Sebastian Walukiewicz to być może największe odkrycie jesieni w Ekstraklasie. 18-letni stoper spisuje się tak dobrze, że Pogoń Szczecin już może zacierać ręce z myślą o przyszłych zyskach z transferu. O jego wielkim talencie mówiono od dawna, jeszcze przed przyjściem do “Portowców” z Legii Warszawa. A gdy już piłkarz zawitał do Pogoni, od razu było słychać, że w pierwszym zespole zacznie sporo znaczyć raczej prędzej niż później. Nasuwa się tylko jedno pytanie: jakim cudem ktoś o takim potencjale został oddany przez Legię za czapkę gruszek?
Młodzieżowy reprezentant Polski nie jest wychowankiem klubu z Łazienkowskiej. Trafił do niego w 2013 roku, jako 13-latek, z MKP Gorzów Wielkopolski, gdzie zaczynał treningi. Dziś jednak mógłby być sztandarowym przykładem jakości szkolenia legijnej akademii, a wiadomo, że od pewnego momentu zaczęto podawać ją w wątpliwość. Wystarczy przypomnieć sobie słowa Stanisława Czerczesowa – wypowiedziane zresztą na oficjalnej stronie “Wojskowych” – że “jest profesjonalnym trenerem i nie ma zamiaru rozmawiać o przedszkolu”.
Skończyło się jednak na tym, że Walukiewicz w ciągu czterech lat pobytu w Warszawie grał jedynie w Centralnej Lidze Juniorów, a na sam koniec (10 czerwca 2017 roku) zadebiutował w trzecioligowych rezerwach w przegranym 0:5 meczu z Huraganem Morąg. Przebywał na boisku do 67. minuty. 12 dni później ogłoszono, że po wygaśnięciu umowy przejdzie do Szczecina. Legia dostała za niego jedynie ekwiwalent w wysokości 60 tys. zł. Nie sposób pojąć, dlaczego odrzucono propozycję “Portowców” (tak pisano na Legia.net), którzy w zamian za obniżenie tej kwoty chcieli zagwarantować stołecznej ekipie procent z następnego transferu.
Piotr Kamieniecki, dziennikarz Legia.net: – 60 tysięcy to dla Legii wręcz drobne. Oceniono jednak, że bardziej opłaca się wziąć taką kwotę, niż liczyć na procent. Trudno zrozumieć taki sposób myślenia, gdy mowa o etatowym juniorskim reprezentancie Polski i zawodniku, którym interesował się m.in. Arsenal. Mniejszy zarobek czy nawet jego brak w perspektywie 10-20 procent z następnego transferu był ryzykiem wartym podjęcia. Ryzykiem w zasadzie nie istniejącym. Dziwię się tym bardziej, że Walukiewicz był zawsze oceniany przez trenerów jako ten, który rwie się do pracy i zachowuje przy wszystkim spokojną głowę. Jego potencjał był także znany w akademii. Efekt jest taki, że dwa największe polskie kluby będą miały poczucie dużego niedosytu, gdy Walukiewicz zapewne zmieni pracodawcę latem. Najpierw Lech, który miał go na testach i zrezygnował, a potem Legia, która nawet tracąc piłkarza, mogła zabezpieczyć się na wypadek rozkwitu talentu.
No dobrze, ale dlaczego w ogóle Walukiewicz odszedł z Legii, skoro wiadomo było, że ma przed sobą wielkie perspektywy? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma, choć jest motyw przewodni. Pogoń zagwarantowała piłkarzowi znacznie krótszą ścieżkę do grania w Ekstraklasie niż mogła/chciała zapewnić Legia. Sam zainteresowany zresztą nie ukrywał, że to było najważniejsze. Po transferze do Szczecina Maciej Skorża od razu wziął go na obóz przygotowawczy z pierwszym zespołem.
Głos ma dyrektor akademii Pogoni Szczecin, Dariusz Adamczuk.
