Quo vadis, Barcelono? Wokół referendum w sprawie Camp Nou

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2014, 12:04 • 10 min czytania

Wczoraj zapadła decyzja, która może zmienić los klubu na przestrzeni najbliższych kilkudziesięciu lat. Socios Barcelony zatwierdzili projekt (choć to może za duże słowo) przebudowy Camp Nou, Espai Barça i budowy nowego Palau Blaugrana oferowany przez zarząd Josepa Marii Bartomeu. Wart aż 600 milionów euro plan ma zostać zrealizowany w latach 2017-2021 i – według wielu – może stanowić początek końca obecnej Barcelony jaką znamy.
Uargumentowanie tego stwierdzenia należy zacząć od skoku do przeszłości. Sandro Rosell w swojej kampanii wyborczej w 2010 roku zapowiadał, że w przypadku wygrania przez niego wyborów „projekt Camp Nou autorstwa Normana Fostera nie zostanie zrealizowany” i mówił, iż powodem tej decyzji są ogromne koszty propozycji (250 milionów euro), a także – ustami Carlesa Vilarrubiego – zapowiadał, że „Camp Nou nie potrzeba tysięcy żarówek, a modernizacji, poprawy dostępu, wind, toalet czy barów i restauracji”. Propozycja ta spotkała się z dość sporym aplauzem. Barcelona, jak głosił wówczas Rosell, była bardzo mocno zadłużona, a on oferował przebudowę Camp Nou za 50 milionów euro. W związku z szalejącym kryzysem takie zapowiedzi zostały odebrane bardzo pozytywnie.

Quo vadis, Barcelono? Wokół referendum w sprawie Camp Nou
Reklama

W ciągu ostatnich czterech lat sytuacja zmieniła się diametralnie. Ł»ycie spłatało socios strasznego figla i okazało się, że pod koniec 2013 roku Rosell, uważający projekt Fostera za godny samego Faraona, ma zamiar zaoferować culés… budowę zupełnie nowego obiektu przy Diagonal za astronomiczną sumę 1,2 miliarda euro. Gdy tylko idea prezydenta, popierana przez głównego miejskiego architekta, doszła do jego kolegów z zarządu, ci od samego początku podchodzili do niej bardzo sceptycznie, uważając, iż tak ogromna inwestycja, za tak kolosalne pieniądze, może zaszkodzić stabilności finansowej klubu. Ostatecznie tuż przed podaniem się przez Rosella do dymisji zarząd uchwalił, że w referendum zaproponowana zostanie wyłącznie jedna opcja – przebudowa obecnego Camp Nou i terenów wokół niego. Za „drobnych” 600 milionów euro.

Wczoraj propozycja ta została zatwierdzona. I o ile większość socios, w tym i ja, uważa, że Camp Nou zdecydowanie wymaga przebudowy, o tyle jest bardzo duża grupa osób uważających, iż nie można powierzyć obecnemu zarządowi tak ogromnego projektu. Powodów takiego myślenia jest wiele – poczynając od Abidala, przez kompromitację w związku afery z FIFA, jeszcze większą hańbę przez cyrk z radykalnymi grupami kibicowskimi i jeszcze trochę innych spraw, aż po NeymarGate, aferę, która (najprawdopodobniej) doprowadziła do dymisji Sandro Rosella i która doprowadziła do niesamowitego spadku zaufania do obecnych sterników klubu.

Reklama

Do umocnienia swojego poparcia zarząd wydał – oczywiście z klubowych pieniędzy – trzy miliony euro na kampanię propagandową. Polegała ona, w telegraficznym skrócie, na tym, że jeden z dyrektorów Barçy jechał z makietą stadionu i terenów wokół niego oraz prezentacją w PowerPointcie do siedziby klubu kibica, przedstawiał całą propozycję klubu, później na scenę wychodziła „sławna osoba” (były piłkarz, etc.), która wychwalała projekt i zachęcała do głosowania na tak. Socios dostawali także od klubu propagandowe SMS-y, telefony, klub oferował zniżki w biletach na mecze czy… breloczki z logo referendum. W kampanii wyborczej pomagały także tuby propagandy, czyli dwa największe katalońskie dzienniki sportowe – Sport i Mundo Deportivo – na łamach których również można było znaleźć informacje zachęcające do głosowania na „tak” w referendum. Szczytem „dziennikarstwa” był artykuł o głośnym tytule „Socios chcą przebudowy Camp Nou!”, który został oparty na ankiecie przeprowadzonej na grupie…21 (słownie: dwudziestu jeden) respondentów.

