We Wrocławiu idzie nowe. Akademia Piłkarska Śląska nie tylko pod kątem swojej struktury, ale również i bazy, ma się w najbliższym czasie prężnie rozwinąć. Najwyższa pora.
Obiekty przy Oporowskiej 62, w sercu wrocławskiego Śląska, wyglądają źle. Zżółknięta poprzeczka, zardzewiałe płoty, wyblakłe i brudne krzesełka oraz wymagający renowacji stadion. Pojawiły się już jednak plany, które mówią o nowym kompleksie, stworzonym z trzech pełnowymiarowych boisk (w tym dwóch ze sztuczną nawierzchnią, a jednym pod balonem) oraz dwóch hal o wymiarach Orlika.
– To projekt, który zostanie zrealizowany w przeciągu najbliższych dwóch-trzech lat. Zmiana będzie bardzo widoczna. Szykuje się przebudowa Oporowskiej, gdzie powstać ma centrum piłkarskie – potwierdza dyrektor akademii Tomasz Horwat. – Dwie hale powstaną na przykład w miejscu odkrytej, nieużywanej w ostatnich latach trybunie – dodaje.
– To bardzo duży krok do przodu, bo ułatwi nam organizację treningu, również w kontekście grup młodzieżowych. Dla Śląska to duże ułatwienie.
Czy jednak plan przebudowy Oporowskiej w takim kształcie to dobry pomysł? Kompleks ten ciągle wyglądał będzie dość biednie, w porównaniu z choćby oddalonym o 70 km od Wrocławia Lubinem. Docelowo przecież i tak trzy pełnowymiarowe boiska nikomu nie wystarczą.
Myśląc o wielkiej ekstraklasowej akademii ,i tak trzeba będzie rozbudowywać się w innej lokalizacji, bądź korzystać z boisk miejskich.
Z drugiej strony, to najwyższy czas na generalny remont. Zespoły juniorskie WKS-u rozrzucone są po całym mieście. Dość powiedzieć, że zakorkowany na co dzień Wrocław z perspektywy Śląska dzieli się aż na pięć lokalizacji treningowych oraz trzy bursy, w których żyją zawodnicy poszczególnych roczników.
Horwat: – Radzimy sobie, spinamy to organizacyjnie. Ale trzeba przyznać, że jesteśmy rozmieszczeni po całym Wrocławiu. Trenujemy na obiektach AWF-u przy ul. Paderewskiego, część grup ćwiczy Na Niskich Łąkach, inni na Sztabowej czy GEM-ie. Na pewno łatwiej byłoby, gdybyśmy w jednym miejscu mieli internat i wszystkie boiska. Nie możemy jednak narzekać, bo wszystkie polskie kluby borykają się z takimi problemami. Często warunki w innych miastach są jeszcze gorsze. Patrząc jednak na Europę, w tych kwestiach odbiegamy.
Od czasów dyrektora sportowego Krzysztofa Paluszka, dziś dyrektora AP KGHM Zagłębie, nikt we Wrocławiu nawet nie próbował zająć się szkoleniem. Dopiero przyjście w grudniu 2016 roku nowego dyrektora AP Śląsk – Tadeusza Pawłowskiego – aktualnie gaszącego pożar w pierwszej drużynie, przyniosło jakieś ruchy.
A że warto działać, pokazuje potencjał ludzki, który we Wrocławiu jest przeolbrzymi! Pomimo braku skrupulatnie określonego systemu gry i profesjonalizacji pracy w akademii, poprzedni rok przyniósł dwa półfinały mistrzostw Polski – w U-19 oraz U-17. Drużyna U-15 również pewnie awansowała do Centralnej Ligi Trampkarzy. W klubie zdają sobie jednak sprawę z tego, że sukcesy były bardziej incydentalne, niż skutkiem i efektem wcześniejszych lat prób i błędów.
– Wyniki pokazują, jakim potencjałem dysponujemy. Region jest dość bogaty, a miasto duże, mamy w kim wybierać – potwierdza dyrektor.
– Kiedyś mój dobry przyjaciel powiedział, że w piłce młodzieżowej trzeba być bardzo ostrożnym z wynikami. Bardzo często nie ma ich, jeśli chcemy rozwijać zawodników. Oni muszą popełniać błędy. Z wyników można być dumnym, jeśli są poparte celami, które jednocześnie realizujemy na określonym etapie szkolenia – patrzy szerzej Krzysztof Wołczek, szkoleniowiec zespołu trampkarzy, a w przeszłości mistrz Polski z WKS-em.
Kiedy wychowany nieopodal stadionu, na Kruczej, „Teddy” rozpoczął nowy projekt, w klubie zaszło wiele zmian. Sam legendarny piłkarz WKS-u opracował model gry Śląska, który chce grać odważnie i kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń.
– Kiedy trener Pawłowski objął rządy dyrektorskie, nasza praca poszła bardzo do przodu. Akademia zaczęła odnosić duże sukcesy na arenie krajowej, a najmłodsze grupy świetnie radziły sobie w turniejach zagranicznych. Poszliśmy do przodu, ale w dalszym ciągu wszystko wymaga większego usystematyzowania. Wiadomo, że w ciągu półtora roku nie wprowadzi się idealnego systemu szkolenia, modelu gry. Pewne rzeczy wprowadził trener Pawłowski, a my musimy zadbać o kontynuację – ocenia Horwat.
I dodaje: – W grupach od U-6 do U-13 wprowadziliśmy jednakową strukturę treningu. Chcemy, by wszyscy nasi trenerzy pracowali jednakowo. Za chwilę w starszych rocznikach również wprowadzimy odpowiednie założenia. Zależy nam na tym, by wszystkie kolejne roczniki Śląska Wrocław grały podobnie w piłkę.
Nowością w WKS-ie jest również program wychowawczy, oczko w głowie koordynatora do etapu U-13 – Piotra Bartyzela. – Chcemy, by poprzez trening piłkarski dzieci nauczyły się wartości takich jak zaangażowanie, porządek, radość czy przyjaźń. To zagadnienia, które przydadzą się im na pewno nie tylko na boisku, ale w całym życiu. Chcemy kłaść duży nacisk na to, by wychowywać nie tylko znakomitych piłkarzy, ale jednocześnie dobrych ludzi – mówi nam twórca programu.
Pawłowski i spółka w dużej mierze skupili się także na starcie na włączeniu do sztabów szkoleniowych specjalistów od przygotowania motorycznego. Doktoranci z miejscowego AWF-u pracują w pocie czoła.
Zawodnicy Śląska dzięki nim zaczęli być bodźcowani innymi sportami – akrobatyką, judo i jiu-jitsu.
– Rozwój piłkarza to nie tylko trening specjalistyczny. W Śląsku bardzo mocno dbamy o ogólny rozwój, który jest szczególnie istotny w młodym wieku, gdy organizmy naszych podopiecznych się rozwijają – opowiada Michał Polczyk, koordynator do spraw przygotowania motorycznego w akademii.
– Młody człowiek najbardziej rozwija się we wczesnych latach kariery. Aby być szybszym nie wystarczy grać w piłkę. By być sprawnym na tyle, by ochronić swój organizm np. przed kontuzjami, trzeba być wszechstronnym. Tego nie osiągniemy stosując wyłącznie środki piłkarskie – dodaje Polczyk, który pracuje też jako trener przygotowania fizycznego w pierwszym zespole.
Na treningach, z każdą grupą, włącznie z grupami najmłodszymi, są trenerzy przygotowania fizycznego. Od prawie dwóch lat plan jest ściśle określony, ale jednocześnie ewoluuje on, bo sztab ludzi, we współpracy z Akademią Wychowania Fizycznego, stara się poprawiać każdy szczegół.
Zielono-biało-czerwoni nie zapominają o swojej historii i chcą budować wspólną tożsamość. To dlatego w strukturach akademii znajdziemy nazwiska m.in. cytowanego wyżej Wołczka (trenera zespołu U-15) czy Krzysztofa Ostrowskiego (odpowiada w akademii za treningi pozycyjne). Dyrektorem sportowym całego klubu jest za to jego niedawny kapitan – Dariusz Sztylka.
– My, jako byli piłkarze, mamy przewagę. Byliśmy przez wiele lat w szatniach, ale nie możemy być ignorantami! To, że graliśmy, nie wystarczy. Całe życie musimy się uczyć. Jesteśmy po drugiej stronie barykady i jest trochę inaczej. Przestrzegam więc byłych zawodników przed ignorancją, bo przekazanie komuś wiedzy, to naprawdę duża sztuka. Niemniej nie przekreślam też tych, którzy nie grali w piłkę. Znam mnóstwo młodych trenerów, którzy są na tyle inteligentni, że potrafią przełożyć na boisko to, czego się nauczyli – mówi Wołczek, który jest także współtwórcą największej w mieście szkółki piłkarskiej, Olympicu Wrocław.
Solidna współpraca z takimi szkółkami jak Olympic jest wielkim wyzwaniem dla Śląska. W stolicy Dolnego Śląska szkółek nie brakuje, a regularnie trenuje w nich nawet kilkanaście tysięcy dzieci. Wśród nich, co oczywiste, nie brak piłkarskich perełek.
Pozostaje tylko usprawnić proces skautingu i selekcji, gdyż w sumie przedstawione w mediach porozumienie z klubami partnerskimi nie w każdym przypadku poszło w parze z działaniem. – Monitorujemy najlepszych chłopców z klubów partnerskich. Zabieramy ich ze sobą na turnieje zagraniczne, szczególnie w najmłodszych kategoriach wiekowych – twierdzi Horwat.
Czy jednak wszystkie transfery pomiędzy szkółkami i Śląskiem dokonywane są dopiero po 12. roku życia zawodników, jak zakładano na starcie? Często i tak decydujący głos należy do rodziców, którzy… Śląskowi nie zamierzają odmawiać.
***
– Przede wszystkim brakuje nam infrastruktury z prawdziwego zdarzenia. Jak to będzie, będziemy zbierać plony – podsumowuje optymistycznie Wołczek.
To, że we Wrocławiu idzie dobrze, zaznaczyliśmy na wstępie. Plany są mocarstwowe, ale jak to w życiu bywa, zweryfikuje je życie.
Do realizacji marzeń o wielkiej wrocławskiej akademii potrzebne będzie sporo pieniędzy i cierpliwości. Jeżeli te jednak się znajdą, za kilka lat Śląsk może mieć duży pożytek ze swoich wychowanków.
Widząc z jaką pasją pracują miejscowi szkoleniowcy oraz obserwując tempo zmian w ostatnich miesiącach jesteśmy przekonani, że przy kolejnej wizycie w Akademii Śląska gwiazdek może być więcej niż poprzednio.
PRZEMYSŁAW MAMCZAK