przygodzie sędziowskiej. Jak wygląda droga od amatora do pełnoprawnego arbitra?
Aby zacząć kurs trzeba mieć ukończone 16 lat. Koszty są niewielkie, bo cały kurs kosztuje około 300 złotych, co zwraca się po kilku meczach. Zacząłem się kształcić pod koniec listopada 2017 roku, a zakończenie było w marcu. Całość trwa kilka miesięcy, trzeba poświęcić na to dwa, może trzy weekendy miesięcznie, choć nie całe, bo zajęcia odbywały się w godzinach 10-12.
Było od kogo się uczyć?
Jak najbardziej, bo kursy prowadzone były przez doświadczonych arbitrów, którzy na co dzień sędziują w ekstraklasie czy I lidze. Był między innymi sędziowie Paweł Raczkowski czy Tomasz Kwiatkowski. Jeśli kogoś faktycznie interesuje sędziowanie, to raczej nie nudził się podczas zajęć.
Co dzieje się po kursie? Od razu jesteś rzucany na głęboką wodę?
Na początku trzeba posędziować 20-30 meczów na poziomie piłki dziecięcej – od siedmiolatków do chłopaków w wieku 14 lat. Jak poczujesz się gotowy do postawienia kolejnego kroku, to musisz napisać do referenta obsady z prośbą o egzamin na sędziego rzeczywistego. Jeśli zdasz ten egzamin, dostajesz odznakę.
Jak wygląda taki egzamin?
Dostajemy do sędziowania mecz juniorów u-18 lub u-19, przyjeżdża starszy kolega po fachu, ocenia nas i wystawia opinię. Ja do takiego egzaminu podszedłem we wrześniu 2018 roku. Dość szybko, bo jako pierwszy absolwent kursu, na którym byłem. 11 listopada dostałem swój pierwszy mecz jako główny arbiter.
Debiut w 100-lecie Niepodległości.
Sam mecz miał też patriotyczną otoczkę. Kibice nawet przygotowali oprawę, co, nie oszukujmy się, zdarza się dość rzadko na B-klasie.
Jak zapamiętałeś ten mecz? Zżerała ciekawość czy paraliżował stres?
Na początku był stres. Dostałem bardzo dobrego obserwatora, pana Rafała Roguskiego, który jest obserwatorem szczebla centralnego. To było dla mnie istotne, bo dostałem profesjonalny feedback na temat mojej pracy. To był ostatni mecz rundy jesiennej, więc przez zimę mogłem sobie wszystko przepracować. Rundę wiosenną rozpocząłem z dużą energią, chęcią rozwijania się i pracy nad sobą. I myślę, że postępy, które robię, widać gołym okiem. A przynajmniej wiem, że nie tylko ja je widzę.
Okej, ale zostańmy jeszcze przy twoim debiucie. Jesteś nastolatkiem, więc wyprowadzając dwudziestu dwóch facetów na piłkarski ring musisz coś czuć. Nie miałeś takiej obawy, że jak się pomylisz, że oni cię zaraz stamtąd wyniosą?
Jasne, przez pierwsze dziesięć minut był stres, bo jeden gwizdek mógł sprawić, że moje sędziowanie będzie złe. Ale im dalej w mecz, tym pewniej się czułem. Zawodnicy kupili moje sędziowanie, widzieli, że daję im pograć i nie gwizdnę od razu jak się położą.
Komu sędziowałeś po raz pierwszy?
To był mecz pomiędzy GKP Targówek a Interem Warszawa. Mecz do prowadzenia był dość łatwy. Pamiętam, że wygrali gospodarze 2:1. Pokazałem dwie kartki, z którymi zgodził się obserwator, co mnie bardzo podbudowało. Miałem do podjęcia jedną trudną decyzję. W 91. minucie podyktowałem rzut karny dla Interu, w efekcie czego mecz zakończył się wynikiem 2:1, a nie 2:0. Obserwator zgodził się także z tą decyzją, więc wyszło dobrze.
Sędziując mecz zwracasz uwagę na to, jaka jest otoczka? Czy jest doping, ile osób jest na trybunach?