Nie zmienia to jednak faktu, że – pomimo zapowiedzi z kampanii wyborczej o tym, że nie ma żadnego pośpiechu z Camp Nou – zarząd od stycznia tego roku włączył przycisk „turbo” i jak najszybciej starał się zatwierdzić przebudowę stadionu. Całkiem niedawno jeden z moich znajomych był w Barcelonie i na Camp Nou rozmawiał z kilkoma socios na temat przebudowy; wszyscy mówili, że będą głosować na „TAK”. Argumenty mojego znajomego dotyczące skutków finansowych, braku transferów, etc., zbyli krótkim: „Może i tak, ale ja chciałbym zobaczyć nowy stadion jeszcze przed śmiercią, chcę mieć swoje miejsce na Camp Nou, a także dlatego, że Bartomeu to miły pan, który chce wszystkich godzić”. Cóż – ręce opadają.

Samo referendum także było dość zabawne. Rozmawiałem wczoraj z jednym z przeciwników zarządu na Twitterze, ukrywającym się pod pseudonimem „Junta Dimissió”/@sandro_dimitit, który opowiedział mi o przebiegu głosowania. Wyglądało to tak. Wchodziło się do odpowiedniego pawilonu. Dostawało się kopertę, podchodziło się do stosiku z trzema rodzajami karteczek (Si/No/Vot en Blanc – Tak/Nie/Wstrzymanie się), wybierało się jedną, wkładało do koperty i wrzucało do urny. Nie było żadnych kotar czy jakiejkolwiek tajemnicy, każdy mógł zobaczyć, jak głosujesz. Nikt nie sprawdzał tego, czy włożyłeś jedną, dwie, czy pięć kartek do koperty. Nie było żadnego obserwatora z zewnątrz, nikt nie kontrolował procesu liczenia głosów. Nikt nie sprawdzał tego, czy rzeczywiście oddano 27161 głosów na „TAK”. W kwestii głosowania wszystkim zajmował się klub. Nad organizacją referendum czuwali kuzyni czy inni znajomi członków zarządu, zatrudnieni przez nich specjalnie do obsługi głosowania. Transparencja pierwsza klasa.

We wczorajszym referendum zarząd otrzymał od socios czek „in blanco”. Prawda jest taka, że w tym momencie praktycznie nie mamy pojęcia, na co zostanie wydanych (i skąd zostanie wzięte) 600 milionów euro. Nie istnieje projekt stadionu. Nie istnieje projekt terenów wokół stadionu. Nie istnieje projekt Palau Blaugrana. Socios nie mieli żadnych informacji odnośnie tego, na co głosują, poza tym, że „przebudowany zostanie stadion, tereny wokół niego i zbudowana zostanie nowa hala dla sekcji klubu”.

O samym stadionie, czyli najważniejszym punkcie inwestycji, w tym momencie – z informacji klubu – wiemy tyle, że będzie mieć 105 tysięcy miejsc (6 tysięcy więcej niż obecny), wiemy, że zostanie w pełni zadaszony, że będą w nim windy, strefy restauracyjne i… to w sumie tyle. Pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi. Socios nie wiedzą, jak będzie wyglądać stadion, kto go zbuduje, jak zostanie sfinansowany…

Ta ostatnia kwestia jest szczególnie interesująca. Według informacji przedstawianych na konferencjach prasowych przez zarząd, 600 milionów euro zostanie zebrane z trzech różnych źródeł – 1/3 ze środków klubu, 1/3 z kredytu, a ostatnia część ze sprzedaży praw do nazwy obiektu. Pomimo tego, że (podobno) nie zostały jeszcze podpisane żadne umowy, przedstawiciele Barcelony z ogromną pewnością wypowiadają się na temat znalezienie sponsora i traktują to niemal jako pewnik. Jak informował klub, nazwa firmy miałaby zostać dodana do tradycyjnej „Camp Nou”. Prezydent Bartomeu, podobnie jak i różni wiceprezydenci, potwierdzali, że w nazwie obiektu na pewno nie znajdzie się Qatar Airways; zarząd chce uniknąć sytuacji, w której jeden sponsor jest „w dwóch miejscach”. W ostatnich dniach sporą popularnością cieszy się plotka, według której Barcelona ma już podpisaną przez Rosella wstępną umowę z firmą Qatar Petroleum. Camp Nou Qatar Petroleum – to jest to.

