Kulki świsnęły między palcami, emocje sięgnęły zenitu, no i już wiemy wszystko. Pary ćwierćfinałowe w Lidze Mistrzów rozlosowane. Dostaliśmy dwa klasyczne zestawienia, nawiązujące do finałów Champions League sprzed lat. No i arcyciekawą, angielską batalię, która obu ekipom otwiera furtkę do wielkiego sukcesu na europejskiej arenie. Niemniej – nie ukrywamy delikatnego rozczarowania. Los nie skojarzył ze sobą zespołów, które stworzyłyby najbardziej pikantne pary z możliwych.
Jak to konkretnie wygląda?
Tottenham (Anglia) – Manchester City (Anglia)
Manchester United (Anglia) – Barcelona (Hiszpania)
Ajax (Holandia) – Juventus (Włochy)
Liverpool (Anglia) – FC Porto (Portugalia)
Chyba najmniej ekscytująco zapowiada się ta ostatnia para. Oczywiście ekipy FC Porto nie można lekceważyć, w rewanżu z Romą spisali się na medal, jednak rzymska drużyna generalnie jest w tym sezonie beznadziejna – w przeciwieństwie do Liverpoolu. Wydaje się, że The Reds mają przed sobą otwartą drogę do półfinałów Champions League i tylko jakiś zupełnie spartaczony mecz, jakaś tragiczna dyspozycja dnia mogłaby odebrać podopiecznym Juergena Kloppa sukces w rywalizacji z Portugalczykami.
Wielkich fajerwerków się tutaj nie spodziewamy – Porto już w meczu na Stadio Olimpico w Rzymie udowodniło, że nie ma nic przeciwko super-defensywej taktyce, jeżeli tylko może ona przynieść wymierne korzyści. Summa summarum przyniosła, więc teraz zapewne Smoki jeszcze głębiej się cofną i zamurują, licząc na nieskuteczność Sadio Mane i Mohameda Salaha.
Ajax i Juventus to oczywiście klasyk Champions League, choć nieco już zapomniany, bo potyczki tych drużyn rozgrzewały futbolową widownię do czerwoności jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Dziś faworyt może być już tylko jeden i nie jest nim holenderska ekipa. Aczkolwiek Joden w 1/8 finału udowodnili, że mają argumenty w ofensywie, by rozgromić nawet najbardziej buńczucznego hegemona. Jednak co udało się z rozklekotanym Realem, może się już nie powieść z nabuzowanym i świetnie zorganizowanym w defensywie Juventusem. Pewien wiecznie nienasycony Portugalczyk także zapewne zrobi wszystko, by jeszcze mocniej wyśrubować swoje strzeleckie rekordy w starciu z Ajaksem.
Przy całej sympatii dla Holendrów – nie wydaje nam się, by ktokolwiek w Turynie był dzisiaj niezadowolony z losowania.
Trochę szkoda, że los nie skojarzył drużyny z Amsterdamu przeciwko Barcelonie. Niemniej – dwumecz Dumy Katalonii z Manchesterem United przyjmujemy akurat z otwartymi sercami i ramionami. Potyczki tych ekip zawsze były ekscytujące, nawet jeżeli nie padało w nich zbyt wiele goli. Tutaj robotę robią już same nazwy, stadiony, historyczne podteksty. Jesteśmy przekonani, że tym razem nie będzie odstępstwa od reguły i znów obejrzymy ogniste batalie. Oczywiście Czerwone Diabły na papierze trochę odstają od Barcy, zdecydowanym faworytem będzie kataloński zespół, ale… No właśnie. Odkąd na Old Trafford w roli szkoleniowca pojawił się Ole Gunnar Solskjaer, zawsze trzeba zostawić miejsce na jakieś “ale”, bo jego Manchester jest doprawdy nieobliczalny.
No i City kontra Tottenham. Faworytami oczywiście podopieczni Pepa Guardioli. Spurs w ostatnich latach dostają zwykle baty od Obywateli. Ale nie można też zapominać, że udało im się w swoim czasie uciułać serię trzech zwycięstw z rzędu właśnie przeciwko The Citizens i były to triumfy bardzo efektowne. Wiele tutaj będzie zależało od kondycji największych gwiazd obu ekip, zwłaszcza z troską spoglądamy w stronę Londynu, bo ci najważniejsi zawodnicy Tottenhamu często narzekają na drobne i większe urazy. Trzeba jednak im oddać, że Borussię Dortmund ograli w naprawdę imponującym stylu.
A The Citizens byli również uznawani za faworytów w ubiegłorocznym dwumeczu z Liverpoolem i niekoniecznie udało im się ten status zaprezentować na murawie. Niczego nie należy tu przesądzać, choć pewnie w Londynie są z tego losowanie niespecjalnie szczęśliwi.
Drabinka układa się natomiast następująco:
Tottenham/City – Ajax/Juventus
United/Barcelona – Liverpool/Porto
Tak daleko w przyszłość z żadnymi luźnymi spekulacjami i przemyśleniami nie będziemy już wybiegać, ale – cokolwiek się wydarzy w ćwierćfinałach – dwie ostatnie pary w tej edycji Champions League zapowiadają się na totalny sztos.