Nasi skauci obserwowali go już wtedy, gdy grał w Gorzowie. Wtedy wybrał inną drogę, ale ciągle mieliśmy go na oku, zwłaszcza jak grał w reprezentacjach. Fajną rolę odegrał jego menedżer, który uwierzył w ścieżkę, jaką Sebastianowi przedstawiliśmy. Wiadomo, że założenia nie zawsze wyjdą, ale w tym wypadku się udało. Co dała Pogoń czego nie miała Legia? U nas od razu po przyjściu trafił do pierwszej drużyny i pojechał na obóz. Pod koniec lutego Jarek Fojut złapał kontuzję i nie ściągnęliśmy żadnego doświadczonego zawodnika, bo wiedzieliśmy, że mamy Sebastiana. Mieliśmy po prostu na niego plan. Trochę nam popsuła ten plan słaba jesień za trenera Skorży, bo być może Sebastian wcześniej by zadebiutował w Ekstraklasie, a nie dopiero w 30. kolejce. Trener Kosta Runjaić nie chciał palić chłopaka w tak ciężkich meczach, bo różnie mogłoby się to potoczyć.
Zaskoczony pan, że tak mało kasy za niego? Śmieszne pieniądze.
Gdy zainteresowaliśmy się Sebastianem, Legia chciała podpisać nowy kontrakt, ale głową był już u nas. Czy oddała łatwo? Nie wiem. Ale tak jak pan mówi – śmieszne pieniądze.
Jaki plan na Walukiewicza?
Dużo zależy od samego zawodnika i jego menedżera. Do tej pory podejmują dobre wybory. Chcemy, żeby Sebastian został do lata i spokojnie przygotował się do mistrzostw Europy U-21 albo mistrzostw świata U-20. Wiadomo, że w jednej z tych dużych imprez będzie grał. Po rozegraniu pełnego sezonu na poziomie Ekstraklasy z jego talentem będzie gotowy na to, by grać już w lidze zachodniej. Może nie od deski do deski, ale sami widzicie jego talent. To jest chłopak, który rozkwita z meczu na mecz.
Czy to będzie największy transfer wychodzący w historii Pogoni?
Myślę, że tak.
Patrząc z zewnątrz rzeczywiście można odnieść wrażenie, że w Legii mimo wszystko jednak nie do końca właściwie oceniono potencjał chłopaka, a dziś po prostu wstyd się przyznać. Że chciano go zatrzymać, ale najwyraźniej na zasadzie “jesteś jednym z wielu, nie mamy na ciebie wyjątkowego pomysłu”. Będąc sprawiedliwym: nie działano na ostatnią chwilę, sprawa ciągnęła się miesiącami. Rozmowy toczyły się od drugiej połowy 2016 roku (już było zainteresowanie z zagranicy). Propozycja nowego kontraktu miała zostać odrzucona w styczniu 2017. Walukiewicz wracał wtedy do gry po trzech miesiącach przerwy (groźny uraz głowy po zderzeniu) i chwilami zarzucano mu, że już wcześniej nastawił się na zmianę barw. On oczywiście zaprzeczał.
Nie sposób wskazać jednego winnego, że wyszło jak wyszło. W kuluarach słyszymy, że obecnie akademia zrzuca winę na obecnego dyrektora sportowego Zagłębia Lubin, Michała Żewłakowa, który prowadził wcześniejsze rozmowy. Inni na Jacka Zielińskiego i nowe władze akademii, które przyszły w marcu 2017. Zieliński bronił się, że obejmując stanowisko było w zasadzie po rozmowach z Walukiewiczem i już niewiele dało się zrobić. Miano otrzymać wiele sygnałów, że zawodnik jest jednoznacznie nastawiony na odejście – wówczas raczej za granicę. W klubie można było wtedy usłyszeć, że Walukiewicz “od dawna wodzi wszystkich za nos”.
Oddajmy zatem głos głównym uczestnikom tej historii. Na początek Michał Żewłakow, dziś dyrektor sportowy Zagłębia Lubin.
