Nastawialiśmy się na fajny mecz w Legnicy, bo Miedź i Piast w tym sezonie często fajnie grają w piłkę. I faktycznie, przyjemnie się to spotkanie oglądało. Szkoda tylko, że głównie w pierwszej połowie i to przede wszystkim za sprawą fatalnych błędów z obu stron.
Jak tak dalej pójdzie, święty Mikołaj pójdzie na bezrobocie, bo nawet on nie potrafi rozdawać prezentów w takim tempie jak defensywa legnicka i gliwicka. Trzy z czterech goli nie padły w “normalny” sposób. Zaczęło się od tego, że Aleksandar Sedlar koślawo główkował po dalekim zagraniu Tomislava Bożicia. Piłka spadała do nikogo, ale Mateusz Szczepaniak był najbardziej zdecydowany. Uprzedził Jakuba Czerwińskiego, a potem efektownym uderzeniem z powietrza nie dał szans Jakubowi Szmatule. Za tę akcję duże brawa dla zawodnika, który jeszcze wiosną grał w… Piaście. Szczepaniak wyciska maksa z ostatnich dni. W poprzedniej kolejce wszedł na zmianę w Poznaniu i bardzo szybko zdobył bramkę po ładnym przyjęciu i obróceniu się z piłką.
Miedź nie pozostawała dłużna. Gola na 1:2 w jakichś osiemdziesięciu procentach zawalił Łukasz Sapela, który zaliczył pusty przelot po centrze Mikkela Kirkeskova, czym kompletnie zaskoczył Artura Pikka. Piłka odbiła się od zdezorientowanego Estończyka i wpadła do bramki. Zapewne są na świecie obrońcy, którzy w tej sytuacji zdążyliby zapanować nad swoimi odruchami, ale w związku z tym siłą rzeczy nie grają oni w polskiej lidze.
Piast uznał, że taka wpadka bramkarza nie równoważy się z jednym nieporadnym momentem stoperów, więc trzeba jeszcze coś dorzucić. Po akcji Henrika Ojamy i przepuszczeniu podania przez Borję Fernandeza, opanowania z kolei zabrakło Kirkeskovowi, z czego skorzystał Fabian Piasecki. Miedź przed przerwą prezentowała się słabiej niż rywal, zagrała bardziej pragmatycznie, z nastawieniem na kontry, ale po wyniku nie było tego widać.
Najlepszy moment meczu to 18. minuta, gdy Gerard Badia dobrze dośrodkował, a Michal Papadopulos uprzedził Bożicia i świetnie strzelił głową. Czeski napastnik naprawdę nieźle spisuje się na początku sezonu (już cztery gole i trzy asysty), przez co bezbarwny dotychczas Piotr Parzyszek ostatnio ma problem nawet z tym, żeby dostać parę minut w końcówce. Papadopulos był też bliski czwartej asysty, gdy po jego dośrodkowaniu głową strzelał Felix, ale wtedy refleksem popisał się Sapela. Bramkarz Miedzi jeszcze bardziej zaimponował paradą przy stanie 1:0, gdy jakimś cudem obronił strzał Mateusza Maka z paru metrów. Skrzydłowemu gości podawał Felix, który zaliczył najlepsze 45 minut na polskich boiskach. Bardzo dobrze rozumiał się z Badią, maczał palce przy pierwszym golu, miał sporo jakościowych zagrań i tym razem wypadł zdecydowanie lepiej niż kolega na drugim skrzydle. Obaj Hiszpanie razem z Papadopulosem stanowili o ofensywnej sile Piasta.
Sapela tymi dwiema interwencjami trochę podwyższył sobie notę, co nie zmienia faktu, że on także nie daje pewności w bramce. Wybór między nim a Antonem Kanibołockim to powoli jak wybór między dżumą a cholerą. Wygląda na to, że zimą beniaminek znów będzie musiał szukać kogoś do gry między słupkami.
Po zmianie stron poza dwoma strzałami Papadopulosa w odstępie minuty i słusznie nieuznanym golem, którego Ojamaa strzelił Kirkeskovem, niewiele ciekawego się działo. Szkoda, bo wcześniej narobiliśmy sobie apetytu.
Miedź po porażkach z Legią i Lechem nie do końca wróciła na właściwe tory, ale z przebiegu meczu to ją ten remis może bardziej cieszyć. W Piaście zapewne spory niedosyt, mimo że gliwiczanie przynajmniej do soboty będą na fotelu lidera.
[event_results 529307]
Fot. newspix.pl