Mistrzostwa świata w 1970 roku – jedyny jak do tej pory mundial z udziałem reprezentacji Izraela. Nic zatem dziwnego, że to właśnie autorzy tamtego sukcesu są po dziś dzień najwyżej cenieni w ojczyźnie i często wręcz brylują w rozmaitych rankingach najlepszych piłkarzy w dziejach Izraela. Aczkolwiek trzeba przyznać, że przez kadrę dzisiejszych rywali reprezentacji Polski przewinęło się na przestrzeni całej jej historii naprawdę mnóstwo ciekawych zawodników, szczególnie jeżeli chodzi o graczy ofensywnie usposobionych. Spróbowaliśmy zatem poukładać to wszystko w ramach w miarę spójnej jedenastki wszech czasów, nie koncentrując się wyłącznie na najsłynniejszej ekipie, która pograła w 1970 roku na mundialu. To by było zbyt proste.
Znalezienie odpowiedniego balansu między gwiazdorami sprzed lat, gdy reprezentacja Izraela należała jeszcze do azjatyckiej federacji, a bardziej współczesnymi bohaterami, którym trudno już o sukcesy z kadrą należącą do struktur UEFA, nie było rzecz jasna proste. Na szczęście pomógł nam Maciej Gieparda – znawca izraelskiego futbolu, który swego czasu wystąpił na falach Weszło FM w ramach Magazynu Lig Egzotycznych (KLIK).
No dobra, ruszamy. Na początek – bramkarz.
I od razu pierwsze zaskoczenie. Wydawać by się mogło, że absolutnym pewniakiem w takim zestawieniu będzie Dudu Aouate. 78 występów w kadrze narodowej, do tego całe lata bardzo solidnej gry na hiszpańskich boiskach. Mocny zawodnik europejskiej klasy. Postanowiliśmy jednak na tej pozycji zerknąć bardzo głęboko do historii izraelskiego futbolu i między słupkami stawiamy na Ya’akova Hodorova.
To niekwestionowana legenda reprezentacji Izraela. Rozegrał dla niej tylko 31 meczów w latach 1949 – 1964, ale wtedy w ogóle grało się rzadzej, a poza tym Hodorov i tak zdążył się zapisać w historii kilkoma niesłychanymi wyczynami. Między słupkami wyczyniał cuda, choć miał tylko 178 centymetrów wzrostu. Jednak dzięki doskonałemu refleksowi i skoczności był w stanie rekompensować brakujące centymetry. Dorobił się zresztą pseudonimu “Ptak” i szybko zyskał reputację jednego z najlepszych bramkarzy na świecie. Jego najsłynniejszy wyczyn to zdecydowanie starcie ze Związkiem Radzieckim w kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich w 1956 roku. Hodorov na samym początku spotkania złamał palec, ale w tamtym czasie zmiany były jeszcze niedozwolone. Więc niezłomny bramkarz po paru minutach wrócił na boisko, a spotkanie zakończyło się minimalną porażką skazywanego na pożarcie Izraela (1:2).
IZRAEL ZROBI PSIKUSA I WYGRA W WARSZAWIE?
ETOTO PŁACI ZA TAKI SCENARIUSZ AŻ 6.10!
Hodorov był też rozchwytywany przez zachodnioeuropejskie kluby, szczególnie Arsenal. Chciał jednak spędzić całą karierę w rodzimej lidze i odrzucał transferowe oferty. Był syjonistą, zafiksowanym na punkcie swojego kraju. – Gdy staję między słupkami, czuję się, jakbym bronił niepodległości Izraela – powiedział kiedyś. – Nigdy nie brałem pod uwagę świadczenia usług cudzoziemcom. Grałem dla mojego kraju, dla dumy narodowej. Nie dla pieniędzy.
Aouate musi obejść się smakiem. Podobnie jak choćby słynny Avi Ran, legenda Maccabi Haifa, czy też Itzhak Vissoker, który rozegrał wszystkie spotkania na mundialu w 1970 roku.
Hodorov i Marilyn Monroe.
