– Naprawdę nie spodziewałem się, że szczęście uśmiechnie się do mnie tak szeroko. Przed wyjazdem trudno było oczekiwać, iż wystąpię tu w dwóch spotkaniach i to w pełnym wymiarze czasowym. To dla mnie powód do dumy, euforii, ale to nie tak, że się tym zadowalam – mówi Karol Fila, w obliczu kłopotów Roberta Gumnego podstawowy zawodnik reprezentacji Czesława Michniewicza.
Gdy jesienią 2017 roku ta kadra zaczynała eliminacje do turnieju, on nie potrafił przebić się do składu Chojniczanki Chojnice. NIGDY wcześniej nie został powołany do żadnej drużyny narodowej, a do ekipy, którą teraz się zachwycamy, dołączył niecałe trzy miesiące temu. Chyba nie ma lepszego przykładu na to, że w pewne rzeczy warto wierzyć do samego końca. Zapraszamy na rozmowę o kulisach tej drogi.
Potrafisz pływać?
Potrafię, całkiem dobrze.
Na gruncie piłkarskim to, co zrobiłeś na mistrzostwach, też kojarzy się właśnie ze skokiem na głęboką wodę, na której sobie poradziłeś.
Naprawdę nie spodziewałem się, że szczęście uśmiechnie się do mnie tak szeroko. Przed wyjazdem trudno było oczekiwać, iż wystąpię tu w dwóch spotkaniach i to w pełnym wymiarze czasowym. To dla mnie powód do dumy, euforii, ale to nie tak, że się tym zadowalam. Przed nami kolejny mecz, bardzo ważne spotkanie z Hiszpanami i będę pracował, żebyśmy grali dalej.
Gdy wychodzisz na mecz w Bristolu z Anglikami przy dwudziestu pięciu tysiącach ludzi czy na spotkanie z Włochami w Bolonii przy prawie trzydziestu, czujesz się inaczej niż przy okazji starć Ekstraklasy? To w ogóle można ze sobą zestawić?
Można, na każdy mecz wychodzę z podobnym nastawieniem i po podobnym przygotowaniu – nieważne, czy to Ekstraklasa, czy reprezentacja Polski. W drugim przypadku dodatkowe emocje budzi raczej to, że wychodzisz z orzełkiem na piersi i śpiewasz hymn przed meczem. Wtedy euforia naprawdę rośnie.
Czyli ta cała otoczka jeszcze bardziej cię nakręca? Szczerze mówiąc, przed mistrzostwami baliśmy się, że pękniesz, bo takich meczów masz na koncie chyba najmniej.
W samej kadrze zagrałem tylko dwa sparingi niecałe trzy miesiące przed mistrzostwami i to było moje pierwsze zgrupowanie w życiu. Siłą rzeczy nie mam tego obycia, bo nie miałem kiedy go nabrać, ale jestem bardzo szczęśliwy, że w końcu się tu się znalazłem. Można rzeczywiście powiedzieć, że to wszystko wokół mnie nakręca.
Tak samo każde kolejne zagranie w meczu? Takie miałem wrażenie, gdy obserwowałem spotkania z Belgami i Włochami.
To też prawda – początek nie był mocny w moim wykonaniu, ale rozkręcałem się z każdą minutą. Czułem po sobie coraz większą pewność.
Kiedy dowiedziałeś się, że Robert Gumny nie zagra i to ty będziesz musiał go zastąpić?
W dzień meczu. I, szczerze mówiąc, nie dziesięć godzin przed meczem, a bardziej trzy. Musiałem się szybko przestawić i myśleć już tylko o spotkaniu.
Myślisz, że to celowa zagrywka trenera, żebyś z tym rozmyślaniem nie przesadził?
Myślę, że nie. Trener pewnie do końca czekał na wieści dotyczące Roberta. Mógł jeszcze dojść do siebie, ale nie doszedł. Dla niego to nieszczęście, dla mnie szczęście i mogłem wywiązać się z zadania.
Federico Chiesa to najlepszy zawodnik, na którego grałeś? Czy raczej jednak Jorge Felix z Piasta?
Zdecydowanie najlepszy. To, co robił, było niesamowite – brał piłkę i jechał w stronę bramki bez żadnego zawahania.
W kilku momentach pokazał, co potrafi. Macie bardzo dokładną analizę, wiecie o tych gościach prawie wszystko, ale to chyba ten przypadek, gdy jakość jest tak duża, że wiedzę bardzo trudno wykorzystać w praktyce.
