„Dlaczego miałbyś nie pokonać bogatszego klubu? Nigdy nie widziałem, by torba z pieniędzmi zdobyła bramkę”. Do mało której drużyny te słowa wypowiedziane przez Johana Cruyffa pasują bardziej niż do Tottenhamu od kiedy ten prowadzony jest przez Mauricio Pochettino.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by klub Premier League nie dokonał żadnego wzmocnienia przez cały sezon. Letnie okienko – nic. Zimowe – nic. Zero transferów definitywnych. Zero wypożyczeń. W lidze pompowanej rokrocznie miliardami funtów to rzecz bez precedensu.
Wieszczono, że to musi skończyć się katastrofą. Żaden inny klub na świecie nie miał przecież tak wielu przedstawicieli w najlepszej czwórce mistrzostw świata, co oznaczało zmęczenie, późny powrót do treningów, brak możliwości przepracowania okresu przygotowawczego. Prorokowano, że mundial zbierze swoje żniwa. Raczej prędzej niż później.
Od mistrzostw minęło nieco ponad pół roku. Spośród 12 zawodników Kogutów, którzy uczestniczyli w rosyjskim turnieju, 10 już przynajmniej raz wypadało z kontuzjami:
– Hugo Lloris opuścił 6 meczów z powodu kontuzji uda;
– Davinson Sanchez opuścił 12 meczów z powodu kontuzji uda;
– Jan Vertonghen opuścił 18 meczów z powodu kontuzji uda;
– Danny Rose opuścił 9 meczów z powodu kontuzji pachwiny;
– Kieran Trippier opuścił 5 meczów z powodu kontuzji pachwiny;
– Eric Dier opuścił 4 mecze z powodu kontuzji uda i 9 z powodu wycięcia wyrostka robaczkowego;
– Mousa Dembele opuścił 4 mecze z powodu kontuzji uda i 18 z powodu kontuzji kostki;
– Dele Alli opuścił 14 meczów z powodu kontuzji uda;
– Christian Eriksen opuścił 6 meczów z powodu kontuzji przeciążeniowej;
– Harry Kane opuścił 5 meczów z powodu kontuzji kostki.
Trzymają się póki co Alderweireld i Son, który jednak nie mógł grać w 2., 3., 4. i 23. kolejce ligowej ze względu na powołania do reprezentacji na Igrzyska Azjatyckie oraz Puchar Azji.
Kołdra więc często robiła się tak krótka, że trudno było pod nią cokolwiek schować. Skreślony już dawno przez Pochettino Vincent Janssen został z konieczności przywrócony do pierwszego zespołu, a wynik w meczu z tragicznym w tym sezonie Fulham musiał w 93. minucie ratować asystą Georges Kevin N’Koudou, który wtedy dopiero po raz trzeci w sezonie Premier League znalazł się w ogóle w kadrze meczowej.
Okoliczności są więc takie, że gdyby Tottenham zjechał na ostatnie miejsce w Big Six, pewnie nikt nie mógłby mieć do Mauricio Pochettino pretensji, a jego marka na rynku szczególnie by z tego powodu nie ucierpiała.
Tymczasem Tottenhamu wciąż nie można skreślić nawet w kontekście gry o mistrzostwo Anglii.
Koguty w tym sezonie wygrały dokładnie tyle samo spotkań, co Liverpool i Manchester City, po prostu w pozostałych nie ugrały choćby punktu, po 25 kolejkach wciąż pozostają bez choćby jednego remisu.
Pochettino nawet nie krył się szczególnie z obawami przed trwającymi rozgrywkami, mówił otwarcie, że będą najtrudniejszymi od kiedy jest w Tottenhamie. Miał świadomość, że przebudowa White Hart Lane pochłonęła ogromne środki, przez co pole manewru na rynku zostało bardzo mocno ograniczone. A jednak Pochettino chwilę pomarudził, ale zaraz potem zakasał rękawy i z dostępnego materiału uszył zespół, który czwartej Chelsea odjechał na 7 punktów. Który ma jeszcze 9 „oczek” zapasu nad strefą braku kwalifikacji do Ligi Mistrzów, za to 5 straty do lidera.
Nie robi tego zresztą po raz pierwszy.
Argentyńczyk obejmował Tottenham w trudnym momencie. Klub z White Hart Lane chciał na stałe dołączyć do czołówki ligi, ale od czterech sezonów bezskutecznie dobijał się do bram finansowego raju – Ligi Mistrzów. Miał przy tym sporo pecha, bo w sezonie 11/12 zajął 4. miejsce, ale 6. Chelsea wygrała Ligę Mistrzów, a UEFA nie przewidywała wtedy piątego miejsca dla drużyny z jednego kraju. Daniel Levy widział, jakie cuda Pochettino potrafi wyczyniać przy niewysokim budżecie w Southampton, co przy jego powściągliwym wydawaniu pieniędzy wydawało się być cechą niezwykle pożądaną.
Levy nie chciał bowiem powtórzyć błędu z lata 2013, gdy po sprzedaży Garetha Bale’a Tottenham ruszył na wielkie, nie do końca przemyślane zakupy. Pieniądze z transferu Walijczyka do Realu Madryt rozeszły się na pniu. Majstersztykiem było wyjęcie za 12 milionów funtów Christiana Eriksena, co do tego nie ma wątpliwości. Gorzej, że reszta kasy rozeszła się między innymi na Roberto Soldado (27 mln), Etienne’a Capoue (10 mln) czy Vlada Chirichesa (8,5 mln). Wyceniony na niemal 18 milionów Paulinho też wielkiej kariery przy White Hart Lane nie zrobił, po Eriku Lameli (27 mln), który wciąż znajduje się w trójce najdroższych transferów w historii Spurs, też spodziewano się zdecydowanie więcej.