Kiedy Legia rozpoczęła rozmowy z Walukiewiczem na temat nowego kontraktu?
To był piłkarz, który jeszcze należał do akademii, do drużyny juniorskiej i od czasu do czasu pojawiał się w rezerwach. Nie zajmowałem się bezpośrednio jego tematem, natomiast jeśli dobrze pamiętam, chyba na osiem miesięcy przed wygaśnięciem umowy zaczęły być prowadzone rozmowy. Jeśli mnie pamięć nie myli, raczej nie było zbyt dużych chęci, żeby ten kontrakt przedłużyć. Musielibyśmy zdecydować się na coś, co ludzie pewnie odebraliby jako forowanie zawodnika, aby go zatrzymać. Jednym z głównych warunków było włączenie go do kadry pierwszego zespołu. W tamtym czasie – rozmawiając z trenerami prowadzącymi Sebastiana – staliśmy na stanowisku, że nie był to zawodnik, który swoją formą i postawą pretendował do tego, by go natychmiast awansować do pierwszego zespołu.
Czyli w sporej mierze opierał się pan na opiniach trenerów?
Tak naprawdę nie ja byłem osobą, która decydowała o przyszłości zawodnika. Chłopak nie podlegał bezpośrednio pode mnie, nie znajdował się w pierwszej drużynie. Trzeba było mu coś zagwarantować, żeby został w Legii, a wiadomo, że nie jest to klub, który daje juniorom tak dużo szans jak Pogoń Szczecin czy Zagłębie Lubin. Nie zawsze interes agenta czy interes piłkarza łączy się z tym, co chciałaby Legia.
Krótko mówiąc: łatwiej na przykład Pogoni czy Zagłębiu zagwarantować krótką drogę do pierwszego zespołu niż Legii. “Portowcy” od początku mieli na niego taki pomysł.
Wydaje mi się, że w Pogoni miał zdecydowanie większą szansę na zaistnienie niż w Legii.
Wydaje się jednak, że gdyby te rozmowy toczono dziś, szanse na pozostanie Walukiewicza byłyby większe. Obecnie w Legii jest dużo lepszy klimat do stawiania na młodzież.
Niewykluczone. Pewne działania wymusza sytuacja finansowa czy sportowa klubu, natomiast tak naprawdę nie wiemy, jak Sebastian Walukiewicz rozwinąłby się, gdyby w Legii pozostał. Nie wiem, czy do momentu swojego pobytu choć raz trenował z pierwszym zespołem. Jeśli miał taką możliwość w Pogoni, jako człowiek dbający o rozwój swojej kariery, wybrał inną opcję. Tak jak mówię: w tamtym czasie klub musiałby zrobić rzecz anormalną, żeby podpisać nowy kontrakt z tym zawodnikiem.
Czyli postawił klub pod ścianą: albo specjalne warunki, albo odchodzę?
Ewidentnie był nakierowany na rozwój na wyższym poziomie niż to co miał do tej pory w Legii. Jego agent patrzył z nieco szerszej perspektywy i chciał zdecydowanie, żeby Sebastian trafił do klubu ekstraklasowego, który od razu da mu szansę bycia w seniorskiej kadrze. Legia wówczas nie mogła mu tego zagwarantować.
Wychodzi na to, że spotkanie się pośrodku było w zasadzie niemożliwe. Zbyt duże rozbieżności.
Podejrzewam, że gdyby była jakaś szansa i nie byłoby to bardzo trudne, Legia na pewno zatrzymałaby Sebastiana. Wtedy był po kontuzjach, nie grał regularnie w CLJ i koniec końców odszedł.
Rozumiem, że nie ma pan wrażenia, że talentu Walukiewicza nie doceniono, niedoszacowano?
