Oglądając mecz Piasta Gliwice z Arką Gdynia, długo mieliśmy nieodparte wrażenie, że nikt nie powiedział piłkarzom, iż przerwa na spotkania kadry już się skończyła i gra znów toczy się o ligowe punkty. Sparing. I to taki, który piłkarze chcą przeżyć jak korposzczur kolejny dzień w biurze, a nie za wszelką cenę pokazać się trenerowi. Oraz – co gorsze – taki, w którym organizator nie zadbał o odpowiednie zaplecze sędziowskie.
W Canal+ wymyślili sobie, że bezbramkowe pierwsze połowy będą podsumowywać skrótem najgroźniejszych sytuacji. Z reguły są dwie – jedna gospodarzy, druga gości. Dziś montażysta płakał, jak składał to podsumowanie. Ostatecznie udało mu się znaleźć jedno zdarzenie i to takie, które w normalnym meczu, również ekstraklasy, wylądowałoby poza dziesiątką najciekawszych. Jeszcze raz zobaczyliśmy strzał z dystansu Maka, który ledwie doleciał do bramki Steinborsa.
I chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć o tej części gry, bo zmarnowaliśmy 45 minut, ale to ekstraklasa, więc oczywiście nie może być tak łatwo. W 42. minucie doszło do kluczowego w kontekście rozstrzygnięcia spięcia. Ukarany wcześniej żółtą kartką Bogdanow ruszył z piłką na połowę rywala, w akcji przeszkadzał mu Mak i w ferworze tej walki ręka Ukraińca wylądowała w okolicach twarzy skrzydłowego. Przypadkowość i niska szkodliwość nie przeszkodziły Bartoszowi Frankowskiemu w pokazaniu drugiego żółtka.
Zapewne znajdą się tacy, którzy będą bronić tej decyzji, ale dla nas to jakieś nieporozumienie. Ukrainiec powinien się bardziej pilnować i dał pretekst? W zasadzie równie dobrze można by tłumaczyć przemoc domową zbyt słoną zupą! Tym bardziej, że kilka chwil wcześniej arbiter odpuścił Papadopulosowi, który był tak spóźniony, że rzeczywiście mógł zrobić krzywdę rywalowi. Pała za konsekwencję i druga za wyczucie.
Frankowskiego potrafimy “tłumaczyć” tylko w jeden sposób – widział, jak to wygląda i uznał, że nie może stać z boku, gdy piłkarze krzywdzą wszystkich widzów! Nie pochwalamy, ale trzeba przyznać, że udało się rozruszać towarzystwo.
Swoją szansę oczywiście zwęszyli gospodarze i choć Steinbors długo utrzymywał Arkę w grze, to w końcu musiał skapitulować, gdyż Helstrup zapewnił Papadopulosowi taką pozycję strzelecką, że głupio byłoby to zmarnować. Arka szukała swoich okazji po stałych fragmentach gry, zdarzyły się też uderzenia z dystansu, ale trzeba przyznać, że Piast – prócz tego, że pomógł mu sędzia – był dziś dobrze zorganizowany. I tyle. Tylko tyle.
Ech, obejrzeliśmy wcześniej bardzo fajny mecz w Płocku, ale najwidoczniej równowaga w przyrodzie musiała zostać zachowana.
[event_results 523574]
Fot. FotoPyK