Reklama

Wiedziałem, że nie przychodzę jako nr 1. Czekałem i się doczekałem

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2019, 09:26 • 11 min czytania 0 komentarzy

Trudno było z entuzjazmem patrzeć na transfer Frantiska Placha, który w styczniu ubiegłego roku przychodził do Piasta Gliwice. Ot, prawie 26-letni Słowak, który regularnie w ojczystej ekstraklasie bronił raptem przez jedną rundę i to na dodatek w zespole najczęściej dostającym po głowie. Z pozoru kandydat na typowego rezerwowego. Początkowo wszystko się sprawdzało. Na polskich boiskach Plach zadebiutował dopiero pod koniec sierpnia i… szybko okazało się, że naprawdę umie w te klocki. Od początku listopada gra już w każdym meczu i w zasadzie nigdy nie zawodzi. Sam fakt, że zimą potwierdził klasę i wygrał rywalizację z Jakubem Szmatułą, jest dość wymowny. 

Wiedziałem, że nie przychodzę jako nr 1. Czekałem i się doczekałem

Pora zatem lepiej się poznać, bo mało co na jego temat wiadomo, a aktualnie mówimy o jednym z lepszych bramkarzy polskiej ligi. Czasu mieliśmy mniej niż zakładaliśmy – w dniu wywiadu okazało się, że piłkarze Piasta niedługo po treningu przejdą szkolenie z sędziami – ale po tej lekturze będziecie mogli już powiedzieć o Plachu coś więcej niż tylko to, że dobrze gra. 

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

***

Mówi się, że są piłkarze późno dojrzewający, potrzebujący więcej czasu, by wypłynąć na szersze wody. Jesteś bramkarzem późno dojrzewającym?

Reklama

Z jednej strony – chyba tak. Z drugiej, wiesz, bramkarze mają trochę dłuższy okres wchodzenia do gry, bo też przeważnie mogą grać dłużej niż zawodnik z pola.

Ty na dobrą sprawę zacząłeś się przebijać dopiero w wieku 25 lat, gdy wskoczyłeś do pierwszego składu FK Senica. Późno.

W tym klubie byłem już wcześniej, ale faktycznie – dość długo czekałem na szansę, musiałem swoje wysiedzieć. Czy późno? Jak na bramkarza można powiedzieć, że jeszcze było ok. Późno, ale nie za późno.

Czego zabrakło, żeby wcześniej zacząć występować w słowackiej ekstraklasie?

Gdy byłem młody, miałem sporo kontuzji i one mnie trochę wyhamowały. Kilka razy musiałem zaczynać niemalże od zera. Po wyleczeniu ostatniego jak dotąd urazu –  oby tak pozostało – poszedłem na wypożyczenie z Żyliny do drugoligowego FK Pohronie i od tego momentu krok po kroku wspinam się na kolejne szczeble. Po roku byłem już w Senicy.

Jedna z tych kontuzji była bardzo poważna.

Reklama

Tak, ta pierwsza. Chodziło o kolano, ale nie o więzadła. Straciłem około pół roku. Ostatnia kontuzja przed odejściem do Pohronia nie była już tak ciężka, jednak też spowolniła mój rozwój.

Początki w drugiej lidze nie były sielankowe.

Przyszedłem tam na wiosnę 2015 i musieliśmy walczyć o utrzymanie, co samo w sobie było presją. Zdążyłem zagrać trzy mecze w fazie zasadniczej, a potem na dobre wskoczyłem do składu w grupie spadkowej. Przeszliśmy ją jednak jak burza, z dziesięciu spotkań wygraliśmy osiem i szybko mogliśmy być spokojni o utrzymanie. Forma została na nowy sezon. Gdy odchodziłem po rundzie jesiennej do Senicy, prowadziliśmy w tabeli. Miałem aż 10 czystych kont. Ostatecznie jednak chłopaki awansu nie wywalczyli.

PIAST GLIWICE OGRA MIEDŹ? ZAGRAJ W TOTOLOTKU PO KURSIE 1,85! 

Propozycję z Senicy traktowałeś jako życiową szansę?

Można powiedzieć, że tak. Dostałem dwie oferty z Fortuna Ligi. Wybrałem Senicę, bo wtedy to był fajny klub na Słowacji i miał bardzo dobrego trenera bramkarzy – Miroslava Mentela. To przeważyło. Mentel zresztą został potem pierwszym trenerem w klubie, a dziś odpowiada za bramkarzy w reprezentacji Słowacji, co potwierdza, że jest fachowcem. Uznałem, że tam mogę zrobić duży krok do przodu.

I zrobiłeś, ale przez półtora roku siedziałeś na ławce.