Bardzo trudno to określić. Być może w dotychczasowym środowisku nie rozwinąłby się tak jak po zmianie otoczenia. Jest wiele przykładów piłkarzy, którzy w danym klubie nie osiągnęli pewnego poziomu, a w innym znaleźli się w bardziej sprzyjającym środowisku i poszli wyżej. Nie wiem, czy Sebastian dziś w Legii byłby w tym samym punkcie, w którym jest w Pogoni.
Uważa pan, że jest coraz większa presja z otoczenia młodych zawodników, by ich nawet nieco na wyrost awansować w hierarchii i przyspieszać pokonywanie kolejnych szczebli?
Nie można ulegać takiej presji. Wtedy oczywiście trzeba liczyć się z tym, że czasami będą sytuacje jak z Sebastianem: klub nie uległ presji, piłkarz odchodzi i gdzieś się rozwija. W tym samym okresie do drzwi pierwszego zespołu pukał Sebastian Szymański i wydaje mi się, że też źle na tym nie wyszedł.
Siłą rzeczy inny punkt widzenia na wiele zagadnień ma agent piłkarza Tomasz Suwary.
Kiedy rozpoczęliście rozmowy z Legią na temat nowego kontraktu?
Stosunkowo wcześnie, to był chyba przełom października i listopada 2016 roku. Wtedy doszło do pierwszego spotkania, na którym Legia wyraziła chęć kontynuowania współpracy.
Sebastian kiedykolwiek poważnie brał pod uwagę pozostanie w Legii? Słyszałem opinie, że tak naprawdę zawsze był nastawiony na odejście, zwłaszcza za granicę i trochę wodził klub za nos.
To bzdury. Podczas pierwszego spotkania przekazałem, że Sebastian chciałby zobaczyć swoją drogę w Legii i wiedzieć, jaki jest pomysł na jego osobę. Absolutnie nie był wtedy nakierowany na odejście, ale chciał dostać od klubu znak, że jest dla niego ważnym zawodnikiem i w najbliższej przyszłości będzie brany pod uwagę w pierwszym zespole. Takiego sygnału nie otrzymaliśmy. Legia była zainteresowana przedłużeniem kontraktu, ale bez sprecyzowanej koncepcji, co było dla nas pierwszym sygnałem, że być może powinniśmy zacząć myśleć o innych możliwościach. Później doszło do drugiego spotkania, już bliżej końca kontraktu, i też Legia nie przekonywała nas, że ma dla Sebastiana dobry plan i coś ciekawego do zaoferowania oprócz samej umowy. A w zasadzie każda ekstraklasowa drużyna mogła mu wtedy zagwarantować włączenie do “jedynki”. Interesowała nas zdrowa, uczciwa droga do pierwszej drużyny – co i jak. Niczego ciekawego się nie dowiedzieliśmy.
Oferowano włączenie do rezerw i ewentualnie jakieś wypożyczenie z czasem?
Zasłaniali się różnymi swoimi sprawami. Prawda jest taka, że Legia po prostu nie miała na niego przekonującego pomysłu. Klub nie dał mu poczucia, że w niego wierzy.
Czyli czuł się niedoceniany? Ktoś może powiedzieć “na jakiej podstawie 16-latek uznawał, że w perspektywie roku powinien być w pierwszym zespole Legii?”.
Są sposoby, że chłopaka przekonać. Były zimowe obozy seniorów w styczniu i lutym. Można było go wtedy zabrać. Nie zabrano. Takie rzeczy dają do myślenia i są znakiem, że na tę chwilę go nie widzą. A kluby, które interesowały się Sebastianem, w pierwotnym planie zawsze zakładały, że od razu jedzie na obóz z pierwszą drużyną i po prostu trenuje. Wiadomo, że w tamtym momencie jeszcze nie znajdował się na takim poziomie, żeby od razu grać w Ekstraklasie. Nikt tego nie żądał. Ale jeśli klub wierzy w zawodnika, potrafi mu to okazać.
Podczas rozmów Legia nie dawała odczuć, że widzi w Sebastianie ważnego zawodnika choćby i dopiero za kilka lat?
