W delikatną konsternację musieli wpaść kibice Stali Poniatowa, którzy w ostatni weekend wybrali się na mecz z Orlętami Łuków. Jeśli komuś przyszło już do głowy „o czym to Weszło znowu pisze?” – zaraz tłumaczymy. Otóż, jak donoszą nam ci, którzy byli i widzieli – władze najsłabszego klubu lubelskiej czwartej ligi (7 punktów po 17 meczach) wpadły na motywacyjny pomysł, jakiego chyba dotąd świat nie widział. W Poniatowej wymyślono, że zawodnicy Stali z wyżej notowanym przeciwnikiem – a tak dla hecy – zagrają w strojach… Motoru Lublin. Było nie było, jednego z najbardziej szanowanych klubów w okolicy. Nie dość, że z jego herbem, to jeszcze z napisami „Motor Lublin” na plecach.
Zajrzeliśmy z ciekawości, czy media na Lubelszczyźnie odnotowały ten sprytny manewr i okazuje się, ze owszem. Na łamach „Dziennika Wschodniego” wypowiada się nawet trener Poniatowej. I od razu robi się jeszcze bardziej swojsko. Trener bierze temat na klatę i przyznaje, że to on przytargał do klubu koszulki Motoru. Poza tym – tu już dokładny cytat – myślał, że taka odmiana się przyda i przyniesie szczęście. Co bardziej zastanawiające – sami zawodnicy też ponoć nalegali, żeby grać właśnie w tym komplecie.
Panowie, z całym szacunkiem dla waszego hobby, zdaje się, że jeśli nie potraficie wygrać z Lutnią Piszczac, ani Powiślakiem Końskowola, to niewiele wam już może pomóc. Nawet przebieranki i afrykańscy czarodzieje. Z niecierpliwością czekamy na jakieś oświadczenie – o co tu chodziło. Rywale mieli się przestraszyć, że zamiast z autsajderem czwartej ligi grają z drugoligowcem, czy nie macie swoich strojów?
Bo jeśli tak, to zwracamy honor i może nawet pomożemy zorganizować paczkę.