Długo czekałem, fakt. Miałem jednak mocnego konkurenta do składu. Michal Sulla był kapitanem drużyny, a potem zagrał nawet kilka meczów w naszej reprezentacji. Dziś broni w Slovanie Bratysława. Musiałem być cierpliwy. Nie obrażałem się, bramkarz może grać jeden, nie zmienisz go w 80. minucie, żeby rezerwowy wszedł sobie na chwilę. Wiedziałem, że muszę być gotowy, gdy już szansa nadejdzie. Przez półtora roku zaliczyłem tylko siedem meczów ligowych i jeden pucharowy, ale przed startem ubiegłego sezonu Sulla doznał kontuzji. Wszedłem do składu i nie oddałem już miejsca nawet po jego powrocie do zdrowia. To jakaś mała satysfakcja, że w końcu wygrałem z nim rywalizację, a nie musiałem liczyć, że zmieni klub. Z Senicy odchodziliśmy razem – ja do Piasta, on do Slovana.

Jak już wszedłeś do bramki, koledzy z pola spisywali się fatalnie. Na pierwsze zwycięstwo czekaliście do 15. kolejki, wcześniej trzy remisy i 11 porażek.

Miało to swoje plusy. Zawsze było dużo roboty i mogłem się wykazać (śmiech). Ale dla zespołu był to bardzo trudny sezon.

Z Żyliną najpierw przegrałeś 1:7, ale potem właśnie na niej się przełamaliście i wygraliście 4:1.

To były dla mnie mecze z dodatkowym smaczkiem, bo jestem wychowankiem Żyliny. Fajnie, że udało się zrewanżować.

Po części dzięki temu, że co tydzień mocno weryfikowano twoje umiejętności zostałeś dostrzeżony przez Piasta?

Kto wie, może tak to wyglądało.

Zaskoczyło cię, że tak szybko pojawiła się oferta z Polski?

Przede wszystkim czułem się zadowolony, że przejdę do lepszej ligi. Ekstraklasę co nieco wcześniej oglądałem. Jest w niej wielu słowackich bramkarzy i ogólnie Słowaków, bardzo często mogę przybić piątkę w tunelu ze swoimi rodakami. Uważam, że macie bardzo dobrą ligę.

Czytałem, że twój dziadek – znany na Słowacji Frantisek Plach senior – namawiał cię na polski kierunek.

Dziadek też był bramkarzem, stał się legendą Żyliny. Często rozmawiam z nim o piłce, jest dla mnie autorytetem. Gdy nadeszła oferta z Piasta, dziadek tylko mnie utwierdził w przekonaniu, że warto ją przyjąć. Nie musiałem się długo zastanawiać.

Wiesz, w jakich okolicznościach Piast cię wypatrzył? Obserwowano cię, ktoś cię polecił?

Z tego, co wiem, obserwowano mnie w kilku meczach. Później sprawy potoczyły się dość szybko. To nie były trudne rozmowy. Myślę, że dla Senicy moje odejście też było dobrym rozwiązaniem. Właściciel zaczął mieć problemy finansowe, co przełożyło się na sytuację w klubie, a chodziło o transfer gotówkowy, Piast co nieco zapłacił [nieoficjalnie pisano o 120 tys. zł, PM]. Każda ze stron zyskała.

Senica zalegała z płatnościami?

Do tego nie doszło, ale płaciła ledwo, ledwo, coraz trudniej było zachować spokój z pieniędzmi. Ludziom dłużej związanym z Senicą ciężko było się z tym pogodzić. Wcześniej jak na Słowację był to dobry klub, z mocnym właścicielem. Z tego, co wiem, dziś sytuacja się uspokoiła. Senica wywalczyła utrzymanie, przyszedł chyba nowy sponsor i już jest lepiej.

Wchodząc wtedy do pierwszego składu dopuszczałeś w ogóle myśl, że możesz tak szybko wyjechać?

Nie planowałem tego, ale nie byłem w szoku, kiedy nadeszła taka okazja. Na początku celem było po prostu regularne granie, ale wiadomo, że z czasem chcesz więcej. To podstawa, by nie zatrzymać się w rozwoju.

Pilka nozna. Puchar Polski. Piast Gliwice - Legia Warszawa. 30.10.2018

Przyszedłeś do Piasta i… niejako znów zaczynałeś od zera. Wiosną tamtego roku nawet nie zadebiutowałeś, ten sezon też rozpocząłeś jako zmiennik. 

Pod pewnymi względami było to dla mnie trudne. Jak już zaczniesz regularnie grać, ciężko potem znów być rezerwowym. Wiedziałem jednak, że przechodzę na wyższy poziom, więc nie panikowałem. Skupiałem się na tym, żeby w pełni się zaadaptować i zawsze dobrze trenować. Tak jak mówiłem, na naszej pozycji trzeba umieć czekać na szansę i nie zmarnować jej, gdy już nadejdzie.