Ani razu. Choćby ten wyjazd na obóz, o którym mówiłem. Byłoby to jasne przesłanie: masz tu szansę. A tu nawet nie za bardzo mielibyśmy gwarancję, że wezmą go na letnie obozy. To Sebastianowi nie do końca odpowiadało.
Michał Żewłakow uważa jednak, że w tamtym czasie klub musiałby zrobić rzecz anormalną, żeby podpisać nowy kontrakt z tym zawodnikiem.
Powiem inaczej: gdyby trenerem Legii dłużej był Jacek Magiera, myślę, że mogłoby się to potoczyć tak jak z Sebastianem Szymańskim. Trener Magiera znał legijną młodzież, pracował w klubie od dłuższego czasu i chętniej dawał jej szansę. W tamtym okresie mieliśmy jednak spory właścicielskie i temat Sebastiana zszedł zupełnie na dalszy plan.
Czyli trafił też na zły czas dla Legii. Dziś szanse na jego pozostanie pewnie byłyby większe.
Zgadza się. Wtedy Legia miała zbyt dużo innych problemów, żeby najważniejszym było zapewnienie młodemu chłopakowi dobrej ścieżki rozwoju. To nawet nie wyglądało tak, że ktoś czegoś nie chciał. Tak naprawdę nie było takiej możliwości. Najbardziej skorzystał na tym obecny klub Sebastiana. Pogoń znała jego wartość i pokazała, że w niego wierzy. Od początku dała mu to odczuć.
Z drugiej strony, chyba łatwiej nakreślić pewien plan dla 16- czy 17-latka w Pogoni niż w Legii, która gra pod inną presją i o inne cele.
Proszę spojrzeć na kluby niemieckie. W ich kadrach znajduje się mnóstwo młodzieży. Jeżeli mają utalentowanego wychowanka, potrafią o niego odpowiednio zadbać, być cierpliwi, wprowadzić go do pierwszej drużyny. U nas w niektórych klubach nadal jest z tym kłopot. Na Zachodzie jeśli ktoś wyjątkowo dobrze rokuje, tworzy się dla niego plan i zaczyna wyjątkowo traktować. Nie chodzi o zagłaskiwanie, ale danie do zrozumienia, że wytyczono mu konkretną ścieżkę rozwoju.
Legia jest mądrzejsza o tamte błędy, dziś to widać?
Podejrzewam, że tak. Widzimy to po ostatnich ruchach kadrowych, wyciągnięto wnioski.
Kiedy odejście z Legii stało się przesądzone? Szefostwo akademii przychodzące na przełomie marca i kwietnia mówiło, że wtedy już sprawa w zasadzie była zamknięta.
Nie, to nieprawda. Pozostawaliśmy otwarci, ale czekaliśmy na to, o czym cały czas mówię. Do końca kwietnia czekaliśmy. Na początku maja zdaliśmy sobie sprawę, że nic z tego nie będzie.
Ile prawdy jest w tym, że już w maju i czerwcu Sebastian miał problemy w szkole i jego rodzina oczekiwała, że klub mu pomoże je rozwiązać, a wtedy zostanie? Klub pomógł, piłkarz egzaminy pozdawał, a nowego kontraktu nie podpisał.
Szkoda to nawet komentować, nic takiego nie miało miejsca. Zapewniam, że Sebastian jest wyjątkowo uporządkowany. Nie oczekuje gruszek na wierzbie, chce normalnego, zdrowego rozwoju i na to się ukierunkował. Presja i różne złe bodźce na niego nie działają. Mimo młodego wieku to bardzo dojrzały człowiek. Nie jest zepsuty i nie zadowala się byle czym. Cieszyć będzie się dopiero wtedy, gdy coś konkretnego osiągnie.
Transfer po zakończeniu sezonu to najbardziej prawdopodobny scenariusz? Mogło dojść do niego już latem, Chievo oferowało milion euro.