Dokładnie. Niezależnie od tego, ile obejrzałbym filmików z jego udziałem, on może zrobić wszystko, czy to schodząc do linii, czy ścinając do środka. Musiałem być przy nim bardzo uważny i myślę, że koniec końców podołałem i dobrze go przykryłem. Zagraliśmy na zero z tyłu, co dla nas obrońców zawsze jest najważniejsze.
A po pierwszej bramce Belgów masz sobie coś do zarzucenia?
Możliwe, że mogłem podejść bliżej, by uniemożliwić dośrodkowanie. Ciężko powiedzieć, czy to moja bramka, ale najważniejsze, że wygraliśmy.
Jak to się w ogóle stało, że ty cały czas byłeś pomijany? Tych reprezentacji mamy przecież mnóstwo.
Zawsze było mi smutno z powodu tego, że nie jeżdżę na kadrę. Różni trenerzy mi przez ten czas obiecywali, że lada chwila przyjdzie mój moment i już na pewno dostanę powołanie, ale żadne nie doszło. Z drugiej strony, choć było mi przykro i czułem się z tym źle, to też dawało mi kopa do dalszej ciężkiej pracy.
W związku z tym i przez to, że ta kadra coś już ze sobą przegrała i wygrała bez twojego udziału, trudniej wchodziło ci się do zespołu?
Nie miałem żadnego udziału w wywalczeniu awansu, ale wiedziałem, że jeśli się skupię i odpowiednio przygotuję, to pomogę drużynie na mistrzostwach. Wiadomo, że początki miałem trochę trudniejsze, ale wiele pomagał mi Kondziu Michalak, z którym znam się z Lechii. Teraz czuję się już członkiem tej rodziny, bo atmosferę mamy kapitalną.
To prawda, że gdy Czesław Michniewicz dzwonił z powołaniem, miałeś wyłączony telefon?
Głupia sprawa, bo po prostu mi się rozładował, ale tak było. Przez całą przygodę z piłką czekałem na taki telefon i akurat wtedy padła mi bateria! Musiałem szybko oddzwonić i przeprosić. Trener oczywiście zrozumiał i teraz to tylko zabawna historyjka, ale dostałem porządną zjebkę od menedżera i drugi raz, by się to nie powtórzyło.
Siadasz sobie czasami i myślisz, że to wszystko wokół ciebie dzieje się bardzo szybko? Jeszcze nieco ponad rok temu byłeś w takim miejscu, że w ogóle ciężko było o tym marzyć.
W wielu meczach byłem rezerwowym w Chojniczance Chojnice, ale teraz wierzę w swoje umiejętności i w to, że mogę zajść daleko. Nie wybiegam mocno w przyszłość, więc nie wiem, gdzie dokładnie, ale chcę być jak najwyżej. Najpierw oczywiście ugruntować swoją pozycję w Lechii, bo w tym sezonie raz grał Joao Nunes, raz ja, a teraz chciałbym, by od deski do deski grał Karol Fila.
Co było w twoim przypadku kluczem? Mam dwie propozycje, ale najpierw chciałbym, żebyś sam zdiagnozował sytuację.
Wydaje mi się, że głowa puściła. Wcześniej miałem momenty zwątpienia, wydawało mi się, że po prostu są lepsi ode mnie, a teraz czuję się mocny i gotowy psychicznie na kolejne wyzwania. To w piłce bardzo ważny aspekt. Wtedy gdy przytrafiał mi się słabszy mecz, za dużo o tym myślałem, a trzeba po prostu dalej robić swoje, a nie się dołować.
Sam sobie to poukładałeś?
W większości sam, ale bardzo pomogła mi też moja rodzina. Wcześniej moim menedżerem był brat i odegrał bardzo ważną rolę. Dużo mu zawdzięczam w mojej… Chciałem powiedzieć karierze, ale na razie mówmy jednak o przygodzie.
To teraz moje propozycje. Pierwsza – zmiana pozycji.
Zawsze grałem w środku, dopiero w Chojniczance pierwszy raz w życiu wystąpiłem na prawej obronie. Wymyślił to trener Krzysztof Brede, bo akurat była taka potrzeba w drużynie.
Czyli jesteś prawym obrońcą z przypadku.