Jakub Szmatuła w ostatnich latach był jednym z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy, miał mocną pozycję. Miałeś świadomość, że prawdopodobnie na początku będziesz na ławce? 

Tak. Wiedziałem, że nie przychodzę jako numer jeden. Z Piasta odchodził Dobrivoj Rusov i szukano nowego bramkarza do rywalizacji. Co nie znaczy, że się z tym pogodziłem. Od pierwszego dnia chciałem walczyć i być godnym konkurentem dla Kuby. Zachowywałem jednak spokój, kiedy nie grałem, bo tak jak mówię: notowałem awans sportowy, a wtedy czasami potrzeba trochę czasu, żeby wejść do składu.

Czyli latem nie brałeś pod uwagę odejścia?

Nie, w ogóle o tym nie myślałem. Przyszedłem rywalizować, więc rywalizowałem. Dopiąłem swego, teraz gram i cieszę się, że drużyna dobrze funkcjonuje. Mamy bardzo dobre wyniki i jesteśmy w czołówce.

Podobnie jak w Senicy, w Piaście zacząłeś grać ze względu na zdarzenie losowe. Po dwóch występach miałeś już dwie interwencje kolejki. 

Kuba doznał kontuzji i w 5. kolejce zagrałem z Cracovią, wygraliśmy 3:1. I jakoś poszło.

Ale po porażce 1:4 we Wrocławiu wróciłeś na ławkę. Można było się lekko podłamać, bo mogłeś sobie uświadomić, że w oczach trenerów pozostajesz zmiennikiem, mimo że nie popełniłeś większych błędów.

Zawsze decydują trenerzy i nie ma co dyskutować. Po meczu ze Śląskiem mieliśmy puchar z Jastrzębiem, tam już zagrał Kuba i wrócił do składu. Przesiedziałem cztery kolejki na ławce i znów wszedłem do bramki.

Już bez liczenia na pecha kolegi?

Bez, tak wybrali trenerzy. Taki jest los bramkarza, teraz ja bronię i staram się pomagać drużynie.

Po powrocie w pierwszych czterech występach trzy razy zachowałeś czyste konto. Kiedy poczułeś, że wreszcie masz pozycję, o którą walczyłeś, że teraz nie stracisz już placu z tygodnia na tydzień?

Nie patrzę w tych kategoriach. Na koszulce mam numer 26 (śmiech). Gram, więc chcę dawać zespołowi jak najwięcej i tylko na tym się skupiam.

Wygrałeś walkę o skład podczas zimowych przygotowań, utrzymałeś miejsce. To już ma swoją wymowę.

Cieszę się z tego, ale spokojnie. W tym roku rozegraliśmy dopiero pięć meczów. Grunt, żeby wyniki się zgadzały, a wtedy wszyscy będziemy zadowoleni.

CZYSTE KONTO PLACHA Z MIEDZIĄ? KURS 2,70!

Zimą walka o skład trwała do samego końca?

Walka trwa codziennie, ale jeśli chodzi o ostatnie przygotowania, nie było momentu, w którym usłyszałbym od trenera, że od teraz jestem numerem jeden i mogę być tego pewny na całą rundę. Dopiero przed pierwszym meczem okazało się, że bronię ja i na razie tak zostało.

Który mecz jak dotąd był najtrudniejszy?

Chyba właśnie ten we Wrocławiu. To było pierwsze przegrane spotkanie Piasta, w którym grałem. Dobrze nam szło, wcześniej w trzech spotkaniach zdobyliśmy siedem punktów, a tam nic nam się nie układało. Trudny mecz dla całej drużyny. Na szczęście potem szybko się odkręciliśmy i znów było dobrze.

Ekstraklasa czymś cię zaskoczyła?

Szczerze mówiąc, nie. Jest mniej więcej tak, jak się spodziewałem. Wyższy poziom sportowy, dużo lepsze stadiony, więcej kibiców, większe zainteresowanie mediów, każdy mecz na żywo w telewizji. Miało być lepiej pod każdym względem i jest.

Ale pewnie pękałeś z dumy, gdy latem Spartak Trnawa i Trenczyn łoili naszych w europejskich pucharach.

Wchodziłem do szatni z trochę wyżej uniesioną głową, docinaliśmy sobie z chłopakami (śmiech). To była fajna sprawa, zwłaszcza że mieszkam w Trnawie. Spartak i Trenczyn jesienią mocniej skupiły się na pucharach, ale odbiło się to na lidze, w tym sezonie raczej nie mają już szans na czołówkę.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Legia Warszawa - Piast Gliwice. 15.12.2018

Mówiłeś, że musiałeś się zaaklimatyzować. W jakim sensie: języka, miasta, ludzi?