W defensywie stawiamy na trójkę umownych stoperów, żeby potem starczyło miejsca dla większej liczby zawodników ofensywnych. Na początek – Tal Ben Haim, czyli piłkarz cały czas aktywny, choć będący już na finiszu swojej niezwykłej kariery. Wychowanek Maccabi Tel Aviv rozegrał już dla narodowej drużyny 96 spotkań, co stawia go na drugiej pozycji w klasyfikacji wszech czasów. Karierę zaczął dość spektakularnie – już w wieku 22 lat wylądował w Anglii, a konkretnie – trafił do Boltonu Wanderers, gdzie prędko wyrósł na jednego z najciekawszych defensorów w Premier League. Co zaowocowało – mimo wszystko dość sensacyjnym – transferem do Chelsea.
Na Stamford Bridge się nie sprawdził (między innymi z racji na konflikt z Avramem Grantem), ale potem grał jeszcze na Wyspach na zupełnie przyzwoitym poziomie, między innymi w Portsmouth. Trudny charakter i trochę problemów zdrowotnych sprawiło, że nie zrealizował pełni potencjału, jaki dostrzegł w nim kiedyś sam Jose Mourinho, lecz w barwach narodowych Ben Haim znaczył naprawdę wiele.
Najwięcej występów dla reprezentacji Izraela.
Kolejnym defensorem w jedenastce będzie Arik Benado. 94 spotkania w kadrze Izraela w latach 1995 – 2007 mówią same za siebie. Jednak Benado to przede wszystkim dominator krajowego podwórka na polu klubowym. Dziewięć tytułów mistrza Izraela, do tego kilka pucharów – naprawdę klasowy dorobek. Gablota Maccabi Haifa, z którym wygrał ligę aż siedmiokrotnie, ugina się dzięki niemu od trofeów.
Trójkę obrońców uzupełni Moshe Leon, w 2008 roku wybrany najlepszych lewym defensorem w dziejach izraelskiego futbolu. Często przedstawiany jako najwybitniejsza postać w historii klubu Maccabi Jaffa, którego był wychowankiem. W reprezentacji Izraela wystąpił niby tylko 26 razy, ale jego występy sporo ważyły. W 1964 roku zdobył ze swoją kadrą Puchar Azji, strzelając nawet w finale z Koreą Południową otwierającego gola. Mógł osiągnąć znacznie więcej, gdyby nie przywiązanie do klubowych barw. Jego Maccabi, ekipa zbudowana przez bułgarskich Żydów, nie miało szans w walce o najwyższe cele. Mimo to – Leon nigdy nie opuścił drużyny, nawet jeżeli ocierała się ona o dno tabeli.
Reprezentanci Izraela odbierają Puchar Azji.
Dla kogo zabrakło miejsca w defensywie? Na pewno blisko było nominacji dla Zvi Rosena, który reprezentował Izrael na mistrzostwach świata w 1970 roku, podobnie zresztą jak Menachem Bello. Jednak zdecydowanie największym nieobecnym jest Avi Cohen. Wychowanek Maccabi Tel Aviv, który reprezentował Izrael 51 razy, strzelając nawet dla drużyny narodowej trzy gole.
Zasłynął przede wszystkim swoimi występami na angielskich boiskach. Cohen w 1979 roku trafił na Anfield Road i w barwach Liverpoolu sięgnął po zwycięstwo w Premie League i – co najważniejsze – także w Pucharze Europy. Co prawda w finale z 1981 roku Cohena zabrakło nawet na ławce rezerwowych, ale medal otrzymał. Należał mu się za występy w pierwszej rundzie, przeciwko Oulunowi Palloseura. Niestety – w 2010 roku piłkarz zmarł wskutek obrażeń odniesionych w wypadku motocyklowym. – Avi był bardzo lubiany i szybko się z nami zintegrował. Chociaż nie spędził wiele czasu w klubie, pozostawił po sobie ślad i nikt nie zapomni jego wkładu w zwycięstwo nad Aston Villą w Premier League – wspominał zmarłego kolegę Kenny Dalglish.
Okej, czas na drugą linię.
Tutaj robi się już naprawdę ciasno. Pewniakiem jest Eyal Berkovic, być może nawet najbardziej utalentowany piłkarsko zawodnik w dziejach Izraela. Tak wynika z niektórych opracowań. 78 występów w kadrze, 9 goli – elegancki bilans, ale to jeszcze nie wszystko. Berkovic w latach dziewięćdziesiątych zrobił doskonałą karierę na Wyspach Brytyjskich, grając między innymi dla West Hamu, Celticu, Manchesteru City i Portsmouth. – Niezrównany, jeżeli chodzi o podanie futbolówki. Nigdy w życiu nie pracowałem z kim, kto równie skuteczniej jak on potrafił odegrać futbolówkę pod polem karnym przeciwnika – rozpływał się Graeme Souness. Kilka lat temu kapituła izraelskiej Galerii Sław wskazała Eyala jako jednego z pięciu najlepszych piłkarzy w dziejach kraju.
Do tego samego grona załapał się też Haim Revivo – zawodnik o tyle niezwykły, że – pomimo pochodzenia – został gwiazdą nawet w muzułmańskim kraju. Revivo dla reprezentacji Izraela zagrał 67 razy, zdobywając 15 goli (1992 – 2004). Zaś na arenie klubowej błyszczał przede wszystkim na hiszpańskich i tureckich boiskach. Kilka lat spędził w Celcie Vigo, gdzie był niezwykle popularny i wyrósł na jednego z liderów drużyny. Potem swoje talenty demonstrował nad Bosforem. Najpierw w barwach Fenerbahce, następnie w Galatasaray. Z tym pierwszym klubem zdobył zresztą mistrzostwo kraju. Kibice pokochali go z miejsca, z uwagi na niezwykle efektowny styl gry i wielkie zaangażowanie w gę.
Świetne stałe fragmenty gry, doskonała technika, wybuchowy temperament, szalone cieszynki – Revivo był naprawdę ciekawym zawodnikiem. Nic dziwnego, że w swoim czasie interesował się nim sam Real Madryt.
W drugiej linii nie może też zabraknąć Yossiego Benayouna. Rekordowe 102 występy w kadrze Izraela i do tego 24 gole w barwach narodowych gwarantują mu miejsce w tego rodzaju zestawieniach niejako z urzędu. “Diament z Dimony” był zresztą naprawdę niezwykłym zawodnikiem. Jego talent dostrzeżono na bardzo wczesnym etapie rozwoju, był monitorowany przez skautów już jako dziewięciolatek. Do swojej akademii chciał go za wszelką cenę przyciągnąć Ajax. Jednak decyzja rodziców Yossiego była taka, żeby chłopak wychowywał się w Izraelu.
REPREZENTACJA POLSKI ZDOBĘDZIE 12 PUNKTÓW W 4 MECZACH?
ZA DZISIEJSZE ZWYCIĘSTWO NAD IZRAELEM W ETOTO MOŻNA ZAROBIĆ PO KURSIE 1.64!
Ostatecznie jednak Yossi wyfrunął z gniazdka. Na początku XXI wieku świetnie sobie radził w Racingu Santander, potem zgarnął go do siebie Liverpool, a następnie Chelsea. Może i za wiele Benayoun w swojej karierze nie wygrał – dwa triumfy w lidze izraelskiej i Liga Europy zdobyta z Chelsea nie powalają na kolana – ale i tak osiągnął naprawdę wiele. Choć pewnie wielu powie, że Yossi nie wycisnął wszystkich soków ze swego gigantycznego potencjału.
Bez wątpienia – nietuzinkowy zawodnik. Specjalista od pięknych goli, magik dryblingu.
Benayoun w barwach The Reds.
Towarzystwo uzupełnia Uri Malmilian, absolutny symbol Beitaru Jerozolima. Kolejny z zawodników zaliczonych przez izraelską Galerię Sław do TOP5 największych postaci w dziejach tamtejszego futbolu. Uri zadebiutował w Beitarze już jako szesnastolatek, uświetniając występ golem… bezpośrednio z rzutu rożnego. Zaczęło się zatem nieźle, a potem był jeszcze bardziej spektakularnie. Mnóstwo sukcesów na krajowym podwórku, dwa tytułu króla strzelców w lidze (pomimo gry na pozycji ofensywnego pomocnika), tytuły piłkarza roku. 62 występy w kadrze, 16 bramek. Potężna postać.
W 1979 roku Malmilian królujący w rodzimej lidze dostał zresztą lukratywną ofertę transferu ze strony Paris Saint-Germain, ale – kierowany patriotycznymi pobudkami – odmówił odejścia do Francji.
Najwięcej goli dla reprezentacji Izraela.
