Ta wiadomość uderzyła w fanów mieszanych sztuk walki z siłą ciosu jej bohatera gdy nokautował Jose Aldo. Uważany za największą gwiazdę, a przy okazji na pewno najlepiej opłacany zawodnik MMA Conor McGregor ni z gruchy, ni z pietruchy ogłosił, że kończy karierę. Problem w tym, że w przypadku Irlandczyka równie prawdopodobne jest to, że rzeczywiście odwiesza rękawice, jak to, że wcale nie ma takiego planu, a całe zamieszanie jest kolejną akcją marketingową w jego wykonaniu.
Conor McGregor to zdecydowanie największe nazwisko w światowym MMA. Gość przez długi czas był mistrzem federacji UFC i zdołał sobie wyrobić nazwisko do tego stopnia, że za jego skok w bok i walkę bokserską z Floydem Mayweatherem zapłacono mu ponad sto milionów dolarów.
To także ten sam gagatek, który potrafił obrażać wszystkich naokoło, w autobus wiozący zawodników UFC, w tym Chabiba Nurmagomiedowa, rzucał koszem na śmieci, a ostatnio zaatakował kibica, przez co po raz kolejny naraził się policji. Ta akcja to zresztą był McGregor w czystej postaci. Kiedy zobaczył, że fan robi mu zdjęcia telefonem, nie przeszedł na drugą stronę ulicy, nie schował się za ciemnymi okularami i kapturem, nie poprosił, żeby przestał. Nie. McGregor wyrwał gościowi telefon, trzasnął nim o chodnik, a jakby tego było mało – schował zniszczony aparat do kieszeni i sobie poszedł. W ten sposób elegancko zmienił klasyfikację czynu z „rozwydrzony gwiazdor i jego dziwactwa” na „napaść, zniszczenie mienia i kradzież”. Duże słowa uznania.
W każdym razie, do jego drzwi wkrótce zapukali policjanci, a Irlandczyk po raz kolejny trafił do aresztu. Wyszedł za kaucją (12,5 tys. dolarów) i teraz czeka na proces. Jak to w życiu zbyt porywczych osób bywa – pierdoła zmieniła się w coś znacznie poważniejszego i gwiazdorowi grozi od 3 do nawet 20 lat więzienia. Oczywiście – zatrudni najlepszych prawników, którzy staną na głowie, żeby go wyciągnąć z szamba. Trudno się jednak spodziewać wyjątkowo łagodnego traktowania McGregora przez sąd, bo przecież niedawno cudem się wybronił z ataku na autobus. Zapłacił grzywnę, odbębnił prace społeczne i wrócił na łono społeczeństwa z czystą kartą. Cóż, czystą nie na długo. A propos kar, po przegranej październikowej walce z Nurmagomiedowem rozpętała się bijatyka, po której McGregor został zawieszony na pół roku. Do wielkiego powrotu było już naprawdę blisko, kibice już odliczali dni do końca kary. Tymczasem nagle na Twitterze Irlandczyk ogłosił, że to by było na tyle.
– Hej, ludzie, szybkie ogłoszenie. Zdecydowałem się odejść ze sportu oficjalnie nazywanego mieszanymi sztukami walki. Życzę wszystkim moim dawnym kolegom powodzenia w dalszej karierze. Teraz dołączam do moich byłych partnerów w przedsięwzięciach biznesowych, ale już na emeryturze sportowej – poinformował, kompletnie zaskakując świat MMA. Oświadczenie jest o tyle dziwne, że dosłownie kilka godzin wcześniej udzielił wywiadu, w którym mówił o potencjalnych rywalach w najbliższej walce. Minęła chwila i Conor poinformował, że żegna się z klatką.
Cała sprawa jednak zdecydowanie nie jest zero-jedynkowa. Wśród komentarzy ekspertów i kibiców panuje przekonanie, że tak naprawdę żadnej emerytury nie będzie, a nawet jeśli – to zdecydowanie krótka.
– To kolejna gierka Conora, mająca na celu zrobienie zamieszania, zwiększenie zainteresowania, a co za tym idzie: także liczby zer na kontrakcie za kolejną walkę – mówi nam Łukasz „Juras” Jurkowski, zawodnik i komentator MMA. – Conor już takie numery robił, już przecież wcześniej się żegnał i szybko wracał do sportu. Nie wiem, czy po tym ogłoszeniu emerytury wróci do MMA, czy do boksu, ale że wróci, to jestem absolutnie przekonany.
Fot. Newspix.pl