Jeśli zastosować nomenklaturę polityczną, to Puchar Polski wstał z kolan. Udało się PZPN-owi odzyskać jego prestiż, finały turnieju można oglądać bez wstydu, bo dym z grilla na stadionie z dwoma tysiącami krzesełek nie szczypie widzów w oczy. Natomiast Superpuchar… No, tu już jest inna historia, dużo smutniejsza, gdyż wciąż są to rozgrywki szanowane równie mocno, jak naganiaczki do klubów ze striptizem. Potrzebne jak łysemu grzebień, prestiżowe jak wygrana w Fifę ze śpiącym trzylatkiem. No, ale skoro wciąż jest to trofeum do gabloty, oczekujemy, że Legia z Arką pokażą dzisiaj choćby minimum zaangażowania i obejrzymy przyzwoite widowisko.
O, choćby takie jak rok temu, zresztą z udziałem tych samych zespołów. Wówczas nie przysypialiśmy, bo działo się całkiem sporo – niespodziewanie na prowadzenie wyszła Arka, potem warszawianie szybko straty odrobili, ale nie udawało im się zadać drugiego ciosu. Doszło do karnych, gdzie górą byli goście: jedenastki źle uderzali Moulin z Kopczyńskim, Arka wszystkie swoje próby zamieniła na bramkę i zabrała talerz nad morze. Wszystko to wpisało się w historię Legii idealnie, bo ta z Superpucharem jest parą kompletnie niedobraną. Przypomnijmy:
– w 2011 roku Legia zdobyła Puchar Polski, ale starcie z mistrzem kraju – Wisłą – odwołano
– w 2012 roku Legia przegrała SP ze Śląskiem
– w kolejnym sezonie Wojskowi zdobyli dublet, ale meczu o SP znów nie było
– następnie Legia została mistrzem, ale na starcie o Superpuchar Berg wystawił rezerwy i skorzystał z tego Zawisza
– w 2015 roku przegrana z Lechem
– w 2016 roku znów górą był Lech
Nietrudno odnieść wrażenie, że owo trofeum mógłby ktoś zostawić nocą w gablocie stołecznych, a rankiem i tak by gdzieś tajemniczo zniknęło. Czy Dean Klafurić, który przecież jeszcze jako trener Legii nigdy nie przegrał, przestawi tę wajchę? Z pewnością spróbuje, ale jeśli przyłożyć ucho tu i tam, to i on nie będzie umierał za Superpuchar. Skład Legii zostanie wymieszany – obok podstawowych zawodników mają zagrać także ci mniej grający, jak Kulenović, Radović albo Cierzniak.
Arka natomiast odpowie już pierwszym garniturem, bo dla niej każde trofeum jest na wagę złota – trudno przecież wierzyć, że co roku gdynianie będą bili się w maju na Stadionie Narodowym o Puchar Polski, a potem grać o Superpuchar. Tylko że forma gdynian to też duża niewiadoma, w składzie doszło do sporych roszad, skoro odszedł lider pomocy (Szwoch) i lider obrony (Marcjanik). Do tego pożegnano Piesia, Sobieraja, Łukasiewicza, Pilarza i przede wszystkim trenera Ojrzyńskiego. Ciekawe, jak poukładał to wszystko nowy szkoleniowiec, Zbigniew Smółka. Klocki, zdaje się, dostał dobre, bo Cvijanović, Aankour czy Kolew to piłkarze na polskim podwórku solidni, ale też wiadomo, że każda konstrukcja potrzebuje czasu.
Cóż, jesteśmy przyzwyczajeni, że Superpuchar to w dużej mierze masa znaków zapytania. Postarajcie się panowie tylko o to, byśmy w relacjach nie musieli używać wielokropków na znak zażenowania poziomem.
20:00: Legia Warszawa – Arka Gdynia
Fot. FotoPyk