W sumie nikt teraz do końca nie chciał, żeby Sebastian już odchodził. To samo dotyczy najbliższego okienka. Sebastian ma robić postępy. Nie planujemy żadnych zmian do końca sezonu. Wiadomo, zimą mogą się dziać różne rzeczy, ale zakładamy, że dalej będzie się rozwijał i grał w Pogoni. Mamy wspólny plan i spokojnie go realizujemy. To nie tak, że agent coś sobie założył i wymusza to na piłkarzu, działamy razem. Chcemy, żeby się dobrze przygotował do przyszłorocznych wyzwań w młodzieżówce – czy to będzie Euro U-21, czy MŚ U-20. Dziś to najważniejszy cel.
To prawda, że Legia nie chciała nawet procentu z następnego transferu w zamian za obniżenie ekwiwalentu?
Nie wiem. To już były ustalenia między klubami, nie wnikaliśmy w nie.
Pora na Jacka Mazurka, wówczas dyrektora akademii Legii, obecnie szefa akademii Piasta Gliwice.
Legia zrobiła wszystko, co mogła czy powinna, by zatrzymać tego piłkarza?
Zależy, co rozumiemy pod pojęciem “wszystko”. Gdy jeszcze pracowałem w Legii, bardzo chcieliśmy go zatrzymać. Rozmowy z zawodnikiem i agentem cały czas się toczyły. Wydawało mi się, że Sebastian zostanie. Trudno mi powiedzieć, co się później wydarzyło.
Michał Żewłakow mówił, że klub musiałby się zgodzić na anormalne warunki. Agent zawodnika mówi z kolei, że nigdy przedstawiono mu konkretnego planu rozwoju odnośnie pierwszego zespołu.
Pan Suwary zaznaczał, że jego zdaniem Sebastian powinien jak najszybciej grać w piłce seniorskiej na wysokim poziomie. Chyba nie do końca wierzył, że jego droga będzie prowadziła przez pierwszą drużynę Legii. Wiadomo, że to zadanie trudniejsze niż w mniejszych klubach. To chyba oczywiste. Mimo to sądziłem, że dojdzie do porozumienia. Sebastian był wtedy zawodnikiem mocno obciążanym poprzez reprezentacje młodzieżowe, dużo w nich grał, a wtedy moim zdaniem przyspieszanie pewnych procesów nie jest aż tak bardzo wskazane. Sebastian był u nas w juniorach starszych, trenował z rezerwami i pewnie lada moment byłby próbowany w “jedynce”. Już wcześniej udowadniał, że jest zawodnikiem o wielkim potencjale, ale analizujmy całość zdarzeń. Był po kontuzji, miał wstrząs mózgu. W takich sytuacjach trzeba odpoczywać i mieć przerwę w treningach. Sądzę, że najważniejszy nie był dany moment, tylko szersza perspektywa. Mamy wiele przykładów młodych zawodników, którzy zaistnieli w pierwszym zespole Legii. Niektórzy szli najpierw na wypożyczenie – jak Mateusz Wieteska i Radosław Majecki – niektórzy bezpośrednio się przebijali jak dawniej Rafał Wolski, Dominik Furman czy Michał Żyro lub ostatnio Sebastian Szymański. Najważniejsze, żeby obie strony wierzyły, że taki scenariusz jest realny i znalazły wspólną ścieżkę rozwoju.
Tomasz Suwary mówi, że wystarczyłoby wziąć Walukiewicza w styczniu lub lutym na obóz pierwszego zespołu i to już byłby ważny sygnał.
