Kilka miesięcy w futbolu to czasami całe wieki, ale… no właśnie “czasami”. W tych przypadkach nie wypada wyciągać tego stwierdzenia, bo nie wypadało też tak mocno opuścić się w tak krótkim czasie. O co chodzi? Ano o to, że wzięliśmy pod lupę zawodników, którzy w poprzednim sezonie wyróżniali się w ekstraklasie, latem nie zmienili klubów, choć w większości przypadków pewnie na brak opcji nie narzekali, a dziś stali się… ligowym dżemikiem lub nawet stracili miejsce w składach swoich drużyn.
Znaleźliśmy dziesięć dość wyrazistych przypadków. Oczywiście żeby zaliczyć zjazd, najpierw trzeba coś sobą reprezentować, dlatego wzięliśmy pod uwagę tych gości, którzy w poprzednim sezonie mieli u nas średnią not pięć lub wyższą.
MICHAŁ HELIK (Cracovia; średnia w poprzednim sezonie: 5.19 -> teraz: 4.00)
Najlepszy obrońca poprzedniego sezonu, choć do dzisiaj ten wybór – najpierw kapituły złożonej z dziennikarzy, a później piłkarzy – budzi kontrowersje. W dużej mierze wynikał on bowiem z 8 goli i 2 asyst, które zaliczył były obrońca Ruchu. Na przykład ostatnio rozmawialiśmy na ten temat z Ivanem Runje. – Ja takiego wyboru nie rozumiem. Jak najlepszym obrońcą w lidze może być ktoś z drużyny, która straciła ze sto bramek? Dobra, sam strzelił osiem, ale jeśli patrzymy na to, to powinien być nominowany jako najlepszy napastnik – mówił stoper Jagiellonii.
Ujmijmy to tak – bieżący sezon w żaden sposób nie broni tego wyboru. Po pierwsze, Helik już nie strzela, a nawet marnuje rzuty karne. Po drugie i ważniejsze, w defensywie spisywał się tak fatalnie, że został posadzony przez Michała Probierza na ławkę rezerwowych, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. Obrona z Datkoviciem i Dytiatjewem wygląda dużo lepiej. A wręcz świetnie – zachowała czyste konta z Górnikiem Zabrze, Koroną, Miedzią i Lechem. Łącznie straciła dwa gole w sześciu meczach. Udział najlepszego obrońcy poprzedniego sezonu jest taki, że od czasu do czasu wejdzie na kilka minut. Na pewno nie warto Helika skreślać, ale szybko do składu raczej nie wróci.
SZYMON MATUSZEK (Górnik Zabrze; 5.19 -> 3.93)
W poprzednim sezonie w środku pola Górnika błyszczał Szymon, ale Żurkowski. Zaryzykujemy jednak stwierdzenie, że nie byłoby mu tak łatwo, gdyby czarnej roboty nie odwalał Matuszek. Kapitan Górnika był trochę niedocenianą postacią, ale stanowił niezwykle ważny i potrzebny element układanki Marcina Brosza. W tym niedoświadczonym zespole służył ograniem. Pierwsza dziesiątka ligi, gdy mówmy o liczbie odbiorów. Doszło nawet do tego, że ludzie zaczęli go pytać o reprezentację, a on nie tonował nastrojów.
I Matuszek w tym sezonie dalej ma pewne miejsce w składzie, ale jego dyspozycja poleciała w dół chyba jeszcze mocniej niż forma całego zespołu z Zabrza. Serducho do gry ciągle widać, ale poza tym gdzieś zgubił swoje piłkarskie atuty.
MATEUSZ MOŻDŻEŃ (Korona Kielce; 5.06 -> 3.63)
Wraz z Jakubem Żubrowskim tworzył jedną z najlepszych par środkowych pomocników w lidze. Podział obowiązków pomiędzy nimi nie był jasny i klarowny, ale wyglądało to świetnie. Obu umieściliśmy nawet w naszych corocznych rankingach, w których wybieramy dziesięciu najlepszych polskich piłkarzy na poszczególnych pozycjach. Żubrowski (8. miejsce) swojej raczej nie obroni. Możdżeń (10.) nie zrobi tego na pewno.
