Pawłowi Brożkowi stuknął właśnie mały jubileusz – dwanaście godzin bez gola. Teoretycznie, zegar bije od nieco dłuższego czasu, bo dorzucić by można było kilkadziesiąt minut z grudnia, ale niech mu będzie: stoper został wyzerowany wraz z początkiem roku. O, to tak jak i dorobek napastnika Wisły.
Jesień miał dobrą, bardzo dobrą. I to na tyle, że same gole z jesieni – chociaż za moment skończy się i wiosna – pozwalają mu być w pierwszej piątce strzelców. W poprzedniej rundzie niemalże w pojedynkę zbierał punkty dla Wisły, trafiał jak na zawołanie, aż trafił tam gdzie wydawało się to już niemożliwe: do kadry. Pokazał, że może tygodniami leżeć na kanapie, ale jak tylko z niej w stanie to tutaj jest gość. I pokazał – to już bardziej przygnębiający wniosek – że bycie nikim w drugiej lidze hiszpańskiej nie oznacza, że nie można być gwiazdą w ekstraklasie polskiej.
Kiedy wszyscy przed oczami mieli już widok, jak to Brożek prowadzi za rękę Wisłę do europejskich pucharów, coś się popsuło. Popsuło się z Wisłą, która nie wygrała żadnego z ostatnich sześciu meczów (cztery porażki) i po której porażce z Widzewem trener Smuda narzeka na „brak totalnej determinacji”. Popsuł się również Brożek.
W tym ostatnim polu powinny być gole. I były, chociażby jesienią…
Dziś Brożek jest cieniem samego siebie. Chodzi po tym boisku jakby bez ładu i składu, nie wychodzi do prostopadłych piłek, nie ma między nim a pomocnikami tej chemii i w ogóle wygląda tak, jakby ktoś posłał go na murawę za karę. Przede wszystkim jednak się zaciął – dziś ma serię ośmiu kolejnych meczów bez gola, czyli 720 minut (!), chociaż Smuda w ogóle go nie zdejmuje (nawet jeśli chce, to nie ma zmiennika). A jakby tego było mało, to Brożek nie dochodzi do sytuacji podbramkowych. Przypomnijmy statystyki, jakie ostatnio opublikował serwis sportowefakty.pl, bo są to liczby dla Pawła druzgocące.
Średnia uderzeń na mecz jesienią – 2.06, wiosną – 1
Celnych uderzeń jesienią – 22, wiosną – 1
Dziś napastnik Wisły zagrał z Widzewem i tuż przed końcem meczu zmarnował niezłą szansę. Z tego, co kojarzymy, był to jego jedyny celny strzał przez półtorej godziny. A więc… już DRUGI CELNY STRZAŁ W TYM ROKU!
Moglibyśmy ironicznie pogratulować wyczynu Brożkowi, ale trochę nam go żal. Przychodził do naszej ligi z kanapy i, jak sam mówił, nieprzygotowany, strzelał gola za golem. Kiedy już go natomiast przygotowali, ma problemy z oddawaniem jakiegokolwiek strzału.
Fot.FotoPyk
