– Niektórzy sądzą, że piłka nożna to sprawa życia i śmierci. Nie mogę jednak zgodzić się z tą opinią. Jestem bowiem przekonany, że to coś o wiele bardziej poważnego – ironizował niegdyś Bill Shankly. Słowa szkockiego trenera idealnie odzwierciedlają mentalność kolumbijskich fanów, którzy futbol postrzegają śmiertelnie poważnie. W 1994 roku przekonał się o tym Andres Escobar, ale niektórych Kolumbijczyków niczego to nie nauczyło. Na portalach społecznościowych fanatycy grożą śmiercią Carlosowi Sánchezowi, który zobaczył czerwoną kartkę w meczu z Japonią.
Co czuje piłkarz po zdobyciu bramki samobójczej na mundialu? Zapewne złość, rozgoryczenie i frustrację, bo przecież nie ma ważniejszych spotkań niż te, które rozgrywane są na mistrzostwach świata.
Co czuje Kolumbijczyk po strzeleniu gola samobójczego na mundialu? Przede wszystkim strach, a dopiero później złość i rozgoryczenie.
Oczywiście Carlos Sanchez nie skierował piłki do własnej bramki, ale bardzo mocno przyczynił się do porażki Kolumbii w pierwszym meczu z Japonią. Piłkarz Fiorentiny już na początku spotkania zagrał w polu karnym ręką, za co sędzia podyktował rzut karny dla Azjatów, a także pokazał czerwoną kartkę 32-latkowi. Chwilę później Shinji Kagawa pokonał Davida Ospinę z 11 metrów. Czyli efekt był praktycznie taki sam. Jasne, zachowanie Sancheza było bardzo głupie, ale żeby od razu grozić mu śmiercią? To się przecież w głowie nie mieści… W sieci pojawiło się mnóstwo gróźb w kierunku piłkarza, które trzeba traktować poważnie, by nie powtórzyła się historia z 1994 roku. Wówczas na jednej z ulic Medellin zamordowany został Andres Escobar.
Kolumbijczyk kilka dni po powrocie z mundialu udał się do klubu wraz z przyjaciółmi. Po opuszczeniu lokalu Andresa otoczyło kilku mężczyzn, a jeden z nich wyciągnął broń i strzelił do niego sześć razy. Ranny Escobar został przewieziony do szpitala, ale już nic nie dało się zrobić. Niecałą godzinę później zmarł. Poniósł najdroższą cenę życia, bo strzelił do własnej bramki w meczu z USA.
Generalnie w trakcie tamtego mundialu nie tylko Escobar dostawał pogróżki po bramce samobójczej, ale wszyscy reprezentanci Kolumbii. Więcej o tamtych wydarzeniach opowiedział nam Faustino Asprilla. Zerknijcie na fragment wywiadu (całość):
Jak wyglądały te groźby?
Były skierowane w stronę konkretnych osób. Najbardziej zastraszani byli Gabriel Gomez i trener Francisco Maturana, ale działało to negatywnie na cała drużynę. Nikt nie myślał o boisku. Trener nie był w stanie nawet rozpracować taktycznie przeciwników, a przed samym meczem zamiast odprawy kazał nam wyjść z hotelu i zadzwonić do swoich rodzin. Co chwile sprawdzaliśmy, czy bliskim nic się nie stało i czy wciąż są pod opieka policji. Telefony przed meczem dały nam dużo i mogliśmy względnie spokojni przystąpić do spotkania z USA, chociaż o piłce wciąż nikt nie myślał – cały czas w głowie mieliśmy bezpieczeństwo rodzin, które pozostały w Kolumbii.
Ostatecznie trener Maturana musiał zrezygnować z wystawienia Garbiela Gomeza, usłyszawszy, że jeśli tylko ten znajdzie się na boisku, cała drużyna zostanie zabita.
To prawda. Gabriel Gomez, ale i również jego starszy brat, który był wówczas asystentem Maturany, byli mocno związani z Medellin, a to nie podobało się prawdopodobnie ludziom z kartelu Cali. Gabriel zagrał w pierwszym meczu, ale w następnych już na murawie się nie pojawił i wierzcie mi, nie było to podyktowane względami sportowymi. Trener się po prostu bał.
Mówiło się o tym, że kartel z Cali postawił ogromne pieniądze na wygraną Kolumbii na mundialu i stąd wzięły się te pogróżki.
Oficjalnie kartel z Cali nam nie groził, ale ludzie utożsamiający się z tym miastem już tak. Pogróżki płynęły jednak z naprawdę wielu, wielu stron. Co mogliśmy zrobić? Tylko o nich nie myśleć. Ale to nie jest takie łatwe.
Turniej życiem przypłacił świetny piłkarz, Andres Escobar, który w meczu USA strzelił bramkę samobójczą. Ludzie związani z mafią stwierdzili, że za takie zachowanie należy się odwet.
Andres był świetnym piłkarzem i jeszcze lepszym człowiekiem. Nigdy, zarówno na boisku, jak i w życiu prywatnym, nie miał wrogów. Nie dyskutował bez potrzeby, jako piłkarz robił swoje i był podporą defensywy. Zamordowano go kilka dni po mundialu, gdy każdy z nas był już ze swoją rodziną. Każdy przeżył to na swój sposób. Straszna wiadomość. Ten dzień zapamiętam na zawsze. Po turnieju wciąż dochodziły do nas pogróżki, ale sytuacja się uspokoiła i nikt nie zakładał, że ktokolwiek posunie się aż do morderstwa. W kraju znali nas wszyscy i czuliśmy się bezpiecznie, ale jak widać było to mylne wyobrażenie. Po mundialu nie bałem się wychodzić z domu, ale większość czasu i tak spędzałem w swoim domku letniskowym. Może to i dobrze. Taki klimat Kolumbii, zresztą, nawet ostatnio pewien kolumbijski gangster groził mi śmiercią na mojej prywatnej posesji. Dostałem ochronę i dopóki policja go nie schwytała, musiałem zniknąć z normalnego życia i się schować.
***
– Jeśli Andres Escobar został zastrzelony za samobója, to Carlos Sanchez powinien zostać zamordowany po czerwonej kartce w meczu z Japonią – cytuje “The Guardian” wpis kolumbijskiego fanatyka. Takich gróźb było niestety zdecydowanie więcej. Na szczęście organ sądowy kolumbijskiej policji wyznaczył już specjalny zespół ds. cyberprzestępczości, aby zajął się sprawą. Policja zamierza złapać i ukarać wszystkie osoby, które publicznie groziły 32-latkowi. Oby tak się stało, bo mimo wszystko futbol jest najważniejszy, ale tylko ze wszystkich rzeczy nieważnych.
Fot. NewsPix