Nie do końca to rozumiemy, ale Gino Lettieri postanowił rozbić ten duet i grać Oliverem Petrakiem – piłkarzem, który być może posiada jakieś atuty, ale skrzętnie je ukrywa. Pewnie swoją rolę odgrywa kończący się kontrakt i chęć odejścia Możdżenia, bo konflikt pomiędzy piłkarzem a klubem i trenerem jest widoczny gołym okiem. Inna i ważniejsza z punktu widzenia tego zestawienia kwestia jest taka, że były lechita nie wylądował w zamrażarce. Jakieś szanse dostaje (11 występów, 6 w pierwszym składzie), ale ich po prostu nie wykorzystuje.
GORAN CVIJANOVIĆ (Korona/Arka; 5.00 -> 3.40)
Jedna z najważniejszych postaci Korony w poprzednim sezonie. Zgadzało się wszystko – i styl gry, i liczby, ponieważ 8 goli, 2 asysty i 2 kluczowe podania to bilans naprawdę godny. Wystarczy powiedzieć, że był najlepszym strzelcem ósmej drużyny poprzedniego sezonu. Gdy stało się jasne, że Słoweniec nie zostanie w Koronie, z czystym sumieniem polecaliśmy go większości polskich klubów.
Wybór Arki był o tyle logiczny, że właśnie rządy w klubie obejmował Zbigniew Smółka, trener chcący grać w piłkę. Początkowo 32-latek miał miejsce w składzie, ale pokazał bardzo mało i z czasem jego rola była marginalizowana. Dziś nie ma szans, by wygrać rywalizację z Michałem Janotą. Pozycja Nabila Aankoura również jest mocniejsza. Na skrzydłach raczej też trudno znaleźć dla niego miejsce.
MACIEJ GAJOS (Lech Poznań; 5.15 -> 4.13)
Według informacji Gazety Wyborczej z września tego roku, znalazł się na liście piłkarzy, których Lech ma zamiar szybko odstrzelić. Obok Trałki, Buricia, Tomasika i Jevticia. Potrafiliśmy to zrozumieć, bo choć wymienilibyśmy wam z 25 słabszych środkowych pomocników w tej lidze, to Gajos wyraźnie przestał się rozwijać. Podejrzewamy również, że w kwestii tzw. mentalności zwycięzców, o której dużo się w Poznaniu mówi, można by mu coś zarzucić.
Wraz z upływem rundy ewentualna decyzja o skreśleniu Gajosa w Lechu stała się bardziej zrozumiała. W poprzednim sezonie bronił się piłkarsko, strzelał bramki i zaliczał asysty, teraz nie można tak stawiać sprawy. Pedro Tiba nie zachwyca, ale i tak przebija go zdecydowanie. Jeśli byłego piłkarza Jagi nie odbuduje Adam Nawałka, który kiedyś powoływał go do kadry, to jego kariera w Kolejorzu dobiegnie końca.
MACIEJ MAKUSZEWSKI (Lech Poznań; 5.58 -> 4.27)
Jeden z najlepszych skrzydłowych ekstraklasy poprzedniego sezonu chyba jeszcze nie doszedł do siebie po kontuzji, przez którą stracił dużą część rundy wiosennej, a także mundial. Znalazł się co prawda w kadrze powołanej przez Jerzego Brzęczka, ale nie dostał od nowego selekcjonera nawet minuty. W Lechu sezon zaczął nieźle, od dwóch asyst w meczu z Gandzasarem, w lidze również notował ostatnie podania zakończone golami, ale później było już znacznie gorzej. Gdy Kolejorzowi nie szło, nie potrafił pociągnąć tego wózka. Z czasem wydawało się nawet, że będzie miał wielkie ciężary, jeśli mówimy o grze w podstawowym składzie, bo Ivan Djurdjević nie widział go w roli wahadłowego, a grając bardziej centralnie, zatracał swoje wszystkie atuty. Po zmienia trenera może odetchnąć, bo Nawałka zna jego możliwości, ale musi sobie o nich przypomnieć. W debiucie byłego selekcjonera był beznadziejny, przeszedł obok meczu.
