Chciałoby się powiedzieć, że oglądanie Śląska nie jest przyjemnością, ale tak łagodnie można nazywać co najwyżej borowanie zęba. Ostatecznie człowiek zdaje sobie przecież sprawę, że ząb borowany jest po coś, w większym zdrowotnym celu, i tę nieprzyjemność jakoś zniesie. No, więc dlatego oglądanie Śląska nie jest nieprzyjemnością. Jest czymś większym, jest karą, na jaką nie zasłużył nikt. Ponadto spędzanie czasu w ten sposób – w przeciwieństwie do borowania zęba – nie ma żadnego sensu. Nic się z takiego meczu nie wyniesie. Nic.
Jeśli jesteś kibicem Śląska, wiesz, że Śląsk przegra i to w zawstydzającym stylu. Jeśli jesteś kibicem drużyny przeciwnej, wiesz, że z tym Śląskiem się wygra, ale po nudnym meczu, więc lepiej iść na spacer.
Oczywiście specjalnie używam przesady, żeby mi zaraz jakiś napalony fan nie wypomniał wygranej z Arką, albo nie przypomniał, że Śląsk ma zaraz spotkanie z Wisłą (i 15-latkiem na stoperze). Pewnie – ci goście jeszcze jakieś mecze kiedyś wygrają, ale na dziś nic nie zmienia to w moim odbiorze tej zbieraniny. Szczerze mówiąc, w ogóle się nie zdziwię, jeśli Śląsk skończy ten sezon za Zagłębiem Sosnowiec. To, jak powiedziałem, spadnie, natomiast w Sosnowcu skonstruowano drużynę. Dziwną, bo dziwną, ale drużynę. Dającą ludziom emocje, poczucie minimalnej godności, że wybrali kibicowanie Zagłębiu, a nie hodowanie ślimaków. Kibic Śląska przez pozorantów na boisku swojej kibicowskiej godności jest pozbawiony.
Dlatego siedzi w domu i dlatego ten stadion ma pajęczyny między krzesełkami.
Niestety ten sezon nie jest wypadkiem przy pracy. To proces, który musiał znaleźć swój finał w takim, a nie innym stylu. Przypomnę, że Śląsk w grupie spadkowej jest czwarty sezon z rzędu. Rok temu uratował go Kosecki, dziś miałby ratować Musonda. No, ale jest może i szybszy od Koseckiego, ale liczb nie daje żadnych, bo jedną asystę w rundzie to dał i Augustyn (a jeszcze dołożył bramkę).
Budowa Śląska nie ma żadnej logiki, żadnego sensu i żadnej ciągłości. Nie mam pojęcia, w którą stronę chce iść ten klub. I nie dlatego, bo się nie interesuję, ale dlatego, że klub też nie wie. Raz obcokrajowcy, raz Polacy z nazwiskami, raz młodzi, raz Pawłowski, raz nie-Pawłowski. Byle przetrwać, byle pokazać, że coś próbuje się zrobić. Jednak od energicznego mieszania herbata nie robi się słodsza.
Zmieniają tam prezesów, miasto szuka nowego właściciela. Nie ma wyników na żadnym szczeblu.
W końcu to musiało pęknąć i teraz pęka. Powiedziałem o nazwisku jednego piłkarza, ale żonglować kolejnymi nie będę, bo sami widzicie, kto tam obecnie przebywa. Ludzie sportowo znudzeni, ludzie sportowo za słabi, a także mała cząstka osób z pasją i umiejętnościami, natomiast zgubiona w tym szambie kompletnie.
Ratować ten bajzel ma Lavicka. To ciekawe, ponieważ sam Czech przyznaje, że nigdy przed spadkiem w swojej karierze się nie bronił. A na przykład Arkę, będącą na pierwszym bezpiecznym miejscu, prowadzi trener, który na ten temat może powiedzieć dużo. Dalej jest Miedź z Nowakiem, któremu też bardziej w tej kwestii ufam – lepiej zna realia polskiej piłki, pracował długo w niższych ligach. Nie ma co gadać o Wiśle Płock, Ojrzyński już ich utrzymał.
Oczywiście wiem, że Lavickę zatrudniano w innym celu, niż utrzymanie, ale znów: szereg innych błędów doprowadził do tego, że jednak trzeba się bić o 14. miejsce. Z trenerem bez doświadczenia. Prowadzącym drużynę, powtórzę, bez pasji. To się może nie udać i cóż, może nawet lepiej, jak się nie uda. Rok na zapleczu potrafi być oczyszczający, jest czas na przemyślenie swoich błędów i powrót nawet zaraz za rok.
Tylko skoro nikt was, panowie, nie ogląda w ekstraklasie, to kto będzie w pierwszej lidze?
***
Egzotyczna czy kosmiczna – mało ważne. Wojciech Kowalczyk zna się na każdej lidze, nawet na tych najdziwniejszych, o których w swoich audycjach z cyklu “Magazynu lig egzotycznych” opowiada Adam Kotleszka. Zresztą Adam ostatnio wziął na tapet “Retroligę”, a to już w ogóle pasuje do Kowala jak ulał. Świetna audycja, sprawdzajcie!