Czarny koń mistrzostw świata 2014? 90% kibiców wskazuje na Belgię, sporo wymienia też Kolumbię lub Chile, tymczasem największą niespodzianką sprawiła jak do tej pory Kostaryka. To też jeden z dwóch zespołów, w którego szeregach mamy postać grającą całkiem niedawno w ekstraklasie. Junior Diaz, były piłkarz Wisły w krótkiej rozmówce z Weszło opowiedział o wrażeniach ze zwycięstwa nad Urugwajem.
Wiesz, że liga polska nie ma na mundialu ani jednego przedstawiciela, a jedyni zawodnicy, którzy załapali się do Brazylii, a w miarę niedawno grali w Polsce, to ty i Osman Chavez?
Nie, nie miałem o tym pojęcia. To przecież nie jest zła liga. Widocznie zawodnicy, którzy dziś w niej grają, na co dzień występują w reprezentacjach, które nie zakwalifikowały się na mundial albo po prostu nie dostali powołań. Cieszy mnie to, jeśli w pewnym sensie mogę tu reprezentować Polskę. Spędziłem tam kilka lat i bardzo miło wspominam ten okres. Do dziś śledzę wyniki Wisły, a grając w ekstraklasie bardzo się rozwinąłem. Najpierw udało mi się wybić do Club Brugge w Belgii, potem wróciłem na rok do Wisły na wypożyczenie, pokazałem się w europejskich pucharach, a tam wypatrzyło mnie Mainz. W końcu skontaktowali się ze mną, zrobiłem wszystko, by móc trafić do Niemiec i podpisałem kontrakt do 2015 roku.
Zwykle polscy piłkarze wyjeżdżający do Bundesligi mają na starcie bardzo ciężko. Ty natomiast zacząłeś grać prawie od razu i do dziś utrzymujesz miejsce w składzie.
To też efekt mojego doświadczenia. W trzech pierwszych meczach nie zagrałem, ale potem zacząłem bardzo ciężko pracować i faktycznie wywalczyłem sobie miejsce. Za mną bardzo dobry sezon, w końcówce grałem po 90 minut. Bundesliga to jedna z najlepszych lig na świecie, występuję w niej regularnie, więc mogę się tylko cieszyć.
Twój początek na mistrzostwach nie był jednak udany. Sfaulowałeś w polu karnym Christiana Stuaniego, po czym Urugwaj wyszedł na prowadzenie.
Musiałem zaryzykować. Czasem w takich sytuacjach trzeba próbować dokonać niemożliwego, by zatrzymać przeciwnika. Tak zrobiłem, bo widziałem, że napastnik ma bardzo dużą szansę na gola. Zaryzykowałem i złapałem go. Po cichu miałem nadzieję, że sędzia nie podyktuje karnego, bo nie zawsze odgwizduje się ostrzejszych fauli, ale tym razem się nie udało. Miałem pecha, ale muszę przyznać – kontakt był i arbiter miał prawo dać Urugwajowi jedenastkę. Potem doszło też do podobnej sytuacji, tym razem na naszą korzyść, ale wtedy już sędzia nie zareagował. Czasem trzeba mieć szczęście.
Co sobie pomyślałeś w tej sytuacji? Że już po waszym mundialu?
Na początku pomyślałem: „po co ja to zrobiłem?”. Źle się z tym czułem, ale co miałem zrobić… Takie sytuacje się zdarzają. Trener też mi powiedział, żebym uważał na takie sytuacje, bo są niebezpieczne, ale skoro nic innego mi nie pozostało… Najważniejsze, że drużyna szybko się podniosła i sami ruszyliśmy po gole.
I jak do tej pory jesteście największą niespodzianką turnieju.
To prawda. Efekt naszej ciężkiej pracy. Najważniejsze jednak, że udało nam się rozpocząć ten mundial od zwycięstwa. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy niedoceniani, ale jeśli sprawdzisz nasz skład – wielu zawodników z Kostaryki gra z powodzeniem za granicą, a ci, którzy zostali w kraju, wykonują bardzo dobrą pracę. Nie dostaliśmy miejsca na mundialu za darmo, zajęliśmy w eliminacjach drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych. Wiedzieliśmy, że stać nas na dużo i to był klucz do zwycięstwa nad Urugwajem. Poza tym już przed mundialem mówiłem, że nie mamy nic do stracenia, a wiele do wygrania. Przyjechaliśmy tu pograć w piłkę, pokazać, co potrafimy i wszyscy widzą, jaki wyszedł wynik. Anglicy i Włosi też już wiedzą, że trzeba na nas uważać. Grupa jest trudna, ale liczymy na kolejne dobre wyniki.
Podpowiedz na koniec Anglikom i Włochom, jak zatrzymać jeden z najsilniejszych ataków na świecie.
Pełna koncentracja, bo mogą strzelić z dystansu, po stałym fragmencie, po dośrodkowaniu, z pola karnego… Najważniejsze, żeby trzymać się swojego miejsca na boisku i nie zostawiać im wolnych przestrzeni. To najgroźniejsza broń Urugwaju.
Joel Campbell to nowy Paulo Wanchope?
Zobaczymy. To bardzo utalentowany piłkarz, ale do Wanchope’a jeszcze mu brakuje. Jeśli jednak dalej będzie się tak rozwijał, to może go nawet przebić.
To był najważniejszy mecz w historii piłki kostarykańskiej?
Najważniejszy może nie, ale na pewno jeden z ważniejszych, który długo będzie wspominany. W eliminacjach też zaliczyliśmy sporo dobrych spotkań, ale mundial to mundial. Radość jest zdecydowanie większa. Teraz wszyscy na Kostaryce mają nadzieję, że podobnie zagramy z Włochami, a ja już po losowaniu cieszyłem się, że zagramy z tak mocnymi rywalami. Wtedy człowiek może sobie wyżej postawić poprzeczkę i sprawdzić, na co faktycznie go stać.