Uważam, że gdyby Sebastian trafił do rezerw, na pewno byłby tam wyróżniającym się zawodnikiem, a kolejnym krokiem byłyby treningi i obozy z “jedynką”. Pytanie, czy to wszystko powinno wydarzyć się już wtedy. Jeżeli pewne rzeczy dzieją się za wcześnie, nie ma odpowiedniego progresu, często później młodym piłkarzom trudno się odbić i normalnie funkcjonować. Trzeba tak planować, żeby młodzi ciągle szli do przodu, czuli się doceniani, żeby przyzwyczajali się do większych obciążeń. Nigdy nie znajdziemy jednego stuprocentowego schematu dla wszystkich. Każdy zawodnik jest inny, inaczej się rozwija i trzeba z pewnymi rzeczami trafić – nie za wcześnie i nie za późno. Nieraz obie strony inaczej widzą, kiedy ten właściwy moment następuje i to jest problem. Gdyby Sebastian został w Legii i do dziś nie grał, można byłoby mówić o niedociągnięciach. Jestem jednak zdania, że w Legii ścieżkę miał odpowiednio ułożoną. Niewiele starsi Szymański i Majecki pokazują, że da się. Nie wiem jednak, czy po moim odejściu wszystko przedstawiono mu tak samo jak wcześniej.
Miał pan wrażenie, że piłkarz oczekuje specjalnego traktowania jak na swój dotychczasowy status?
Powtórzę: nie jest powiedziane, że zawodnik zostając w Legii nie byłby już w pierwszym zespole, ale nie podjął tego wyzwania. Mówimy jednak o wydarzeniach sprzed prawie dwóch lat. Czy już wtedy, mając niespełna 17 lat, powinien być w seniorskiej kadrze Legii? Dziś łatwo powiedzieć, że tak. Musimy pamiętać, z jakimi wymaganiami trzeba się mierzyć w tym klubie. Nigdy jednak podczas mojej pracy klub nie okazywał Sebastianowi, że nie docenia się jego potencjału, że nie jest wyróżniającym się zawodnikiem. Pamiętajmy, że jest też druga strona, klub także oczekiwał zaufania od piłkarza i agenta, wiary w to, że Legia jest dobrym miejscem do dalszego rozwoju. To naczynia połączone.
Czyli pana zdaniem nie można powiedzieć, że Legia niedoszacowała potencjału Walukiewicza, była świadoma, jak wielki talent ma w swoich szeregach?
Uważam, że tak. Jestem przekonany, że z powodzeniem kontynuowałby karierę w Legii, natomiast nie wiem, co się wydarzyło podczas ostatniej fazy tych rozmów, gdy już mnie nie było w klubie. Ja cały czas wierzyłem w jego pozostanie. Miałem dobry kontakt z Sebastianem, z jego rodzicami i agentem. Dużo rozmawialiśmy. To są sprawy wymagające namysłu, nieraz chłopaki dostają oferty również z zagranicy, trzeba się nad nimi pochylić i dłużej zastanowić, ale w pewnym momencie musiały zapaść decyzje.
Słyszałem kilka opinii, że Walukiewicz tak naprawdę nigdy nie był nastawiony na pozostanie w Legii.
Na pewno z agentem brali pod uwagę opcje zagraniczne, natomiast nigdy nie usłyszałem od nich, że z założenia nie chcieliby pozostania w Legii. Miałem przekonanie, że Sebastian dobrze czuł się w klubie. Nie uwierzę, że powiedziałby, że w Legii nie miał możliwości rozwoju. Nie mówię tylko o kwestiach sportowych, ale też szkolnych czy zdrowotnych. Uważam, że Legia również przyczyniła się do tego, że jest dziś o nim coraz głośniej.
Zgodzi się pan z tezą, że gdyby te rozmowy prowadzono dziś, szanse na jego pozostanie byłyby większe? Teraz jest w Legii lepszy klimat do stawiania na młodzież.
