W całym ferworze związanym z finałem mundialu zapomnieliśmy nieco o bożym świecie, a ważne rzeczy działy się chociażby w Argentynie. Spodziewane co prawda, aczkolwiek wyczekiwane przez tamtejszych kibiców z wielką niecierpliwością – Jorge Sampaoli został zwolniony z posady selekcjonera drużyny narodowej. Wreszcie!
Gdyby istniał argentyński Janusz Piechociński, pewnie wczoraj napisałby na twitterze, że nagle gwałtownie wzrosła sprzedaż szampanów we wszystkich tamtejszych większych miastach. Ludzie byli bowiem wściekli na El Loquito, który ich kadrą dowodził jakby naprawdę postradał zmysły. Lista jego błędów była naprawdę długa, nie będziemy więc wymieniać poszczególnych win szkoleniowca, możecie przeczytać o nich tutaj (klik).
Nie spodziewaliśmy się jednak, iż AFA zadziała tak zdecydowanie, ponieważ od jakiegoś czasu w sprawie trenera trwał impas. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I w sumie to sama federacja wpakowała się w maliny, wpisując w kontrakt z Jorge gigantyczne należne mu odszkodowanie, które musiała mu wypłacić w przypadku zwolnienia. Było zatem tak, że jednocześnie działacze pragnęli wyrzucić selekcjonera na zbity pysk, ale wahali się mocno co do tego ruchu, ponieważ związek wciąż ma się kiepsko pod względem finansowym. Co prawda sejf nie jest już kompletnie pusty jak tuż po śmierci Julio Grondony, aczkolwiek nie można ryzykować kolejnego bankructwa. Zwłaszcza, że w pewnej chwili mówiło się nawet o kwocie 20 milionów dolarów!
Na razie nie wiadomo ile dokładnie odprawy przyjął Sampaoli, ponieważ nie uwzględniono tej kwestii w oficjalnym komunikacie – co może sugerować właśnie horrendalną sumkę – ani nie dotarły do tego media. Wyobraźcie sobie jednak jak groteskowo musiały wyglądać rozmowy pomiędzy obiema stronami. Bo to nie tak, że nie było w tym wszystkim dialogu. Wręcz przeciwnie!
A więc zaczynamy…
Prezydent Tapia jest już po pierwszej rozmowie z Sampaolim i poprosił go, by podał się do dymisji.
Skoro go tylko poprosił, to równie dobrze Sampaoli mógł mu powiedzieć, że “jestem tylko asystentem, to pytanie proszę kierować do Messiego i Mascherano”.
— Michał Borowy (@MiBorowy) 1 lipca 2018
Inna sprawa, że AFA tak naprawdę nie miała wyboru. Musiała pozbyć się El Loquito, ponieważ w kraju zaczęło dochodzić do kuriozalnych sytuacji. Jakiś czas temu bowiem szkoleniowcowi dołożono… dodatkowe obowiązki w postaci prowadzenia zespołu U-20, który miał się przygotowywać na towarzyski turniej w Hiszpanii. Przeciwko takiemu rozwiązaniu zbuntowały się jednak lokalne kluby, które po prostu nie chciały zgodzić się, by puszczać utalentowaną młodzież „na kolonie u Jorge”. Federacja uciekała się do różnych dziwnych ruchów, zagroziła nawet, iż zawiesi wszystkie krajowe rozgrywki juniorskie, jeśli kluby nie zmienią podejścia, aczkolwiek ostatecznie to ona uległa presji vox populi.
Swoją drogą to wręcz niesamowite jak bardzo stoczył się Sampaoli w stosunkowo krótkim czasie. Po sukcesie z reprezentacją Chile, jakim było wygranie Copa America w 2015 roku, a także wykręceniu najlepszego dorobku punktowego w historii Sevilli uważano go za zbawcę dla ekipy Albicelestes. Naprawdę były ku temu argument, wszak drużyny Sampaolego grały piłkę nie tylko futbol efektowny, lecz także efektywny. Zawsze miewał on sporo pomysłów, potrafił wycisnąć z poszczególnych zawodników więcej niż mogłoby się wydawać. Generalnie inspirował.
A teraz? Rok wystarczył, aby El Loquito zburzył swój pomnik, który jednak nie był trwalszy niż ze spiżu. Miotał się w swoich decyzjach przez co stracił zaufanie kibiców, a tym bardziej piłkarzy. Wciskał kit wszystkim dookoła o poszukiwaniach nowych rozwiązań. W końcu dał zawodnikom wejść sobie na głowę, zaczęli oni mieć gigantyczny wpływ na kwestie takie jak to, kto ma zagrać w następnym spotkaniu i gdzie. Na dobre stał się postacią karykaturalną, kiedy pytał Messiego co ma zrobić – czy powinien wpuścić Aguero na boisko? Na koniec zaś dodatkowo wkurwił też cały kraj, ze względu na swoje podejście do kwestii opuszczenia stołka. Kiedy bowiem odchodził z Sevilli opowiadał o wielkim patriotyzmie, miłości do ojczyzny i wielu innych równie górnolotnych wartościach, którymi rzekomo się kierował. Tymczasem na koniec jego fatalnej kadencji okazało się, że faktycznie, Jorge może i kocha, ale co najwyżej pieniądze z odszkodowania, z których nie zamierzał łatwo rezygnować. To właściwie przekreśliło go w oczach rodaków.
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, iż Sampaoli pozostawia za sobą zgliszcza. Drużyna jest w rozsypce. Wciąż trawią ją te same problemy co kilka miesięcy, a nawet lat temu. Na boisku nadal praktycznie wszystko zależy od Messiego. – Skąd jednak niby mamy wiedzieć jak naprawić nasz futbol, jeśli nawet nie mam pojęcia jak wykorzystać Leo? – pytał retorycznie Jorge Valdano. Dodatkowo za chwilę może się okazać, iż połowa zespołu odejdzie na reprezentacyjną emeryturę, a wybitnych następców, nawet dla tych, którzy ostatnio regularnie zawodzili, po prostu nie widać. Do tego moglibyśmy dołożyć jeszcze wieczne problemy organizacyjno-finansowo-logistyczne w samym związku, które wpływają na komfort pracy selekcjonera.
Otrzymujemy więc obraz posady, którą strach brać. No bo myślicie, że dlaczego właściwie Diego Simeone oraz Mauricio Pochettino kategorycznie mówią, iż nie chcą przejmować Albicelestes? Zbyt mądrzy są, aby świadomie wchodzić w takie bagno, by babrać się w błocie, z którego potem musieliby się skrobać przez kilka ładnych lat. Po co narażać własną reputację, skoro ryzyko poniesienia klęski jest ogromne?
Współczujemy zatem potencjalnemu następcy Sampaolego. Postawić piękny dom, mając do dyspozycji głównie porozrzucany gruz – to sztuka! Tylko czy szkoleniowiec nie będący w trenerskim topie światowym – a mówi się o Ricardo Garece (Peru) i jeszcze częściej Jose Pekermanie (Kolumbia) – poradzi sobie z tym zadaniem? Wybaczcie, ale jesteśmy sceptyczni wobec wszystkiego, co w najbliższym czasie będzie się działo wokół argentyńskiej reprezentacji.
Fot. NewsPix