Są finały, które przechodzą do legendy, takie, które wspomina się latami. Są też takie, które się po prostu odbyły i w zasadzie od razu wiadomo, że nikt o nich nie będzie pamiętał. Cóż, dziś na Wimbledonie odbył się pojedynek z tej drugiej kategorii. Novak Djoković uporał się z Kevinem Andresonem na tyle szybko, żeby zdążyć na prawie cały dzisiejszy dobry finał.
Novak Djoković jest notowany kilka miejsc niżej od Kevina Andersona, ale był zdecydowanym faworytem finałyu Wimbledonu. Serb wcześniej już trzy razy już triumfował na kortach przy Church Road, zaś dla jego rywala z RPA był to debiut w meczu o londyński tytuł. Debiut, na który ekstremalnie ciężko zapracował. W ćwierćfinale sensacyjnie pokonał po epickim, pięciosetowym boju Rogera Federera. W półfinale mierzył się z Johnem Isnerem i także potrzebował pięciu partii, by zapewnić sobie wygraną. Ba, jego starcie z Amerykaninem było najdłuższym półfinałem w ponad stuletniej historii turnieju.
Djoković w półfinale stoczył wyniszczający bój z Rafą Nadalem. Co więcej, mecz został przerwany przy stanie 2:1 dla Serba w piątek wieczorem i musiał być dokończony w sobotę. To sprawiło, że gracz z Afryki miał znacznie więcej czasu na jakże potrzebny odpoczynek. W dzisiejszym finale zupełnie jednak nie było tego widać. Anderson gładko przegrał dwa pierwsze sety, w trzecim miał piłkę setową, ale Djoković zdołał się wybronić i doprowadzić do stanu 6:6. W poprzednich meczach tie-breaki były mocną stroną tenisisty z RPA. Nie tym razem. Serb dość łatwo rozstrzygnął tenisową dogrywkę na swoją korzyść, zapewniając sobie 4. triumf na Wimbledonie.
Dla Djokovicia to 13. zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym. Rutynka i zwyczajny dzień w robocie? Nic z tych rzeczy. Dzisiejsza wygrana ma dla Serba gigantyczne znaczenie i wyjątkowy smak. Serb w ostatnich latach zmagał się z poważnymi problemami. Leczył kontuzję, zwalniał kolejnych trenerów, leciał w rankingu. W Wimbledonie był rozstawiony dopiero z numerem 12 (Andreson z ósemką). Ostatni turniej wygrał ponad rok temu.
To nie wszystko. Byłemu liderowi rankingu nie wiodło się na korcie, ale to nie był koniec problemów. Kiedy rok temu odpadł z Wimbledonu w trzeciej rundzie, tłumaczył to problemami osobistymi. Mówiło się o kryzysie w małżeństwie. Weszło to nie Plotek, więc nie będziemy zaglądać “Nole” do sypialni. Wygląda jednak na to, że teraz wszystko wreszcie jest tak, jak być powinno. Kilka miesięcy temu żona Jelena urodziła mu córkę Tarę. Niedługo czwarte urodziny będzie obchodził ich starszy syn. Dziś po raz pierwszy Stefan Djoković na żywo oglądał triumf ojca.
– Miałem wiele momentów zwątpienia, nie wiedziałem, czy uda mi się wrócić do rywalizacji na takim poziomie, jak wcześniej. Ale prawdę mówiąc, nie ma lepszego miejsca na powrót niż Wimbledon: to święte miejsce dla świata tenisa – mówił, odbierając dziś puchar. Wygrana na londyńskiej trawie pozwoli mu awansować na 10. miejsce. Pokonany dziś Anderson także awansuje – na najwyższą w karierze piątą pozycję. Wiele wskazuje na to, że niedługo panowie zamienią się miejscami, a Djoković dołączy do na szczycie rankingu do innych dwóch innych starych mistrzów – Nadala i Federera.
foto: newspix.pl