– Chciałem chociaż dwóch konkretnych opcji, a taka była tylko z Lechii. Ja się wahałem. Wiedziałem, że jak wrócę, to już potem nie wyjadę. Wytrzymam te dwa lata, póki córka nie pójdzie do przedszkola – mówi Marcin Komorowski. O premiach motywacyjnych, ciepłych kluchach u Krasnożana, Legii i nowym kontrakcie z Terekiem.
A dopiero co sporo mówiło się o tym, że nie zostaniesz w Tereku, że zmienisz klub i wrócisz może nawet do Legii. Co się pozmieniało?
– Jak skończyła się liga, to usłyszałem o Legii. Mariusz Piekarski mówił, że o mnie pytali, ja też pojawiłem się na ostatnim meczu w Warszawie. Niby coś było, ale bez konkretów, aż wszystko ucichło. Sam nie byłem w pełni przekonany, czy chcę już wracać do kraju, czy jeszcze nie. Piekarz wspominał o jeszcze jednym klubie z Rosji, ale musiałbym czekać na ich decyzję. A ja czekać nie chciałem, więc wziąłem to, co było. Dzwonił dyrektor sportowy Tereka z pytaniem, czy przedłużam umowę, a jak się nic nie odzywałem, to zadzwonił sam trener. Prosił, żebym się dogadał z klubem. Wszystko się przeciągało, aż wróciłem do Rosji, zaczęły się treningi, pierwszy obóz, no i zostałem.
Czyli Rosja, ale pod innym adresem też wchodziła w grę.
Tak, ale to było fifty-fifty. W grę wchodziło też Torpedo, tylko że to nawet nie było to samo, co w Tereku. Nie będę ściemniał: jak już jestem zagranicą, to biorę korzystniejszą finansowo ofertę. Ta korzystniejsza miała być, ale kazali czekać, przy czym nie wiadomo, czy w ogóle bym się doczekał. Wolałem wziąć to, co mam na stole w klubie, w którym mnie chcą. Aha, był jeszcze opcja Lechii.
Żadne zaskoczenie. Ciebie taka Lechia nie urzeka, jak urzekła chociażby Makuszewskiego czy Borysiuka?
– Nie to, że nie urzeka. Trochę sam nie wiedziałem, czego chcę. Miałem myśli, żeby coś zmienić i wrócić, bo byłem trochę zmęczony Terekiem. Z drugiej strony, brakowało konkretów, na które bym się skusił. A Terek znam już naprawdę dobrze, gdzie jeszcze chce mnie trener – nie żaden dyrektor czy prezes, tylko trener. Zdecydowaliśmy z żoną, że jeszcze dwa lata tutaj wytrzymamy.
Sam Piekarski mówił w maju, że chcesz zmienić otoczenie.
– Tak, ale jak już wspomniałem nie miałem konkretów. Chciałem sprecyzowane chociaż dwie opcje, a taka była tylko z Lechii. Ja się wahałem. Wiedziałem, że jak wrócę, to już potem nie wyjadę. Wytrzymam te dwa lata, póki córka nie pójdzie do przedszkola.
Nie brzmisz na zbyt szczęśliwego.
– (śmiech) Jestem zadowolony, bo wiem, na czym stoję. Nie lubię niepewności.
Finansami cię przekonali?
– Przede wszystkim, nie ma co się czarować. Wiem, że nigdzie w Europie takich pieniędzy bym nie dostał. Albo Rosja, albo Turcja. A Rosję już poznałem. Jestem świadom swojego wieku, ile mogę jeszcze pograć i ile takich kontraktów mi zaproponują.
”Fajnie jest walczyć o medale, ale potem zostają ci tylko one” – tak rozmawialiśmy, kiedy odchodziłeś z Legii. Teraz te medale chyba po głowie ci chodziły.
– Legia byłaby kusząca, bo w pewnym momencie rozglądałem się nawet za mieszkaniami w Warszawie… Dobra, zostawmy już Legię.
Piekarski powtarzał, że twój pobyt w Tereku można uznać za udany. I ty się chyba pod tym podpisujesz.
