Ostatnio ktoś z was zapytał w komentarzach, jak konstruowane są i jak wyglądają kontrakty piłkarzy. Jak to zwykle bywa, różnice zwykle bywają bardzo duże. Ogólnie im klub bardziej profesjonalny, tym kontrakt jest bardziej rozbudowany i rygorystyczny. W Polsce jeszcze do niedawna przodował w tym Widzew. Nie wiem, jak jest teraz, ale 2-3 lata temu umowy z tym klubem były strasznie rozbudowane. Wtedy Widzew płacił i wymagał. Teraz nie płaci, ale podejrzewam, że ciągle wymaga. Pamiętam, że Widzew wymagał na przykład od ludzi organizujących zgrupowania, żeby podczas obozów trawa miała odpowiednią długość i była pielęgnowana odpowiednimi maszynami.
Był na to chyba nawet specjalny regulamin. Jak te czasy się zmieniają… Później w ogóle zaczęło brakować trawy.
Oczywiście kontrakt miał służyć głównie interesom klubu, więc na większości stron były obowiązki zawodnika. Obowiązki klubu mieściły się w kilku zdaniach.
Zarówno w Widzewie, jak i w większości klubów, obowiązki pracodawcy to stworzenie odpowiednich warunków do treningu, zapewnienie opieki medycznej, sprzętu sportowego i rzeczy dla piłkarza najważniejszej, czyli warunków finansowych. Niektóre kluby zapewniają dodatkowo mieszkanie czy samochód. Choć w Polsce to raczej rzadkość.
Piłkarze podpisując umowę zobowiązują się, co oczywiste, do jak najlepszej gry, sportowego prowadzenia się i stałego podnoszenia swoich umiejętności. Po motocyklowym wypadku Marka Saganowskiego kluby zaczęły też wprowadzać zakaz jazdy na motorach. Potem doszły narty i inne niebezpieczne dla zdrowia sporty. Teraz się mogę przyznać, że nigdy nie przestrzegałem akurat tego zapisu. Narty to moja pasja, jeżdżę od małego, więc nie widziałem powodu, żeby przestać. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że gdyby coś mi się stało, mógłbym zapomnieć o pensji.
Jak wspomniałem, najważniejszym aspektem dla obu stron są warunki finansowe. Klub chce zapłacić jak najmniej, zawodnik zarobić jak najwięcej. Stosowane są więc różne warianty. Niektórzy prezesi płacą określoną sumę kontraktu. Kwota przeważnie dzielona jest na miesiące. Czy zawodnik gra, czy nie, kontrakt jest wypłacany. Tak na przykład jest we Włoszech. Każdy kontrakt jest gwarantowany. W Polsce dzieje się tak, kiedy klubowi bardzo zależy na danym piłkarzu. Jeśli nie, pensja może być dzielona na podstawę, która jest płatna bezwzględnie i dodatki w postaci tzw. wejściówek czy premii za poszczególne mecze.
Wejściówka może być wypłacana za samo pojawienie się na boisku lub za rozegranie jakiejś minimalnej liczby minut. Tak płaci Wisła Kraków. Tak też było w Cracovii.
Za granicą piłkarz może liczyć na dodatkowe bonusy w postaci na przykład biletów lotniczych. Zapewniany prawie zawsze jest również samochód. Kluby zagraniczne pomagają też znaleźć domy swoim piłkarzom. Płacą za nie już sami zawodnicy. Jeśli któryś chce mieszkać w willi z basenem, proszę bardzo. Jednak sam ponosi koszty.
Również proces negocjacji warunków kontraktu bywa bardzo różny. W Cracovii prezes Tabisz miał ciekawą taktykę. Każdemu praktycznie zawodnikowi wpisywał w umowę kwotę mniejszą niż ta wcześniej ustalona. Potem udawał, że tak miało być. Wiele razy zdarzało się, że taki piłkarz wychodził z gabinetu i odjeżdżał. Za chwilę dzwonił prezes i kwota wracała do umówionych wielkości. Wtedy wracał również piłkarz. Ja machnąłem ręką, w związku z czym zarabiałem 2 tysiące złotych mniej, niż ustaliłem z właścicielem klubu, panem Filipiakiem.
W Cracovii również funkcjonowała opcja zrzekania się zaległych wypłat. Musiałem niestety z niej skorzystać, chcąc wyjechać do Grecji. Taktyka stosowana szeroko również w Ruchu Chorzów i jeszcze kilku mniej normalnych klubach.
Oczywiście na Zachodzie takie sytuacje się nie zdarzają. Piłka to poważny biznes, za którym stoją poważni ludzie.
Ciekawie może być na Wschodzie. Choć te czasy raczej minęły bezpowrotnie. Kiedyś znajomy menedżer opowiedział mi, jak zawiózł do Moskwy swojego zawodnika. Wszystko było ustalone, piłkarz przyjechał podpisać kontrakt. Coś się jednak prezesowi odwidziało i zmienił całkowicie zapisy umowy. Kiedy menedżer zaprotestował, prezes wyjął pistolet i dał obu panom minutę na wyjście.
Sprawą zupełnie osobną są premie za wyniki, które określa nie kontrakt, a regulamin. W związku z tym w Polsce często pojawia się problem w wyegzekwowaniem tych środków od klubu.
Jak widzicie, bywa więc różnie. Choć i tak na końcu zawsze liczy się ilość zer.
***
Na koniec dorzucę kilka słów do narodowej debaty, którą wywołał nasz tenisista Jerzy Janowicz.
Powiem szczerze,że nie interesuję się zbytnio tenisem. Czasem obejrzę Federera, czasem Nadala. Janowicza widziałem grającego chyba tylko raz. Jednak kiedy wygrywa, cieszę się. Tak samo jak cieszę się z sukcesów polskich kulomiotów, siatkarzy czy ping-pongistów. Kiedy przegrywają, nie wylewam jednak łez.
Sam byłem sportowcem, grałem również w reprezentacji Polski. Dorastałem w warunkach dalece odbiegających od ideału. Delikatnie mówiąc. Podobnie zresztą jak większość chłopaków, z którymi grałem. Nigdy jednak nie przyszło nam do głowy zwalać winy za porażkę z kiepską drużyną na krzywe boiska, na których graliśmy w młodości.
Nie wymagam od Janowicza wygrywania z każdym i zawsze. Jako kibic wybaczyłbym porażkę z tym 17-latkiem. Pewnie wybaczyłbym nawet wiele takich. To jest bowiem tylko sport. I dlatego jest tak piękny, że czasem słabszy może ograć silniejszego. Nie chcę i nie mogę wymagać od Janowicza samych zwycięstw. Tym bardziej, że wiem, iż nie mamy idealnych warunków do rozwoju i trudniej jest naszym sportowcom osiągać wielkie sukcesy.
Mogę jednak i wymagam, żeby Janowicz nosząc orzełka na piersi, reprezentując Polskę, Polaków, czyli w tym i mnie, nie zachowywał się jak zwykły burak.
Mogę wymagać, żeby pokazał chociaż odrobinę kultury i potrafił zachować się jak reprezentant, nawet wtedy, kiedy przegrywa.
RADOSŁAW MATUSIAK