Wiecie, jaki był jedyny pozytyw dzisiejszego spotkania Igi Świątek? Że się skończyło. Serio. Polka była absolutnie bezradna i nie zdziwilibyśmy się, gdyby w pewnym momencie rzuciła do Rumunki: „kończ, waćpani, wstydu oszczędź”. Bo Simona pokazała, ile Idze jeszcze brakuje do najlepszego poziomu. Gdybyśmy wystawiali Świątek oceny, to za turniej pewnie dalibyśmy czwórkę z plusem. Ale za ten mecz dostałaby jedynkę.
45 minut. Tyle trwało całe spotkanie. Dla porównania: jedynie trzeci set spotkania Magdy Linette z Simoną Halep trwał krócej, w pozostałych dwóch Rumunka musiała się solidnie namęczyć. Zresztą starsza koleżanka Igi z kadry pokazała się w tamtym meczu z naprawdę dobrej strony i uwierzyliśmy, że może nawet Rumunkę wyeliminować, sprawiając wielką sensację. Nie udało się, ale i tak biliśmy Magdzie brawo. Po dzisiejszym meczu Świątek ręce nie składały nam się do oklasków. Łagodnie rzecz ujmując.
Bo problem w tym, że to zwycięstwo to tak naprawdę nie zasługa Halep. Jasne, Rumunka odgrywała bardzo dobrze, była solidna i na niektóre punkty sobie zapracowała. Ale to, że tak będzie, było dla wszystkich oczywiste na długo przed rozpoczęciem tego meczu. To przecież obrończyni tytułu, najwyżej rozstawiona tenisistka (numer trzy), jaka została w turnieju i jedna z najlepszych zawodniczek na świecie. Niczego innego nie oczekiwaliśmy. Problem w tym, że równocześnie zakładaliśmy jedno: dobrą grę Igi.
Tej nie dostaliśmy niemal w ogóle. Właściwie pochwalilibyśmy kilka zagrań, z których co najmniej połowa to jeden gem. Zresztą jedyny wygrany przez Polkę w całym spotkaniu, gdy Iga przełamała serwis Rumunki. Swojego podania nie utrzymała ani razu. Zresztą trudno to było zrobić, bo nie funkcjonowało ono dziś dobrze, a przy drugim serwisie Halep bezlitośnie returnowała. Z innych problemów: Iga wyglądała, jakby przed meczem zjadła zbyt obfity obiad. Albo obciążyła sobie buty cegłami. Biegała jak w slow motion.
Zgadujemy, że zjadła ją presja – runda, w której wcześniej nie grała, renomowana przeciwniczka po drugiej stronie siatki i duży kort, jeden z dwóch największych w Paryżu. W takiej sytuacji napisać możemy jedno: mamy nadzieję, że Świątek i jej team przekują to wszystko w cenną naukę. Bo to najlepsze, co można teraz zrobić.
Wracając do naszej oceny: Iga zagrała super turniej, nawet lepszy niż się spodziewaliśmy. Ograła dwie renomowane przeciwniczki, doszła tak daleko, jak nigdy wcześniej, w rankingu zapewniła sobie duży skok i pewność, że zakwalifikuje się bezpośrednio do co najmniej trzech najbliższych imprez wielkoszlemowych. To cholernie duże osiągnięcie jak na osiemnaście lat. I tego gratulujemy.
Ale gdyby ten dzisiejszy mecz był sprawdzianem pisanym w szkolnej ławie, to znalazłaby się na nim co najwyżej jedna poprawna odpowiedź – to ten gem zapisany na jej koncie. Stąd wystawiona jedynka. Ale chcemy też czegoś Idze życzyć – żeby w trakcie poprawki było już dużo lepiej.
Fot. Newspix