Każdy klub ma różne okresy. Wtedy Legia była jeszcze na etapie regularnej gry w fazie grupowej europejskich pucharów i to akurat po Lidze Mistrzów. Kryzys pucharowy zaczął się nieco później. Trudno mi z zewnątrz powiedzieć, z jakiego powodu, ale na pewno dziś sytuacja w Legii odnośnie wprowadzania młodzieży jest trochę inna niż dwa lata temu i to dobra wiadomość. Proszę jednak pamiętać, że najzdolniejsi zawsze znajdowali się tam w szerokiej kadrze. Możliwość pokazania się była również wtedy, natomiast zgadzam się, że obecnie strategia Legii wydaje się trochę inna niż w tamtym czasie. Inna sprawa, że jako klub Legia wydaje się być w gorszym położeniu niż dwa sezony wcześniej, ale to już osobny temat.
Wychodzi zatem na to, że Pogoń podjęła ryzyko, którego nie chciała podjąć Legia i dziś może sobie gratulować. Stawiając odważnie na 18-letniego stopera prawdopodobnie trafiła w sam środek tarczy. Walukiewicz z Ekstraklasą przywitał się jeszcze w poprzednim sezonie. W 30. kolejce wszedł na końcówkę meczu z… Legią, a w dwóch ostatnich kolejkach – gdy sytuacja drużyny była już bezpieczna – rozegrał po 90 minut ze Śląskiem Wrocław i Cracovią. “Portowcy” oba te mecze wygrali, co na pewno zwiększyło pewność siebie zawodnika, który w tym aspekcie i tak nigdy nie miał deficytów.
Ten sezon to już eksplozja, w czym nieco pomogły problemy zdrowotne Jarosława Fojuta. Walukiewicz rozegrał jak dotąd 14 na 16 meczów, z czego 13 w wyjściowym składzie. Już w 1. kolejce z Miedzią Legnica nie brakowało głosów, że był numerem jeden na boisku. Ostatnio ma jeszcze lepszy okres, cały czas zbiera dobre recenzje, a w miniony weekend zaliczył jak na razie swój najlepszy występ. Z Miedzią spisał się świetnie, imponował wyprowadzeniem piłki jak Krystian Bielik z Portugalią, a zanotował też dwie bardzo ważne interwencje w defensywie.
Przy wszystkich pozytywach nie należy jednak przesadzać. Walukiewicz miewa również wpadki. Kompletnie nie wyszedł mu lipcowy mecz z Piastem Gliwice, zawalił przy obu straconych golach (dostał u nas notę 2). Kiepsko wypadł także w 6. kolejce przeciwko Lechii Gdańsk i w 12. przeciwko Jagiellonii (noty 3). Chłopak nadal ma nad czym pracować, o czym zresztą głośno mówi, przyznając, że najwięcej ma do poprawy w kwestii pełnej koncentracji przez całe spotkanie i samej gry defensywnej. Dobrze, że jest tego świadomy. Jeżeli ma zostać stoperem co najmniej europejskiej klasy, jego największym atutem nie może być wyprowadzenie piłki, a chwilami odnosi się wrażenie, że na dziś za to chwali się go najczęściej. Reprezentacja Polski w ostatnich latach najlepiej spisywała się wtedy, gdy miała na środku obrony przede wszystkim dobrych obrońców (Kamil Glik, Michał Pazdan czy nawet Łukasz Szukała), a nie rozgrywających typu Marcin Kamiński czy Bartosz Salamon. Efekty z nimi w składzie rzadko były zadowalające.
Sprawa nie jest czarno-biała, ale Legia otrzymała kolejną bolesną lekcję odnośnie rozstawania się z młodymi zawodnikami. Nie jest to lekcja tak wstydliwa jak w przypadku Roberta Lewandowskiego, ale zaboli na pewno. Takie historie to także okazja do wyciągania wniosków i patrząc na skład “Wojskowych” w ostatnim czasie, chyba je wyciągnięto. A Pogoń może już liczyć przyszłe zyski. Jeżeli nic się tu nagle nie zepsuje, to Dariusz Adamczuk nie postawił odważnej tezy o pobiciu rekordu sprzedażowego klubu. Przy utrzymaniu obecnego kursu taki obrót wydarzeń jest formalnością.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Współpraca: Jakub Białek
Foto główne: newspix.pl