Reklama

Błachowicz znów wygrywa. Polak bliski walki o pas

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 września 2018, 22:42 • 4 min czytania 2 komentarze

Bez żadnych wątpliwości. Tak wygrywa Jan Błachowicz. Dziś zrobił to po raz czwarty z rzędu, rujnując powrót Nikity Kryłowa do UFC. A my? Dostaliśmy dokładnie to, czego chcieliśmy – Polaka spokojnego, pewnego i zmierzającego po swoje. Czyli po walkę o pas mistrzowski kategorii półciężkiej. 

Błachowicz znów wygrywa. Polak bliski walki o pas

Dobór przeciwnika wielu mógł zdziwić – stając do walki z Kryłowem, Błachowicz trochę ryzykował. Ukrainiec przystępował do niej bowiem bez rankingu. Do UFC wrócił po dwóch latach, w trakcie których walczył w federacji Fight Night Globals. Tam sięgnął nawet po pas mistrzowski. Sęk w tym, ze takie osiągnięcia gówno znaczą, gdy trafia się do największej organizacji na świecie, trzeba swoją klasę udowodnić w niej. Dla Kryłowa Polak był więc idealnym rywalem: zwycięstwo dawałoby mu z miejsca naprawdę wiele (Błachowicz był przecież notowany na czwartym miejscu w rankingu swojej wagi), a porażka w żaden sposób nie zamykała drogi do kolejnych walk. Ze strony Polaka plus mógł być tylko jeden – opcjonalne zwycięstwo byłoby czwartym z rzędu, a taką serią zawodnik nie tyle prosi, co żąda walki o pas.

O tym zresztą mówił Robert Jocz, trener polskiego fightera, zagadnięty przez dziennikarzy Polsatu Sport:

Reklama

– To niezwykle istotne zestawienie, może okazać się przepustką do walki o pas. Nie chcemy wywierać dodatkowej presji, jednak najważniejsza jest wygrana. Później będziemy myśleć o tym, co czeka nas dalej i przeanalizujemy efekty, które da zwycięstwo. Jesteśmy skupieni i gotowi. Kryłow? Walczy efektownie i tak wygrywa, ale potrafi łatwo przegrać. Wypatrzyliśmy jego błędy i luki, postaramy się je wykorzystać. Nie zdradzę planu na walkę, ale mogę powiedzieć, że jeśli pojedynek w stójce nie bedzie się dla niego dobrze układać, to zejdzie do parteru.

Pozostaje nam tylko pogratulować Janowi Błachowiczowi trenera. Bo sprawdziło się to wszystko niemal co do słowa. Niemal, bo Ukrainiec z miejsca ściągnął Polaka do parteru i tam próbował prowadzić walkę. Udało mu się przez pół rundy, później inicjatywę przejął zawodnik z Cieszyna. I to na tyle skutecznie, że większość ekspertów punktami wskazywała na jego wygraną. Swoją drogą po sygnale kończącym pierwsze starcie już mogliśmy napisać, że to była najdłuższa walka Kryłowa w karierze! Ten gość nigdy dotąd nie poszedł w dystans, najdłużej powalczył ze Stanisławem Niedkowem – 4:57, ponad 3,5 roku temu.

Błachowicz widocznie wiedział, że jego rywal nie lubi się mordować w długich pojedynkach, bo sprawę zakończył już w drugiej rundzie. W parterze zaczął podduszać rywala zza pleców, a ten po chwili odklepał. Zrobił to wszystko na takim spokoju i luzie, jakby codziennie od pięciu lat trenował tylko ten element. Serio, ten gość jest niesamowity. Jeśli kiedykolwiek zobaczycie u niego zdenerwowanie, dajcie nam znać. Ale szczerze w to wątpimy, skoro po czterech porażkach z rzędu był w stanie odbudować się tak, że dziś jest kandydatem do pasa. Po prostu nie wierzymy, że cokolwiek jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. To ten typ człowieka, który podczas pożaru robi wszystko zgodnie z procedurami bezpieczeństwa i na luzie wychodzi z budynku, gdy reszta krzyczy i z niego wybiega.

Chcecie dowodu? Proszę bardzo. Twitter mówi nam, że nawet astrologia stawiała na Ukraińca. Serio, nie zmyślamy tego. Istnieje konto, które to wszystko pięknie przeanalizowało.

Reklama

Najważniejsze dziś wydarzyło się jednak… po walce. Błachowicz najpierw wymownym gestem pokazał, że chce na swoim brzuchu ujrzeć mistrzowski pas, a potem wyzwał do pojedynku Daniela Cormiera. Widać szybko “przeanalizował efekty, które dało zwycięstwo”. Sęk w tym, że Cormier jest też mistrzem wagi ciężkiej i musiałby zrzucić zbędne kilogramy. A znając jego podejście do figury to… może tego prędko nie zrobić. Szczególnie, że już teraz ma ustawioną walkę z Brockiej Lesnarem w najwyższej kategorii.

Co by się jednak nie działo, pewni jesteśmy jednego: Jan Błachowicz jest czołowym fighterem UFC i znajduje się bliżej mistrzostwa niż jakikolwiek facet z Polski. Nie wątpimy też, że zrobi wszystko, by ten pas zdobyć.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?

Paweł Paczul
0
Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?
Ekstraklasa

Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Kamil Gapiński
3
Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Komentarze

2 komentarze

Loading...