Reklama

Pomocnicy Legii są tak słabi, że pozwalają zatęsknić nawet za Jodłowcem

redakcja

Autor:redakcja

12 sierpnia 2018, 11:22 • 4 min czytania 13 komentarzy

Na początku roku Legia wypożyczyła Tomasza Jodłowca do Piasta. W tamtym momencie decyzja wydawała się jak najbardziej zrozumiała. Defensywny pomocnik nie potrafił bowiem uporać się ze swoimi pozaboiskowymi problemami, co miało bezpośrednie przełożenie właśnie na boisko. Nie omijały go też kontuzje, wchodził w coraz bardziej zaawansowany wiek (32 lata) i zwyczajnie nie potrafił przebić się do podstawowego składu warszawian. Jesienią 2017 roku, kiedy zaczynał mecze od początku, Legia wygrała 6 z 7 spotkań w lidze, ale suche liczby nie oddają jego faktycznej dyspozycji. Ujmijmy to tak – oddanie go do Gliwic było ruchem, po którym nikt w Warszawie nie rwał sobie włosów z głowy.

Pomocnicy Legii są tak słabi, że pozwalają zatęsknić nawet za Jodłowcem

Minęło jednak niewiele ponad pół roku i optyka trochę się zmieniła. Jodłowiec został architektem utrzymania Piasta w poprzednim sezonie oraz kapitalnego wejścia w nowe rozgrywki. To jednak nie forma wypożyczonego do Gliwic pomocnika zamieniła ogólne postrzeganie, ale forma piłkarzy, którzy mieli przejąć po nim schedę w Legii. Podmianka go na Antolicia, Philippsa, Cafu lub Mączyńskiego nie wygląda bowiem na specjalne wzmocnienie. A dodajmy, że porównujemy tych piłkarzy do Jodłowca odchodzącego z Legii, a nie tego ze szczytu formy, który niszczył rywali w środku pola, i o którym Stanisław Czerczesow mówił, że wart jest 15 milionów euro.

Przede wszystkim od początku jasne było, że Legia świadomie postawiła na zmianę charakterystyki defensywnego pomocnika. Została bowiem z zawodnikami o znacznie gorszych warunkach fizycznych – Cafu ma 183 centymetry wzrostu, Philipps 182, Atnolić 180, a Mączyński ledwie 175. O siłową dominację w środku pola dziś jest więc o niebo trudniej, no chyba że do środka przesuwany jest grający najczęściej w obronie, obecnie kontuzjowany William Remy. Inna sprawa, że ciężko robić z tego zarzut, bo można wymienić wiele zespołów, które grają świetnie bez klasycznego tura na pozycjach sześć-osiem. Braki fizyczne można bowiem nadrobić inteligentnym ustawianiem się czy umiejętnością przewidywania boiskowych zdarzeń. Gorzej, że nie są to atuty, które moglibyśmy wymienić w kontekście obecnych środkowych pomocników warszawskiej drużyny.

W ogóle ciężko zestawić obecnych środkowych pomocników Legii ze słowem “atut”. Wiosną wydawało się, że najwięcej pożytku będzie z Chrisa Philippsa, który może nie grał specjalnie efektownie, ale za to dużo biegał i zdawał się dobrze wypełniać zadania na pozycji numer sześć. – Lepsza wersja Michała Kopczyńskiego – mówiło się wtedy. Problem w tym, że ani nie omijały go kontuzje, ani też nie jest to najbardziej regularny zawodnik, jakiego widzieliśmy. Przeciwnie, to człowiek, który dobrze wtapia się w otoczenie. Kiedy cała Legia gra dobrze, nie przeszkadza na boisku, ale kiedy nie idzie, absolutnie nie potrafi dać czegoś od siebie. I, pisząc “czegoś”, nie mamy na myśli przedryblowania kilku rywali i strzelenia goli, ale właśnie rzetelną pracę w defensywie i czyszczenie środka pola. Co więcej, kiedy nie idzie, Philipps lubi podać rywalowi na kontrę czy głupio stracić piłkę. W tym sezonie jest cieniem samego siebie, a zupełnego dna sięgnął w domowym starciu ze Spartakiem Trnava.

Domagoj Antolić? Ostatnio poświęciliśmy mu oddzielny tekst, w którym nazwaliśmy go najbardziej przereklamowanym piłkarzem ligi (KLIK). Napisaliśmy wtedy: – Chorwat na boisku regularnie uprawia kabaret, mający pokazać nam, że jednak potrafi grać w piłkę. Teatralnie wychodzi po piłkę, teatralnie pokazuje, gdzie i jak trzeba mu zagrać, otrzymuje piłkę, przyjmuje ją możliwie jak najbardziej efektownie i po całym teatrzyku podaje do najbliższego. Niczym nie różni się od bramkarzy, którzy po prostej interwencji turlają się bez końca na murawie, albo zamiast złapać piłkę ekwilibrystyczne wybijają ją na notę.

Reklama

Dalej mamy Cafu, czyli piłkarza, który… No właśnie, który co? To człowiek, który lepiej czuje się w defensywie czy jednak w ofensywie? Która boiskowa pozycja jest dla niego najlepsza? Jaka jest jego cecha wyróżniająca? Oglądaliśmy chłopa w kilkunastu meczach i wciąż nie mamy pojęcia, co tak naprawdę potrafi i czy jest lepszy od przykładowego Jakuba Tosika.

Został jeszcze Mączyński, który po sezonie spędzonym w Warszawie, co miało przecież stanowić dla niego przeskok, wypadł z reprezentacji Adama Nawałki. Tego Nawałki, który wymyślił go w drużynie narodowej, ufał mu przez niemal całą kadencję i traktował jak pupilka. Jasne, byłemu wiślakowi zdarzają się przebłyski, jak niedawny gol w Kielcach, ale swoją grą głównie irytuje warszawskich kibiców. I w niczym nie przypomina człowieka, który błyszczał chociażby na francuskim Euro 2016.

Jakkolwiek spojrzeć, gdyby dziś Jodłowiec był w kadrze Legii, pewnie po prostu pozamiatałby konkurencję i grał w pierwszym składzie. Nie stałoby się tak jednak dlatego, że jakoś szczególnie podciągnął się w Gliwicach (chociaż oczywiście daje tam radę). Powodem jest polityka transferowa Legii, względnie decyzja o pozostawieniu drużyny bez prawdziwego trenera na rok. A najpewniej po trosze jedno i drugie. Tak czy inaczej, jednym z największych smaczków czekającego nas dziś spotkania Piasta z Legią będą starcia w środku pola będącego w gazie Jodłowca ze znajdującymi się w beznadziejnej dyspozycji środkowymi pomocnikami Legii.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...