Reklama

Akcje Wojciecha Golli znacznie dziś wzrosły

redakcja

Autor:redakcja

21 lipca 2018, 18:58 • 3 min czytania 5 komentarzy

Mimo że Wojciech Golla nie pojawił się dziś na boisku, a Śląsk wygrał z Cracovią, wrocławscy kibice jeszcze bardziej cieszą się, że trafił do ich klubu. Dlaczego? Bo jak już będzie mógł grać, Igors Tarasovs wyląduje na ławce, co raczej wszystkim wyjdzie na zdrowie. 

Akcje Wojciecha Golli znacznie dziś wzrosły

Golla w sobotnie popołudnie jeszcze sobie nie pohasał. Znalazł się w meczowej kadrze, ale nie był optymalnie przygotowany do gry. Sprowadzony z NEC Nijmegen obrońca dochodzi do siebie po kontuzji, której doznał w sparingu z Opawą. To już raczej kwestia dni.

– Uff, całe szczęście! – zakrzyknęli fani WKS-u.

Okazuje się bowiem, że tak jak w życiu pewne są śmierć i podatki, tak już w 1. kolejce dostaliśmy potwierdzenie, że w Ekstraklasie też są rzeczy niezmienne. Peszko tradycyjnie zachowuje się jak największy dzban, a Tarasovs cały czas kopie się po czole. W zeszłym sezonie zdarzało mu się to często, zwłaszcza wiosną. Minęły dwa miesiące i Łotysz nadal jedzie swoją klasyką. Skoro Adam Nawałka w ciągu trzech tygodni nie był w stanie sprawić, by będący bez formy kadrowicze się ogarnęli, trudno się dziwić, że Tadeusz Pawłowski przez dwa miesiące nic nie mógł zrobić z Tarasovsem – chyba że mowa o liście transferowej.

To głównie wina łotewskiego kopacza, że Cracovia strzeliła na 1:1. Najpierw zawahał się i odpuścił atak na Marcina Budzińskiego. Dzięki temu przynajmniej pozostał blisko Gerarda Olivy, ale było to bez znaczenia. Debiutujący w polskiej lidze Hiszpan przepchnął go jak dziecko, któremu nie wolno iść dalej i świetnym uderzeniem wyrównał. Tarasovs zawalił dwa razy w jednej akcji.

Reklama

Jeszcze przed przerwą w banalnej – zdawało się – sytuacji wpierdzielił się przed Jakuba Słowika, wybijając piłkę na rzut rożny. Bramkarz Śląska spokojnie by ją złapał, do tego krzyczał „moja!”. Nic dziwnego, że Słowik nie mógł się powstrzymać i nawrzeszczał na swojego kolegę.

W drugiej połowie Cracovia biła głową w mur, praktycznie nic nie mogła zrobić w ofensywie. Tarasovs nie za bardzo miał okazję, żeby jeszcze coś zepsuć, choć od razu przypomina się moment jakoś z 80. minuty. Javi Hernandez w polu karnym przy górnej piłce okazał się dużo sprytniejszy od Łotysza, ale ratunkowym wślizgiem uratował go Mateusz Cholewiak. Tym razem się (nie)udało.

WKS po zmianie stron zdobył kolejne dwie bramki i zasłużenie wygrał, jednak zasługa elektryka ze Wschodu jest w tym żadna. Raczej wygrano mimo jego obecności na boisku.

Jasne, możliwe, że Tarasovs jeszcze kiedyś rozegra dobry mecz. Może nawet trafi do jedenastki kolejki. Na dłuższą metę to jednak zawodnik, z którym nie da się zrobić czegoś wielkiego, poza wielkim babolem. Im szybciej to w Śląsku zrozumieją, tym lepiej dla nich.

Reklama

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...