ARKADIUSZ MALARZ (Legia Warszawa; 5.81 -> 4.63)
– Trzy miesiące, trzy pozycje w dół w hierarchii. Nie dam się zniszczyć, chociaż boli kurewsko – napisał ostatnio na Twitterze. Nie da się ukryć, że nieczęsto obserwujemy takie zjazdy windą w dół, mówimy przecież o najlepszym bramkarzu poprzedniego sezonu, architekcie mistrzostwa i gościu, którego ludzie wpychali do kadry na mundial. Z drugiej strony – czy Arkadiusz Malarz swoją grą nie dawał podstaw, by dokonać zmiany w bramce? Oczywiście, że dawał. Puszczał w zasadzie co drugi strzał lecący w światło bramki. To, że wyżej w hierarchii wylądował młodziutki Radosław Majecki, również jest w pełni zrozumiałe – w końcu trzeba pokazywać światu tego młodego chłopaka, by potem dobrze na nim zarobić.
MICHAŁ PAZDAN (Legia Warszawa; 5.03 -> 3.00)
W jego wypadku patrzenie na średnią ocen nie ma większego sensu, ponieważ w lidze wystąpił tylko dwa razy. Z Koroną Kielce nie było tragedii, ale w spotkaniu z Cracovią już tak – po 12 minutach wyleciał z boiska. Do tego trzy spotkania w pucharach (pewnie pamiętacie jeszcze te opowiastki o odpoczywaniu po mistrzostwach), dwa w Pucharze Polski. Z Chojniczanką był nawet bohaterem, strzelił jedynego gola, ale umówmy się – jak na gościa, który jeszcze przed chwilą grał na mundialu i dawał radę, jest to bilans bardzo zły.
A jego droga do składu jeszcze się wydłużyła, gdy do gry wrócił William Remy. Kariera Pazdana w Legii powoli dobiega końca, ale widzielibyśmy go w każdym innym polskim klubie, więc mamy nadzieję, że jeszcze się odbuduje i wróci. Może nawet do kadry.
GIORGI MEREBASZWILI (Wisła Płock; 5.04 -> 4.27)
Gruziński skrzydłowy wcześniej słynął z tego, że potrafi zarówno zaliczyć spektakularne pudło, jak i pociągnąć cały zespół Wisły Płock, gdy drużynie nie idzie. Teraz nie ma ani pudeł, ani dobrej gry. Za pierwszym nikt w Płocku nie tęskni, ale problem polega na tym, że “Mereba” ma ogromne problemy, by przynajmniej znaleźć się w sytuacji, w której można się fatalnie pomylić. Widać to po liczbach, które w przypadku skrzydłowych są przecież ważne. Cztery wypracowane gole (2 bramki plus 2 asysty) to nie jest wcale tak mało? No nie macie racji, jeśli na podobnym etapie poprzedniego sezonu Merebaszwili wypracował ich aż dziewięć (3 bramki plus 6 asyst). Problem Wisły polega też na tym, że nie bardzo jest go kim zastąpić, a zajmuje miejsce w ramach limitu obcokrajowców.
SEMIR STILIĆ (Wisła Płock; 5.19 -> 3.00)
Wracając do powyższego – cierpi przez to głównie właśnie Semir Stilić. Druga strona medalu jest taka, że gdyby Bośniak był swojej normalnej dyspozycji, którą znamy z boisk ekstraklasy, żaden trener nie pomyślałby o tym, żeby go odstawić. A jest w takiej, że robił to zarówno Dariusz Dźwigała, jak i teraz robi Kibu Vicuna.
Stilić swoje szanse dostaje, ale w lidze nie wykorzystał żadnej. Zagrał w 11 meczach, 3 rozpoczął w pierwszym składzie, ale wszystkie jego występy były nieudane. Nie strzelił gola, nie zaliczył asysty, nawet kluczowego podania nie potrafił dać. Liczby przyszły w Pucharze Polski, ale to tylko Siarka Tarnobrzeg i Olimpia Grudziądz.
Co tu się rozwodzić – chyba największy zjazd ze wszystkich wymienionych.
Fot. FotoPyK