W każdym po trochu. Zawsze gdy przyjeżdżasz do innego miejsca, potrzebujesz trochę czasu, żeby się ze wszystkim oswoić. A tym bardziej, kiedy jesteś w innym kraju, dla mnie to pierwszy zagraniczny wyjazd. Musiałem się nauczyć polskiego, na szczęście nasze języki są bardzo podobne. Mentalnie Polacy i Słowacy też się za bardzo nie różnią, więc w sumie nie było to aż takie trudne.

A Słowacy i Czesi mocniej różnią się w jakimś aspekcie? 

Chyba nie. Mówiłem, że słowacki i polski są do siebie podobne, ale słowacki i czeski jeszcze bardziej. Nie widzę jednej generalnej cechy odróżniającej oba narody. W każdym kraju spotkasz i ludzi wesołych, i ludzi smutnych.

Jak na kogoś, kto jest u nas niewiele ponad rok, bardzo dobrze mówisz po polsku. Byli Słowacy czy Czesi grający przez lata, którzy nigdy się nie nauczyli.

Wiedziałem, że “jako tako” dogadałbym się od początku. Zależało mi jednak na tym, żeby w pełni uczestniczyć w życiu szatni, móc normalnie pogadać i wszystko zrozumieć. Nie chciałbym sytuacji, w której ktoś do mnie zagaduje, a ja nie za bardzo bym wiedział, jak mu odpowiedzieć. Od początku więc wychodziłem z inicjatywą, słuchałem chłopaków. Prawie od razu rozumiałem, co mówią, gorzej było samemu coś powiedzieć. Powoli jednak łapałem kolejne słowa czy zdania.

O twoim dziadku mówiono, że nie popełniał większych błędów i na razie to samo można powiedzieć o tobie. 

Nigdy nie widziałem meczów dziadka, ale ludzie mówili mi, że miał właśnie równą formę, cały czas bronił na wysokim poziomie. Powtarzalność jest u bramkarza najważniejsza. Napastnik może strzelić dwa gole w jednym meczu, potem zniknąć w następnym i odkuć się tydzień później, będzie to normalne. Na mojej pozycji nie mógłbyś funkcjonować na zasadzie “dziś obronisz wszystko, a potem nic”. Staram się, żeby drużyna zawsze mogła na mnie liczyć. Czasami chodzi o umiejętności, czasami też o trochę szczęścia.

Zawsze miałeś tę powtarzalność?

Myślę, że tak. Nie przypominam sobie meczu, który jakoś wyraźnie bym zawalił. Oby tak zostało.

Nasz bramkarz z KTS-u Weszło, Mieciu Mietczyński stwierdził ostatnio, że jako jeden z niewielu bramkarzy w polskiej lidze próbujesz większość strzałów łapać, a nie odbijać. To twoja charakterystyczna cecha?

Są strzały, które lepiej od razu wybić i nie kombinować, ale jeśli mogę, to chcę złapać piłkę. Większy komfort dla drużyny, nie musi blokować dobitek i tak dalej. Myślę, że każdy bramkarz woli łapać niż wybijać, choć może nie każdy czuje się w tym tak samo pewnie.

Kilku słowackich bramkarzy wyjechało z Polski do lepszych lig. Gdzie sięgasz marzeniami?

Zawsze podobała mi się Bundesliga, ale jeszcze długa droga przede mną. Musisz jednak mieć marzenia, nigdy nie możesz być zadowolony z tego, gdzie już jesteś, ciągle trzeba chcieć więcej. Bez nowych celów nie można się dalej rozwijać.

Jesteś w takiej lidze, że aktualnie w razie czego “skazujesz się” na wyjazd do Serie A.

Też byłoby fajnie.

Liczysz, że już poprzez Ekstraklasę trafisz do reprezentacji? 

Byłoby super. Wiem, że już były przypadki, gdy ktoś przebijał się do słowackiej kadry poprzez polską ligę. Teraz pierwsze powołanie dostał Michal Siplak z Cracovii. Czułbym się niesamowicie szczęśliwy, gdyby się udało. Na reprezentację zawsze warto poczekać.

Interesujesz się MMA, co nie za bardzo pasuje do tego, jaki jesteś na co dzień. Skąd taka zajawka?

Zacząłem oglądać walki Conora McGregora i wciągnąłem się, spodobało mi się. Śledzę transmisje z polskich KSW. Imponuje mi przygotowanie tych zawodników, muszą być gotowi na wszystko.

Ograniczysz się tylko do kibicowania?

Na razie na pewno. A po karierze? Zobaczymy…

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Piast Gliwice/Accredito/FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...