Jagiellonia, Lech i Legia mają za sobą albo słaby sezon, albo cholernie słaby. Pierwsi wcześniej walczyli o mistrzostwo, teraz wypadli nawet z pudła, drudzy są skrajną beznadzieją, a wydawało się, że gorzej nie będzie, trzeci może i zdobędą mistrzostwo, ale jeśli kogoś cieszy kompromitacja w pucharach, zebranie w cymbał od pierwszoligowca w Pucharze Polski i walka na noże o tytuł z Piastem (mającym kilkukrotnie mniejszy budżet, co najmniej), to gratuluję ambicji. I teraz: wyobrażam sobie, że w poważnym futbolu każdy z tych klubów ma gotowy plan naprawczy. No, ale my nie funkcjonujemy w poważnej piłce, to wiemy doskonale. Dlatego jest tak, jak jest, czyli: nawet nie wiadomo, kto te zespoły poprowadzi w kolejnych rozgrywkach.
Nie mieści mi się to w głowie. Czytam u nas wywiad z Dariuszem Żurawiem, w którym on otwarcie stwierdza, że chciałby wiedzieć co z nim dalej. Wiem, że Ireneusz Mamrot czeka na decyzję Jagiellonii, która zgodnie z podpisaną umową może z nim przedłużyć kontrakt, ale nie musi, więc trener albo zamiast myśleć o kolejnym sezonie w Białymstoku, albo negocjować z zainteresowanymi dwoma innymi zespołami, musi po prostu czekać. Co do Legii, to jestem przekonany, że prezes Mioduski nie ma większego pomysłu na kolejny sezon. Nie miał na 17/18, nie miał na 18/19, to nie wiem, skąd mógłby urodzić nagle na 19/20. Jak Vuković wygra mistrzostwo, to pewnie zostanie, a jak nie wygra, to się coś wymyśli.
CRACOVIA WYGRA U SIEBIE Z LECHEM POZNAŃ? KURS 2.05 W ETOTO!
Tak właśnie wygląda długofalowe planowanie w polskiej piłce. „Coś się wymyśli”. Chodzą ci panowie prezesi potem dumni, opowiadają niestworzone rzeczy o wielkich korporacjach, którymi niby zarządzają, a potem się okazuje, że na około tydzień przed końcem sezonu nie wiadomo, kto będzie tak istotną śrubką w machinie.
Według mnie to jest skrajnie niepoważne. Jakoś sobie nie wyobrażam Solskjaera, który miałby siedzieć teraz i się zastanawiać, co z nim będzie dalej, bo nikt mu nie jest w stanie tej informacji przekazać. Nie, dostał kontrakt na trzy lata już jakiś czas temu i jakkolwiek oceniać ten ruch pod względem sportowym, to pod względem organizacyjnym jest jak najbardziej poważny. Powiecie, że nie wiadomo co z Valverde i taki pożar może się zdarzyć u największych. Tak, tylko że Valverde dostał w niebywale mocno w trąbę parę dni temu i to podważyło jego przyszłość. A kłopoty wymienionych wyżej polskich klubów nie urodziły się we wtorek, tylko tygodnie, jeśli nie miesiące wcześniej.
Reakcji brak.
A komitety transferowe już działają, już się słyszy, że ci są zainteresowani tym, a tamci tym drugim. Tylko bardzo możliwe jest, że ostatecznie przyjdzie nowy trener, któremu jeden i drugi nowy gracz nie będzie pasował, ale będzie musiał z niego korzystać, bo innego nie dostanie. Zresztą mam wrażenie, że akurat tutaj rządzący działają z pełną świadomością. Układają zespół według swojego wątpliwej jakości widzimisię, a potem szukają trenera, który będzie mierny, ale wierny. Nie będzie domagał się wzmocnień, nie będzie marudził, tylko weźmie to, co mu dają i jakoś spróbuje pracować. Nie ma w tym wszystkim żadnego ryzyka, żadnej spójności i potem wyniki w Europie są kompromitujące.
Zwróćcie uwagę – największy wpływ na transfery trenerzy mają głównie zimą. Przyszedł Sa Pinto, wziął ogórka Agrę, przeciętniaka Rochę i dobrego Medeirosa, a wcześniej Martinsa. Było gorąco, to już pal licho, bierz chłopie, kogo chcesz, tylko zrób wynik. Latem? Latem nie, wszystkie zespoły mają jeszcze po zero punktów, więc klasę na rynku pokażemy my, szefowie. Potem tę klasę weryfikują zespoły pieśni i tańca z Luksemburga.
Polska piłka to zabawa, niewiele więcej. Tyle że klocki to nie najnowszy zestaw Lego, lecz podróbka z hali targowej, rozpadająca się przy każdym mocniejszym naciśnięciu.
PIAST POKONA JAGIELLONIĘ BIAŁYSTOK? KURS W ETOTO: 1.80
POGOŃ ZASKOCZY I WYGRA W WARSZAWIE? KURS 5.80 W ETOTO!