– Brakuje mi trochę tego, że nie możemy osiągnąć celów, które sobie zakładamy przed sezonem. Bo ciągle mamy w głowach europejskie puchary. Ale ogólnie nie mam uczucia straconego czasu. No, może poza pewnym epizodem, kiedy prowadził nas trener Krasnożan, który wszystko popsuł.
To ten, co go we trzech Polaków wskazywaliście w mediach palcami.
– No tak. Drużynę i trenera poznaje się po porażkach. A my u tego człowieka widzieliśmy, że ratuje tylko swój tyłek i przyszedł do klubu chyba tylko po kasę. Były sytuacje, że nie wstawiał się za zespołem, tylko nas przed szefami obwiniał. Przejął to w porę trener Rachimow i się uratowaliśmy.
Był czas, kiedy mieliście dość ciepło. Jak reagował Ramzan Kadyrow?
– Jakiej odpowiedzi oczekujesz? Mam powiedzieć, że do nas strzelał? (śmiech) No, to nie strzelał. Ale zadowolony też nie był. Wyniknęły pewne sytuacje, które lepiej jak pozostaną w środku szatni. Kadyrow pompuje duże pieniądze w klub, dokonuje niezłych transferów, więc przy braku wyników pojawiło się duże ciśnienie, chyba zrozumiała sytuacja. Jakoś wytrzymaliśmy.
Spodziewałem się, że wszedł jak Filipiak i rzucił dodatkową premię za utrzymanie.
– Nie. Ale była sytuacja, że jak za Krasnożana udało się w końcu wygrać, akurat z CSKA, to dostaliśmy podwójną premię. I taka to była motywacja! Podobało mi się jednak podejście Kadyrowa, że w trudnych sytuacjach w nas nie „walił”, tylko był z zespołem. Dopiero za Rachimowa poszliśmy mocno w górę i, to akurat ktoś sprawdził, byliśmy w tym czasie trzecią albo czwartą drużyną w Rosji. Jakby on nas przejął po Czerczesowie, to gralibyśmy o puchary. Bo tutaj są dobrzy piłkarze, ale trzeba ich poukładać. I do tego potrzeba trenera z jajami, a nie takie ciepłe kluchy, jak Krasnożan.
Są jakieś przesłanki ku temu, że Terek powalczy teraz o coś więcej czy tylko znowu tak gadacie?
– My co roku walczymy! Terek mocno chce do Ligi Europy, ale widać, że życie nas ciągle weryfikuje.
Jakieś wzmocnienia?
– No, na chwilę obecną to… nikt nie przyszedł (śmiech). Głównym założeniem było utrzymanie obecnej kadry.
To faktycznie, wielka budowa… Z tego, co widziałem, to paradoksalnie obrona w zeszłym sezonie była wysoko, chyba numer 5 w lidze.
– Wróciłem po kontuzji i się ułożyło, więc z gratulacjami proszę tutaj (śmiech). Za Krasnożana nie wygrywaliśmy meczów, tylko przegrywaliśmy frajersko po 0:1. Nie traciliśmy wielu bramek, ale nie kleiło się nic. A przyszedł Rachimow, zebrał nas do kupy i wygrywaliśmy u siebie ze wszystkimi. No, prawie ze wszystkimi.
Z Tereka podesłaliście nam niedawno posiłki. O Makuszewskiego pytał nie będę, ale Sadajew zaskoczył chyba wszystkich.
– Kogo zaskoczył, tego zaskoczył. Ja sam polecałem Sadajewa. Wiedziałem, że nie ma tutaj szans na grę, bo jest Ailton, a doszedł Jeremy Bokila. Zaur to wychowanek, więc wiadomo, jak się takich traktuje. Miałby tutaj bardzo ciężko. Kilka razy mówiłem Piekarzowi, że to bardzo dobry zawodnik – prawa i lewa noga, dobrze wyszkolony, silny, młody, tylko potrzebuje gry. No i Zaur jest taki, że cały czas trzeba stać nad nim z batem i tłumaczyć, co i jak ma zrobić. Dasz mu trochę swobody, to zaraz odleci. Powtarzałem o tym Mariuszowi, żeby polecił go do Legii albo sprowadził do Polski. Dzisiaj nikt tego transferu nie żałuje.
Rozmawiał PT