Mam ten komfort, że mi kibice jednym uchem wpadają, a drugim wypadają. Mecz jest dla nich, ale to czy faktycznie są na trybunach i czy coś krzyczą, nie robi mi różnicy. Mam swoją robotę do wykonania. Na początku owszem, słyszałem jakieś okrzyki. Sędziowałem mecz Mazura Radzymin, oni mają naprawdę zorganizowanych kibiców i trochę się przejmowałem. Parę przyśpiewek do mnie poleciało. Byłem asystentem, więc wystarczyło pokazać spalonego, żeby usłyszeć kilka zdań na swój temat. Teraz, z biegiem czasu nauczyłem się, że kibice są, bo są. Nie zwracam na to uwagi. Staram się kasować głowę. Zdarza się, że po meczu nie pamiętam już nawet wyniku i kto z kim grał. Robię sobie reset.
Jeden z sędziów ostatnio w Weszło FM mówił, że dla niego nieistotne jest miejsce w tabeli drużyny, którą sędziuje. Nie chce znać także stawki meczu. Czasem zdarza się, że zwycięstwo daje danej drużynie utrzymanie czy miejsce w grupie mistrzowskiej. Dla niego to jest informacja zbędna. Ty podzielasz to podejście?
Przed meczem nie zaglądam w tabelę. Raz zajrzałem i przez to miałem inne podejście do spotkania. Zobaczyłem, że gra ostatnia drużyna z pierwszą i w głowie pojawiła się myśl, że z góry wiadomo jaki będzie wynik. A na meczu okazało się, że jest walka, mecz układa się zupełnie inaczej. Nie warto mieć swojego nastawienia na mecz, bo to się potrafi zemścić.
Najlepsi sędziowie, schodząc do szatni, wiedzą czy dobrze gwizdali. Ktoś z małym doświadczeniem również potrafi to ocenić, czy jednak czekasz na opinię obserwatora?
Myślę, że każdy to czuje. Schodząc do szatni masz w głowie jakieś myśli. Jak myślisz sobie, że kurczę, tu dałem źle, tam źle gwizdnąłem, tu nie gwizdnąłem, a powinienem, no to wtedy jesteś z siebie niezadowolony. W przerwie analizujemy sobie mecz z asystentami i wymieniamy opinie.
Po paru błędach spada pewność siebie?
Nigdy w życiu nie możesz pokazać zawahania. Nawet jak ty wiesz, że coś spieprzyłeś, że gwizdnąłeś dwa wolne, których w sumie mogłeś nie gwizdać, to i tak nie możesz tego piłkarzom pokazać. Jeśli zobaczą, że się wahasz, piłkarze na ciebie siądą i cię zjedzą. Zwłaszcza na B-klasie.
Czyli trzeba być bezdusznym sukinsynem.
Sędzia musi nie mieć serca, nie możesz pokazać emocji. Trzeba grać. Piłkarze muszą czuć, że jesteś pewien swojej decyzji w stu procentach. Jak mecz prowadzisz w inny sposób, to zawodnicy do ostatniego gwizdka mają cię w nosie.
Ciężko było ci wejść na boisko i zbudować szacunek wśród dużo starszych zawodników? Nie oszukujmy się, dla wielu z nich jesteś po prostu dzieciakiem. Nie przysparzało ci to problemów?
Buduję pewność siebie. W dniu meczu robię to od samego przyjazdu na plac. Wiesz, niektórzy sędziowie przyjeżdżają chwilę przed meczem, a inni lubią być godzinę wcześniej. Ja należę do tej drugiej grupy. Kiedy zawodnicy przychodzą, ja już jestem. Na odprawie trzeba być zdecydowanym, ułożyć sobie głowie checklistę, powiedzieć o wszystkich zasadach piłkarzom i oni wtedy widzą, że „okej, on ogarnia”. W czasie meczu pomaga mi moja postura. Jak wychodzi dwumetrowy facet na boisko, to mimo że jest młody, to jakiś respekt do niego jest. Zresztą piłkarze nie wiedzą przed meczem, ile mam lat, chyba że już im sędziowałem. Cóż, młody wiek nie przeszkadza mi w sędziowaniu, a piłkarze też są raczej zadowoleni.
A miałeś już jakieś nieprzyjemne sytuacje, oprócz wyzwisk z trybun?