No i to by było na tyle, jeżeli chodzi o pomocników. Bardzo mocne nazwiska pozostają na lodzie. Przede wszystkim charyzmatyczny i twardy Tal Banin, jeden z najlepszych typowo defensywnych pomocników w dziejach izraelskiego futbolu, który świetnie sobie radził na włoskich boiskach, wieloletni kapitan reprezentacji narodowej. Jego chyba najbardziej szkoda. Do tego znany z występów w Lyonie i Strasbourgu Giora Spiegel, który także dał solidne argumenty, żeby go w jedenastce wszech czasów umieścić. No ale kogoś musiało zabraknąć, zasady tego typu zabaw są nieubłagane. Czas zatem wybrać napastników.
Pierwszy z nich to kandydatura z gatunku oczywistych. Mordechai Spiegler, legendarny super-strzelec. Wygrał Puchar Azji, wystąpił na mundialu, błyszczał także na Igrzyskach Olimpijskich. Czterokrotnie wybierany w Izraelu piłkarzem roku, trzykrotny król strzelców rodzimej ligi. W reprezentacji zagrał 83 razy, uświetniając te występy 33 bramkami. Był rzecz jasna autorem jedynego trafienia reprezentacji Izraela na mistrzostwach świata, gdzie zdobył gola na wagę remisu ze Szwecją.
Na pięćdziesięciolecie europejskiej federacji piłkarskiej Spiegler został wybrany najlepszym zawodnikiem w historii i otrzymał tytuł “Złotego Zawodnika”. Piłkarz-symbol.
U jego boku musi się pojawić Eli Ohana. Legendarny napastnik/skrzydłowy Beitaru Jerozolima ma na koncie wielkie sukcesy na arenie krajowej, ale również poza Izraelem radził sobie nieźle. W 1988 roku zdobył Puchar Zdobywców Pucharów w barwach KV Mechelen. Zagrał w finale na lewym skrzydle i mocno dał się we znaki zawodnikom faworyzowanego Ajaksu Amsterdam. Wskazywano go wówczas jako jednego z najbardziej obiecujących zawodników młodego pokolenia w Europie. Jednak Ohana wkrótce wrócił do kraju, żeby pomóc w obudowie sportowej pozycji podupadającego Beitaru. I wprowadził swój ukochany klub z powrotem na szczyt. W kadrze też radził sobie doskonale, notując 17 trafień w 50 występach.
Warto rzucić okiem na jego popisy. Dyszka na plecach pojawiła się nieprzypadkowo. Ohana rzadko pojawiał się na szpicy, uwielbiał atakować z głębi pola. Typowy, wolny elektron.
No i na koniec kolejna podróż w przeszłość. Nahum Stelmach, wybrany przez jedno z najpoczytniejszych izraelskich pism sportowych zawodnikiem numer trzy w dziejach tamtejszego futbolu. W latach 1956- 1968 rozegrał 61 meczów w narodowych barwach, zdobywając 22 gole. Udało mu się pokonać między innymi Lwa Jaszyna, rzecz jasna strzałem głową – bo właśnie z takich uderzeń Stelmach słynął. Nigdy nie opuścił kraju, co w tamtych latach było wyjątkowo źle widziane. Dlatego nie zrobił wielkiej kariery w jednej z lig zachodniej Europy.
Niemniej – w historii Izraela bez wątpienia się zapisał. Sześć mistrzostw kraju i wymowny przydomek “Złota Głowa” nie wzięły się przecież znikąd. Wielka postać, bez dwóch zdań.
O kim jeszcze warto napomknąć? Niezłą karierę w Anglii zrobił choćby Ronny Rosenthal, były zawodnik między innymi Liverpoolu i Tottenhamu. Co prawda w pamięci kibiców The Reds zapisał się przede wszystkim spektakularnym pudłem do pustej bramki, ale nie przez przypadek Rocket Ronny spędził na Wyspach wiele długich lat, reprezentując barwy rozmaitych klubów. Godnym wzmianki jest też na przykład Roby Young, nazywany “zawodnikiem tysiąclecia Haify”. Podobnie jak Yehoshua Feigenbaum, do którego wciąż należy rekord największej liczby meczów ze strzelonym golem z rzędu.
No i to by było na tyle. Na razie o miejscu w jedenastce wszech czasów może jedynie pomarzyć ten, którego dzisiaj obrońcy reprezentacji Polski obawiają się najbardziej. – Zobaczymy, jak zakończą się te eliminacje. Jeżeli Eran Zahavi pomoże Izraelowi awansować na mistrzostwa Europy, wtedy jego pozycja wzrośnie. Na razie jest jeszcze za wcześnie – twierdzi Maciej Gieparda.