Przesadą byłoby oczywiście stwierdzenie, że Pochettino zastał w północnym Londynie skład węgla i papy, ale jakościowo… cóż, to nie wyglądało jak ekipa zdolna za moment nawiązać walkę o tytuł. Nawet jeśli mówimy o dłuższym momencie.
Sezon 2013/14 Tottenham kończył w takim składzie (na czerwono zawodnicy, którzy od tamtej pory odeszli, na zielono ci, którzy nadal są w klubie):
Bramkarze: Hugo Lloris, Brad Friedel, Heurelho Gomes, Jordan Archer
Obrońcy: Jan Vertonghen, Younes Kaboul, Michael Dawson, Vlad Chiriches, Danny Rose, Zeki Fryers, Kyle Walker, Kyle Naughton, Ryan Fredericks, Dominic Ball, Milos Veljković
Pomocnicy: Sandro, Etienne Capoue, Mousa Dembele, Paulinho, Tom Carroll, Laste Dombaxe, Harry Winks, Kenny McEvoy, Christian Eriksen, Lewis Holtby, Gylfi Sigurdsson, Alex Pritchard, Josh Onomah, Nacer Chadli, Erik Lamela, Aaron Lennon, Iago Falque, Andros Townsend
Napastnicy: Roberto Soldado, Emmanuel Adebayor, Jermain Defoe, Harry Kane, Jonathan Obika, Shaq Coulthirst
Niech o jakości tych piłkarzy świadczy fakt, że poza Kylem Walkerem, Paulinho i Vladem Chirichesem nikt po odejściu z Tottenhamu nie znalazł się w klubie z tej samej lub wyższej półki. A i o Rumunie trudno powiedzieć, by w ostatnich latach został znaczącym zawodnikiem Napoli.
Dojście od tamtego punktu do dwóch z rzędu awansów do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, wygrania grupy z Realem Madryt i Borussią Dortmund w zaledwie cztery i pół roku, to prawdziwa sztuka. Pochettino nie musiał dokonać korekty, on tak naprawdę zbudował drużynę od nowa. A przy tym zbudował kilku zawodników. Harry Winks w sezonie 2013/14 nie doczekał się choćby minuty, on zrobił z niego jednego z najbardziej kreatywnych pomocników w Anglii. Harry’ego Kane’a przejmował, gdy jego tkanka tłuszczowa dobijała do 20% i trudno było w nim dostrzec materiał na wyróżniającego się zawodnika Premier League, o królu strzelców nie wspominając. Nawet gdy Moussa Sissoko wydawał się już nie do odratowania, gdy był obiektem kpin ze strony własnych kibiców, udało się z niego w tak trudnym ze względu na brak wzmocnień sezonie 18/19 zrobić kluczowego gracza drugiej linii.
I wcale nie było tak, że menedżer Tottenhamu na czas przebudowy dostał książeczkę czekową z drukami wypisanymi in blanco. Spośród dziesięciu zespołów, które od lata 2014 zdobyły w Premier League najwięcej punktów, Tottenham wydał na transfery najmniej. Pal licho, że o kilkaset milionów mniej niż Manchester City, Manchester United czy Chelsea. Ale więcej od Kogutów wydały też Leicester City, Everton, Southampton czy West Ham. Jedynie Święci z tego grona mają korzystniejszy finansowo bilans transferowy od Tottenhamu – nie stracili, a wręcz zarobili w tym czasie na sprzedaży zawodników więcej, niż wydali na nowych. Swoją drogą Southampton najwięcej dostał za swoich graczy tuż po sezonie, w którym zespół prowadził Pochettino, robiąc z Shawa, Lallany, Lovrena czy Chambersa graczy atrakcyjnych dla klubów ze ścisłej czołówki.
Czy wobec tego przesadą będzie stwierdzenie, że Mauricio Pochettino jest wart tyle, ile różnica pomiędzy wydatkami Tottenhamu a pieniędzmi, jakich na nowych graczy spożytkował każdy kolejny klub punktujący w tym czasie gorzej?
Zresztą nawet nie o same wydatki na transfery chodzi. Znany brytyjski dziennikarz Daniel Storey na podstawie opublikowanego niedawno raportu UEFA wyliczył, że gdyby każdemu zawodnikowi Tottenhamu podwoić zarobki i zatrudnić siedmiu nowych zawodników, każdego na kontrakcie w wysokości 100 tysięcy funtów tygodniowo, płace Tottenhamu wciąż byłyby niższe niż te Manchesteru City.
Po 25 kolejkach te dwa zespoły dzielą w tabeli dwa punkty.
Choćby dlatego trudno się dziwić, że gdy tylko zwalnia się posada w miejscu opływającym w dostatki, gdzie można liczyć na kilkukrotnie wyższy budżet transferowy, nazwisko Pochettino wymieniane jest jako pierwsze lub – w najgorszym wypadku – jedno z pierwszych.
A skoro Tottenham od kilku sezonów regularnie atakuje czołowe miejsca w Premier League, to aż strach pomyśleć, co Argentyńczyk mógłby zrobić mając większą swobodę wyboru nowych graczy.
SZYMON PODSTUFKA