Z perspektywy sędziego głównego nie miałem jeszcze żadnej takiej sytuacji, ale nie zawsze jest przyjemnie. W ostatnią niedzielę zdarzyło się, że kierownik jednej z drużyn nas odpychał, nie dawał wyjść z szatni. No ale to jest właśnie poziom niższej ligi.Wiesz, zawsze drużynie, która przegrała, twoje sędziowanie nie pasuje. Z tym trzeba się oswoić i przyjąć na klatę. Nie spotykam się jednak z podejściem zawodników, że przyjechał gówniarz i nie wiadomo co pogwizdał. Zazwyczaj zawodnicy szanują moje decyzje.
Wolisz być sędzią liniowym, czy jednak głównym?
Myślę, że sędziuje za krótko, żeby się tak określić. Owszem, przychodzi moment, w którym trzeba wybrać, czy rozwijasz się w tym czy tym kierunku. Dotychczas lepiej czuję się jednak na środku, a i osoby, z którymi pracuję mówią, że lepiej mi idzie na środku.
Jesteś jeszcze młody, chodzisz do szkoły, więc możesz sobie pozwolić na sędziowanie w weekend. Traktujesz to jako pasję, czy wiążesz z tym przyszłość i chciałbyś zająć się sędziowaniem na poważnie?
Na razie jestem za nisko, żeby zapowiadać, że chcę zrobić karierę. Na pewno nie patrzę na sędziowanie jako sposób na zarobienie pieniędzy. Robię to dla przyjemności, choć znam tzw. ryczałtowców, którzy biorą kupę meczów na cały weekend, zgarniają 300 czy 400 zł i za tydzień to samo. To nie jest fajne i przy takim działaniu bardzo ciężko utrzymać stały poziom. Wiem, bo sam raz zasypałem się meczami. Na razie sędziowanie traktuję jako pasję, a później? Zobaczymy.
Spodziewasz się awansu?
Jest spora szansa, że zostanę przydzielony do A-klasy.
Da się nauczyć sędziowania na kursie?
Cóż, sędziowania się uczysz biegając z gwizdkiem, ale kurs jest niezbędny, żebyś wiedział, kiedy tego gwizdka użyć. To jest teoria, a w praktyce zaczynasz to czuć. Nie zastanawiasz się nad przepisami, tylko wiesz, że ten faul to żółta, a tamto popchnięcie można puścić.
Jak oglądasz mecze w telewizji, to zwracasz uwagę na to jak pracuje sędzia?
Teraz oglądając mecze, zwracam głównie uwagę na sędziego. Patrzę, jak się porusza, jakie decyzje podejmuje, jak się komunikuje z zawodnikami. Chociaż jak ogląda się zagraniczne ligi, to tam często sędziowanie nie jest na jakimś bardzo wysokim poziomie.
Polska piłka ma dobrych sędziów?
Myślę, że tak. Mamy dobrych sędziów. Mamy Szymona Marciniaka, Pawła Raczkowskiego, Pawła Gila, Krzyśka Jakubika. Uważam, że wbrew tego co się mówi, mamy dobre sędziowanie i widać, że nasi sędziowie coraz częściej gwiżdżą w Europie. Hiszpanów tam nie uświadczysz.
Ściągasz z ich stylu pracy coś dla siebie?
Ja lubię rozmawiać z zawodnikami. Dużo do nich krzyczę. Tego nauczyłem się od sędziego z naszego wydziału. On teraz bodajże sędziuję III ligę, też młody sędzia, 25 lat. Na nim się można wzorować. Raz sędziowaliśmy wspólnie w lidze okręgowej. To był mój pierwszy mecz na zestawie słuchawkowym i beeperze. Bardzo dużo się nauczyłem podczas tej współpracy. Myślę, że nawet bardziej czerpię od tych, z którymi pracuję.
Zakładam, że parę osób pomyśli o rozpoczęciu przygody z sędziowaniem. Wielu pewnie będzie się wahało, bo brzuszek, bo kondycja. Jak wygląda przygotowanie fizyczne do tej pracy?
Na tym poziomie, jeśli ktoś grał w piłkę, to nie miałby najmniejszego problemu i dałby radę bez jakichś dużych przygotowań. Ja na meczu B-klasy przebiegam ok. 11 kilometrów. Z tym, że jest to bieg interwałowy, więc inaczej odczuwa to organizm. Jakieś konkretne przygotowania nie są potrzebne, ale wiadomo, trzeba trochę biegać. Ze dwa razy w tygodniu przebiec te 5 kilometrów, żeby być cały czas na takim poziomie, w którym czujesz, że dasz radę.
Jakieś anegdotki z szatni sędziego?
Szatnia sędziów jest podoba do szatni piłkarzy. To co dzieje się w niej, w niej także pozostaje. Nie mamy w zwyczaju opowiadać o naszej pracy jakichś pikantnych szczegółów, ale wiadomo, że czasem z meczu wraca się dość długo, szczególnie jak mecz był dobrze posędziowany.
Jest element świętowania?
Oczywiście. Jak jest dobre sędziowanie, obserwator daje pozytywną informację zwrotną, to czemu nie? Sędziowie to też ludzie. Regeneracja musi być.
Jak z twojej perspektywy wygląda czystość piłki na tym najniższy poziomie? Słyszałeś o jakichś propozycjach korupcyjnych, a może sam się z czymś takim spotkałeś? Pamiętam historię, jak niektóre drużyny w niższych ligach, chcąc kupić sobie przychylność sędziów, zostawiały jakieś upominki w sędziowskiej szatni. Na przykład wódkę.
Osobiście nigdy się z tym nie spotkałem, całe szczęście. Gdyby mi się coś takiego zdarzyło, to od razu trzeba informować o tym władze wydziału sędziowskiego. Mam wrażenie, że czasy kopert dołączanych do sprawozdania są już za nami. Na szczęście ludzie mają świadomość, że jest to dotkliwie karane, a ryzyko, że wyjdzie to na światło dzienne jest duże.
Byłeś piłkarzem Wichra Sadowne, zdarzyło ci się sędziować ich mecz?
Sędziowałem sparingi.
Miałbyś problem z gwizdnięciem stykowej sytuacji na niekorzyść swojego byłego klubu?
Nie. Na boisku nie mam znajomych. Przed meczem owszem, mogę się przywitać, ale na boisku oni grają w swoją grę, a ja w swoją.
Kojarzysz aferę z Danielem Stefańskim? Ludzie zarzucali mu, że mieszka w Warszawie i sędziuje Legii.
Mam kolegę, który mieszka na Marymoncie i często sędziuje mecze Marymontu. Dlaczego nie mają pretensji? Bo on z tym klubem nie jest związany w żaden sposób. Analogiczna sytuacja jest ze Stefańskim. Mieszka w Warszawie, ale nie jest z Legią w żaden sposób związany. Mówił, że miałby problem, gdyby miał sędziować Zawiszy Bydgoszcz, której kibicował od dziecka. Sędziowie celowo unikają takich meczów, bo pewnie podjąć decyzję przeciwko swojemu klubowi jest ciężko.
Ale ty mówisz, że byś się nie zawahał.
Oczywiście, że nie. Zresztą sędziowałem już im i mam pewność, że się nie zawaham. Za każdą decyzję kładę swoją głowę, więc sędziuję tak, żeby gilotyna nie musiała zacząć spadać.
rozmawiał Mateusz Majewski
***
Jeśli chcesz spróbować swoich sił, WYŚLIJ TEKST NA
KU****@WE****.COM
. Proponujemy czytelne zasady.
Po pierwsze, najlepsze teksty, które wejdą na stronę, będą wynagradzane kasą lub nagrodami okolicznościowymi.
Po drugie, odpiszemy wam na każdy tekst.
Po trzecie, najlepsze mogą liczyć na możliwie drobiazgową recenzję co wypaliło, a co warto przemyśleć, poprawić. Przy słabszych nie spodziewajcie się tysiąca uwag, ale przynajmniej zarysujemy wam największe problemy proponowanego artykułu.
Po czwarte… nie, nie będziemy wam obiecywać nie wiadomo czego, nie chcemy wieszać gruszek na wierzbie. Ale znowu: każdy z nas zaczynał w ten sposób, a jeśli pojawi się talent, którego nie będzie wypadało przegapić, to, cóż, nie będzie wypadało go przegapić.
Macie pełną dowolność: to może być wywiad, reportaż, to może być felieton, to może być nawet football fiction jeśli dobrze się w nim czujecie.