Stało się to, co musiało się stać: wypadliśmy poza pierwszą dwudziestkę rankingu FIFA. Nie żeby ranking FIFA miał szczególne znaczenie czy powagę, bo już nasz wynik na mundialu pięknie go ośmieszył, ale odnotujmy, że wpisuje się w generalną tendencję polskiej piłki do spadków we wszystkim, w czym spadać się da.
7 czerwca 2018. Przeddzień mundialu. Polska na ósmym miejscu, tylko kilka punktów za Francją. O dwanaście pozycji przed Chorwacją. O cztery przed Anglią. O blisko dwadzieścia przed Senegalem, od którego za chwilę wyłapiemy dotkliwe bęcki. A przecież potrafiliśmy w marcu 2018 wylądować nawet na historycznie wysokiej szóstej pozycji.
Od tamtego czasu przerżnęliśmy mundial i przerżnęliśmy Ligę Narodów. W zasadzie dziwi, że wciąż jesteśmy w miarę wysoko.
Wyżej niż aktualnie potrafiły wspiąć się reprezentacje Pawła Janasa (17 miejsce, wrzesień 2005) i Beenhakkera (od maja do września 2007, między 15 a 18 miejscem, a także w lutym 2008 na 20). W pierwszej dwudziestce zostaliśmy też umieszczeni za Andrzeja Strejlaua na inaugurację rankingu. Blisko podobnego miejsca co teraz był Janusz Wójcik (23, czerwiec 1999), i Jerzy Engel (23, od kwietnia do czerwca 2001). Najniżej w historii byliśmy na 78 pozycji w momencie objęcia kadry przez Nawałkę.
Jako, że ranking w losowaniu grup eliminacyjnych Euro znaczenia nie ma, tylko wyniki w Lidze Narodów, stał się jeszcze bardziej ciekawostkowy. Tak czy siak zdaje się, że nasza pozycja wciąż jest na wyrost – pewna awansu do Ligi Narodów A Ukraina wciąż jest za nami o sześć miejsc.
Fot. FotoPyk