Widocznie szczęście mi sprzyja – muszę tylko robić wszystko, by mu pomóc. Dziś wydaje mi się, że to dla mnie dobra pozycja. Mam siły, żeby biegać od jednego pola karnego do drugiego. Choć w trakcie pierwszego meczu byłem trochę zdziwiony tym, ile tego biegania jest. Gdzieś w 75. minucie zaczęły mnie łapać skurcze! W środku też oczywiście jest sporo biegania, ale raczej w podobnym tempie, a tutaj było mnóstwo sprintów.
Jedni bez szemrania zagrają wszędzie tam, gdzie chce trener, drudzy stawiają pewien opór. Tak szczerze – do której grupy należałeś?
Tak szczerze, to jestem młodzieżowcem, więc dla mnie najważniejsze było granie. Nie wybrzydzałem. Nawet jeśli trener chciałby, żebym zagrał na bramce, to pewnie bym to zrobił i jeszcze bym się cieszył, że dostałem minuty.
To co jeszcze musisz poprawić, żeby wskoczyć na wyższy poziom jako prawy obrońca?
Gdy atakujemy, większych problemów nie sprawia mi gra kombinacyjna, ale na pewno muszę poćwiczyć dośrodkowania w pełnym biegu. Na tej pozycji to podstawa, więc głównie nad tym pracuję.
Druga moja propozycja to Piotr Stokowiec, który miał odwagę, by w Lechii na was, młodych, stawiać.
W mojej przygodzie z piłką trener Stokowiec na razie odgrywa jedną z czołowych ról. Dużo mi pomógł i choć w kadrze Lechii byłem już wcześniej, dał mi poważną szansę. Pozostaję mi tylko mu podziękować i odwdzięczyć się za to, że na mnie postawił.
Jak podchodzisz do tego zakończonego niedawno sezonu? Gdy obserwuję nastroje w Lechii, widzę pewien podział: jedni podkreślają, że był historyczny, po innych widać duży niedosyt.
Ja czuję duży niedosyt z powodu braku mistrzostwa. Przez większą część sezonu byliśmy przecież na pierwszym miejscu.
Czego zabrakło?
Zawiedliśmy w końcówce sezonu. Może zabrakło sił, ale w rundzie finałowej zgubiliśmy za dużo punktów. Musimy to poprawić w przyszłym sezonie.
Dobra, to na tytuł dam: “Fila krytykuje zarząd Lechii”!
Nie, nie, w klubie widzę wiele zmian na plus, więc nie mogę powiedzieć na nasz zarząd złego słowa.
Chyba najgorszy mecz zagraliście z Cracovią po finale Pucharu Polski. Po tym zwycięstwie wdało się jakieś rozprężenie?
Może podświadomie mieliśmy gdzieś z tyłu głowy, że coś już wygraliśmy i to było zgubne. Stąd we mnie duży niedosyt, o którym wspomniałem. Zawsze trzeba chcieć więcej. Wydaje mi się jednak, że w tym sezonie w Gdańsku zostały zbudowane podstawy do tego, by o mistrzostwo walczyć co roku. Że już na stałe dołączyliśmy do tego grona klubów, które będą walczyć o najwyższe cele.
Jesteś w trakcie turnieju, ale śledzisz jednym okiem to, co dzieje się w Gdańsku?
Jasne, chłopaki już trenują i na pewno na mnie czekają. Liczę, że po mistrzostwach szybko do nich dołączę, żeby móc się przygotować do europejskich pucharów. Tym bardziej, że znamy już potencjalnego rywala i prawdopodobnie czeka nas fajna przygoda. Wydaje mi się, że sprzyjało nam szczęście w losowaniu, bo nawet grając przeciwko Broendby, jeśli to ten zespół przejdzie dalej, możemy awansować. Fajnie, że nie trafiliśmy na drużynę z Azerbejdżanu i tych okolic – w Danii na pewno pojawi się wielu naszych kibiców.
Robert Gumny mówił wczoraj, że prawdopodobnie już nic mu nie dolega. Wiem, że zaraz mi powiesz, iż zaakceptujesz każdą decyzję trenera, ale zapytam – czujesz, że jesteś w stanie dać drużynie to samo, co we wcześniejszych meczach?
Wydaje mi się, że tak, jestem w dobrej formie. Dla mnie najważniejsze jest dobro drużyny i niezależnie od tego, czy na Hiszpanów wyjdzie Robert, czy wyjdę ja, chcę, żeby polska kadra wygrała.
Ale jak idzie, to nie zmieniamy, tak?
Chciałbym, że tak było, ale decyzja należy do trenera.
Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI
Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!
Fot. FotoPyK