Śmiechy, śmiechami, ale sytuacja Barcelony jest w tym momencie naprawdę nie do pozazdroszczenia. Oficjalnie nieznane są powody, dla których zarząd Barçy chciał przeprowadzić referendum koniecznie już i nie chciał z nim poczekać do wyborów prezydenckich. Jeden z kandydatów na prezydenta katalońskiego klubu, Agusti Benedito, na środowej konferencji prasowej mówił o tym, że „ma informacje dotyczące tego, że za przebudową Camp Nou stoją interesy klubu z Katarczykami”. Dodam, że zupełnym przypadkiem wczoraj, w dniu referendum, w Barcelonie zacumował wspaniały, stutrzydziestometrowy jacht katarskiej rodziny królewskiej…

Do rzeczy. Pomimo tego, że referendum odbyło się 5 kwietnia 2014 roku, przebudowa obiektu miałaby się rozpocząć dopiero od rozpoczęcia sezonu 2016/2017 i potrwać mniej więcej do wiosny 2021 roku. Do rozpoczęcia budowy Barça ma podobno wybrać ostateczny projekt, zebrać potrzebne zezwolenia i pieniądze. Szczególnie kwestia pieniędzy budzi bardzo duże wątpliwości culés. Według różnych plotek, nazwa stadionu miałaby zostać zmieniona od sezonu 2016/2017, ale już wcześniej zaczęłyby płynąć pieniądze z firmy, której nazwa miałaby się znaleźć obok Camp Nou czy z kredytów; do tego czasu z całą pewnością podpisane zostałyby także umowy z różnymi firmami, które miałyby stanąć za przebudową obiektu. Powoduje to, że Barcelona sama sobie zaciska pętlę na szyi.

W 2016 roku w Barcelonie odbędą się kolejne, planowe, wybory prezydenckie. Przy założeniu, że obecny zarząd ich nie wygra, nowy tuż po wejściu do klubu będzie miał problem z dużą ilością umów opiewających na wiele milionów euro – kredyty, prawa do nazwy stadionu czy też z firmami budowlanymi. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nowy prezydent nie chciałby zrealizować umów podpisanych przez swojego poprzednika. Zerwanie ich wiązałoby się jednak z karami idącymi w dziesiątki milionów euro… Nowy zarząd stanąłby przed niesamowicie trudnym wyborem – postanowić zrealizować projekt Bartomeu czy też postanowić pójść we własnym kierunku, odrzucić propozycję obecnego zarządu i… zapłacić ogromne pieniądze tytułem odszkodowań.

Najgorsze jest w tej całej sytuacji to, że zagrożony jest cały model sportowy klubu. Pomimo szumnych zapowiedzi Bartomeu, że przebudowa stadionu nie będzie mieć żadnego wpływu na aspekty sportowe, wystarczy spojrzeć na kilka innych klubów (Valencia, Arsenal, etc.), które w ostatnich latach decydowały się na wydanie ogromnych pieniędzy na stadiony. Każdy wielki klub, który decydował się na ruchy związane ze stadionem, przeżywał później słaby okres na arenie sportowej. Pieniądze muszą płynąć w odpowiednim kierunku i w tym wypadku odpowiednim kierunkiem jest właśnie rozgrzebana dziura związana ze stadionem.

Otuchy w związku z sytuacją sportową klubu nie dodaje także ostatnia afera związana z FIFA. Tłumaczenia Barcelony są wręcz żałosne – „nie zrobiliśmy niczego złego, FIFA powinna zrobić dla nas wyjątek i zmienić prawo”. Takie słowa przypominają aferę związaną z NeymarGate, w trakcie której Rosell niejednokrotnie zapewniał, iż Barça wszystko zrobiła dobrze, a później Barcelona ujawniła,i ż Brazylijczyk kosztował zdecydowanie więcej niż wcześniej myślano, została pozwana przez hiszpański Sąd Najwyższy, musiała zapłacić 13 milionów euro zaległych podatków, które wywindowały ostateczną sumę transferu do kwoty wyższej niż 100 milionów euro… A to jeszcze nie koniec, bo sprawa ciągle trwa i może jeszcze się skończyć prawomocnymi wyrokami.

W przypadku FIFA sprawa wygląda chyba nawet jeszcze bardziej idiotycznie. Gdy w 2013 roku FIFA poinformowała klub o prowadzonym dochodzeniu, klub zdawał sobie sprawę z możliwości oskarżenia, ale… nie zrobił z tym nic. Ówczesny wiceprezydent Bartomeu i przedstawiciel klubu w kontaktach z Katalońską Federacją Piłkarską, Jordi Mestre, który teraz piastuje stanowisko wiceprezydenta ds. sportowych, mieli świadomość tego, że łamią prawo, jednak nie zrobili nic, aby uniknąć kary; ba! Mestre nie dowiedział się nawet, co grozi Barcelonie. Bomba, którą Bartomeu i Mestre trzymali w swoim mieszkaniu, w końcu wybuchła i spowodowała, że klub – przynajmniej jak na tę chwilę – stracił możliwość dokonywania transferów i zaliczył niesamowitą stratę wizerunkową…

Wielu katalońskich dziennikarzy roztacza wizję, jakoby zarząd starał się ukręcić łeb wszystkiemu, co było związane z Joanem Laportą, poprzednim sternikiem Barçy. Abstrahując już od wymiany praktycznie całego sztabu szkoleniowego czy usunięcia ze stanowiska honorowego prezydenta klubu Johana Cruyffa, do gry wchodzą dwa aspekty, o których świat dowiedział się dopiero niedawno; oba są związane z kluczowymi aspektami ostatnich tygodni dla Barcelony.

Po pierwsze – FIFA. Pod koniec swojej kadencji pojawiły się informacje o planach FIFA dotyczących wprowadzenia przepisów dotyczących niepełnoletnich piłkarzy. Zarząd Laporty wpadł na pomysł, żeby założyć sieć szkółek Barçy na całym świecie, w których piłkarze byliby szkoleni jak w La Masii, choć… byliby poza Barceloną, co pozwoliłoby Dumie Katalonii uniknąć sankcji. Pomysł rozpoczął się od wybudowania pierwszej szkółki w Argentynie (Fútbol Juniors Luján) i kolejne miały rosnąć w innych częściach świata. FIFA zatwierdziła projekt przepisów już za kadencji Rosella, jednak Barça zdecydowała się zamknąć swoją inicjatywę. Osobiste problemy na linii Rosell – Laporta spowodowały, że zamknięty został projekt, który miał szansę rozwiązać nadchodzący problem. Podobno oficjalnym zamknięciem szkółki w Argentynie było to, że kosztowała ona Barçę 1,5 miliona euro rocznie. Klub zaoszczędził te pieniądze, ale teraz jest w sytuacji, która – delikatnie mówiąc – jest zdecydowanie nie do pozazdroszczenia.

Po drugie – stadion. Pamiętacie, gdy na początku tego tekstu wspominałem o „godnym Faraona” projekcie Normana Fostera? Parę dni temu jeden z najbardziej rzetelnych katalońskich dziennikarzy, Sique Rodriguez, poinformował, że według obecnych wstępnych projektów, propozycja obecnego zarządu w wielu punktach jest dokładnie taka sama jak ta Fostera. Bartomeu i spółka skopiowali z projektu brytyjskiego architekta aranżację terenów zielonych, sposób docelowego przemieszczania się ludzi czy też rozmieszczenie punktów gastronomicznych. Ponadto, Foster w 2011 roku, czyli już po wygraniu wyborów przez Rosella, złożył Barcelonie nową propozycję przebudowy stadionu, kosztującą 100 milionów euro. Została ona jednak z miejsca odrzucona. Ciekawe, czy także była za droga.

Wczoraj została podjęta decyzja, która – jak mówił Bartomeu – będzie mieć wpływ na najbliższych 50 lub 60 lat. Socios wyrazili zgodę na kosztującą 600 milionów euro przebudowę Camp Nou, Espai Barça i Palau Blaugrana. Zarząd dostał od kibiców czek in blanco i w tym momencie można się tylko modlić o to, żeby skorzystał z niego w sposób dobry dla klubu przy zachowaniu jego obecnej struktury, która – według plotek – także jest zagrożona wpływami z Kataru. Quo vadis, Barcelono?

JAKUB KRĘCIDفO

Blaugrana.pl

@J_Krecidlo

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama