„Urodziłem się w Niemczech, wychowałem we Frankfurcie, ale czuję się Polakiem, bo to wyniosłem z domu”

redakcja

Autor:redakcja

28 stycznia 2014, 14:48 • 10 min czytania

W sierpniu skończy 22 lata. Latem poprzedniego roku trzecioligowy Kickers Offenbach, w którym nawet nie grał regularnie, zamienił na Ruch Chorzów. Po serii kilku przeciętnych meczów, odpalił i stał się jedną z najważniejszych kart w talii Jana Kociana. Zdaniem Słowaka, jest najlepiej rokującym graczem Ruchu, zaraz obok Filipa Starzyńskiego i jesienią nie zawiódł w ani jednym meczu. Po zakończeniu rundy w głosowaniu Canal+ został wybrany szóstym obrońcą Ekstraklasy. Daniel Dziwniel w rozmowie z Weszło. Zapraszamy.

„Urodziłem się w Niemczech, wychowałem we Frankfurcie, ale czuję się Polakiem, bo to wyniosłem z domu”
Reklama

Ustaliliśmy z trenerem Kocianem, że jesteś przedstawicielem ginącego gatunku.
– Tak, dlaczego?

Nikt, no prawie nikt w tej lidze nie umie grać na lewej obronie.
– W sumie… nawet nie wiem. Tak się mówi, ale ja za wiele polskiej piłki nie oglądam. Jesienią widziałem kilka meczów, zawsze w miarę możliwości staram się obejrzeć naszego kolejnego przeciwnika, ale nie jestem tak super zorientowany, żeby móc oceniać innych. W weekend, kiedy sam gram mecze, trzeba się też trochę wyluzować. Pójść do kina, zadzwonić do rodziny, do kolegów z Niemiec. Nie jestem z tych, którzy cały wolny czas spędzają przed telewizorem. Skupiam się na sobie i cieszę się z tego, jak wyglądała ta ostatnia runda. Zdecydowałem się wyjechać z Niemiec, gdzie mieszkałem całe życie i na pewno zrobiłem duży krok w rozwoju. Nie tylko tym piłkarskim, ale takim ogólno-życiowym. Im dłużej tutaj jestem, tym większy widać progres.

Reklama

Wyprowadzka z Frankfurtu do Chorzowa musi boleć…
– Wiedziałem o tym, że jak wyjadę z Frankfurtu – gdziekolwiek, nawet do mniejszej miejscowości w Niemczech, to przez chwilę będzie mi trochę dziwnie. Może też dlatego zdecydowałem się nie mieszkać w Chorzowie. Chłopaki doradzili, żebym znalazł mieszkanie w Katowicach. Do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić, ale wiem po co to robię. Nie przyjechałem do Chorzowa, żeby spędzać czas chodząc po mieście, tylko by grać w piłkę. Tak to jest w życiu piłkarza: parę rzeczy trzeba sobie odpuścić, już właściwie od małego.

Co odpuszczałeś jako dzieciak?
– Tak jak wszyscy. Mniej czasu na znajomych, na jakieś wyjścia. Treningi trudne do pogodzenia ze szkołą…

Przyszedłeś do Ruchu z Kickers Offenbach. Która to teraz liga?
– Była trzecia, teraz już nawet czwarta.

No właśnie. A na wstępie ogłosiłeś, że nie widzisz wielkich różnic…
– Ee, nie, chyba ktoś trochę wyjął to z kontekstu. Powiedziałem raczej, że przejście do polskiego klubu z trzeciej ligi niemieckiej nie będzie wielkim szokiem, bo i tam, i tu gra się w piłkę. Tam też wszystko jest dobrze zorganizowane. Jest profesjonalna liga, w której trenuje się przez cały tydzień. Chociaż mi akurat w pierwszym roku jeszcze trochę kolidowała szkoła. Sam poziom piłkarski na pewno tutaj w Polsce mam jednak wyższy.

Kiedy musiałeś godzić trening i lekcje, częściej wybierałeśâ€¦
– Różnie. Miałem w okolicy jedną szkołę, w której spokojnie można było się zwalniać na treningi, ale ja zdecydowałem się chodzić do normalnej, w której nie wszystkich nauczycieli obchodziło, że gram w piłkę. Wybrałem ją, żeby móc zrobić maturę. W tej drugiej nie było takiej możliwości. Rodzice namawiali, ja sam nigdy nie miałem z nauką większych problemów, więc warto było tę maturę zdobyć. Wiadomo, że było trudniej. Zdarzały się takie dni, że najpierw jechałem do szkoły, później zwalniałem się na trening, wracałem do szkoły i potem jeszcze raz jechałem do klubu. Rodzice nieraz musieli mnie wszędzie wozić.

Po maturze odpuściłeś dalszą nauką?
– Robię zaoczne studia z ekonomii. W Niemczech są takie uniwersytety, na których studiuje wielu piłkarzy. Jeszcze w Offenbach, jak jeździliśmy na mecze, to ja nieraz w autokarze uczyłem się do matury, a oni czytali coś na zajęcia. Plusem jest to, że nie muszę na nie przyjeżdżać, wszystko robi się przez internet, materiały przysyłają do domu. Pracuję nad tym w wolnym czasie i podchodzę do egzaminu, kiedy czuję, że jestem gotowy.

Interesuje cię to czy to taki plan B, na wszelki wypadek?
– Kiedyś zadałem sobie pytanie, co bym robił, gdybym nie grał w piłkę i… w sumie nie wiedziałem. Sprawdziłem kierunki, które da się pogodzić z klubem, bo wiadomo, że takie jak medycyna są zbyt czasochłonne i wymagające. Nie dałoby rady tego połączyć. A ekonomia czy polityka zawsze mnie trochę interesowały. Czasem trzeba zrobić coś dla głowy, żeby mózg też popracował, a nie tylko nogi.

Wracając do piłki: ustaliliśmy, że Kickers Offenbach to dziś tylko czwarta liga, ale nie powiedzieliśmy o jednej ważnej rzeczy: że w ostatnich sezonach więcej grałeś tam w rezerwach niż w pierwszej drużynie.
– To też wynikało z tego, że chodziłem do szkoły. Kiedy nie pojawiałem się na czwartkowym czy piątkowym treningu, musiałem iść do rezerw. Tak wyglądało to mniej więcej przez półtora roku. Ogólnie, atmosfera nie była zbyt wesoła. Trener nie mógł się upierać, że jakiś piłkarz będzie u niego grał bez względu na to czy trenuje.

Arie van Lent, dobrze znany z Bundesligi.
– Trenowaliśmy na wysokim poziomie, więc nie było najgorzej. Ale dopiero pod koniec drugiego roku grałem więcej. Kickers Offenbach to klub z dużymi tradycjami, kiedyś odnosił sukcesy. Nawet teraz, jak został zdegradowany do czwartej ligi przez problemy finansowe, na mecze dalej przychodzi po 5 – 6 tysięcy ludzi. Jeszcze niedawno mieliśmy średnią na poziomie 8 tysięcy widzów. Stadion też jest dobry. Ogólnie, ta trzecia liga w Niemczech jest dość fajna. Mieszają się młodzi, zdolni zawodnicy z takimi, którzy mają już jakąś przeszłość, nawet w pierwszej Bundeslidze. U nas grał na przykład Marc Stein, który wcześniej był w Herthcie Berlin. W Hamburgu grałem też z Hakanem Calhanoglu, który później trafił do HSV. Fajna liga, żeby się rozwinąć.

Nie jesteś trochę zaskoczony tym jak płynnie przeskoczyłeś z niej do Ekstraklasy?
– Szczerze, tego się spodziewałem. Nie przychodziłem z założeniem, że będzie ciężko, tylko, że musi być dobrze. Byłem świadomy, że będę musiał mocno popracować, słuchać rad trenerów, ale liczyłem, że się uda. Na początku miałem o tyle łatwiej, że kilku chłopaków – Jankowskiego, Starzyńskiego – znałem z kadry. Z nimi grałem jeszcze u Stefana Majewskiego. Dobrze było mieć z kim pogadać, kiedy na początku nikogo się nie znało. Drużyna zresztą też fajnie mnie przyjęła. Dopytywali jak to było w Niemczech, więc tematów nie brakowało.

Wyjechałeś pół roku przed końcem kontraktu. Co by było, gdyby…
– Gdybym nie trafił do Ekstraklasy? Już od poprzedniego menedżera mieliśmy przecieki, że w klubie może być niedobrze. Ł»e skończy się pewnie na spadku do czwartej ligi, więc i tak bym nie został. Nie wiązałem już z Kickers Offenbach wielkiej planów. Nawet gdybyśmy zostali w trzeciej lidze, raczej chciałbym odejść, bo zacząłem grać w polskiej kadrze U-21 i w klubie też chciałem już zrobić krok do przodu.

Próbowałeś już pół roku przed tym jak trafiłeś do Ruchem.
– Coś tam pisało się o zainteresowaniu Widzewa. Było też kilka innych tematów, ale one zawsze szybko wygasały, bo Kickers nie chciał, żebym wtedy odszedł i żądał za mnie dużo pieniędzy – 150 czy 200 tysięcy euro.

Nie dziwi cię trochę, że już niektórzy mówią o tobie w kontekście reprezentacji? Bogusław Kaczmarek nie tak dawno stwierdził, że Dziwniel może załatwić problem na lewej obronie, na lata.
– Spokojnie, nie napalam się. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie.

Pełna zgoda. Mimo wszystko, pewnie liczyłeś na powołanie do Emiratów? Szczerze.
– Nawet nie miałem jak sprawdzić, kto został powołany, bo akurat wracałem do rodziny w Niemczech. Spodziewałem się, że nie pojadę, bo gdyby takie powołanie miało przyjść, to pewnie ktoś wcześniej by do mnie zadzwonił, a nic takiego się nie stało. Nie byłem rozczarowany. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem w ostatnich miesiącach w klubie i że zacząłem grać regularnie w młodzieżówce.

Majewski, który po raz pierwszy cię powołał, mówi, że jak na obrońcę jesteśâ€¦ trochę za niski.
– Wysoki nie jestem, ale bez przesady. Gram na takiej pozycji, na której wielu zawodników mojego wzrostu jest piłkarzami światowej klasy. Śledzę i oglądam. Taki David Alaba, praktycznie mojego wzrostu. Kiedyś Roberto Carlos. Są inne pozycje w obronie, na których wzrost jest dużo ważniejszy niż na lewej stronie.

Potraktujmy temat reprezentacji trochę bardziej abstrakcyjnie: gdybyś miał szansę gry w kadrze Niemiec, choćby młodzieżowej, trudno byłoby się dziwić, gdybyś się na to zdecydował, prawda?
– Urodziłem się w Niemczech, wychowałem we Frankfurcie, ale czuję się Polakiem, bo to wyniosłem z domu. Moi rodzice bodajże w latach osiemdziesiątych wyprowadzili się do Niemiec. W domu jednak zawsze mówiliśmy po polsku, chodziliśmy do kościoła, mieliśmy polskich znajomych. Na każde święta jeździliśmy do Elbląga. Choć wiadomo, że z Niemcami mam wiele wspólnego. Spędziłem tam dzieciństwo i nieraz będzie mnie tam ciągnęło. Siostra w tym roku zdaje niemiecką maturę, mam tam wielu kolegów z czasów szkolnych. Jak miałem 14 – 15 lat, jeździłem nawet na różne wojewódzkie konsultacje kadry. W U-15 byłem też na zgrupowaniu reprezentacji całego kraju, ale nie zagrałem w żadnym meczu.

Później odezwał się Maciej Chorążyk?
– Zacząłem dostawać zaproszenia na spotkania dla młodych zawodników z polskimi korzeniami, które prowadził w Kolonii. Często jeździliśmy tam z rodzicami. To były takie luźne rozmowy, zawsze jakiś poczęstunek. Raz przyjechał Jerzy Engel, podawali przykłady innych zawodników w podobnej sytuacji. Fajna sprawa.

Twoja mama była kiedyś łyżwiarką szybką.
– Reprezentantką Polski. Później wyjechała z tatą do Niemiec. Miała już jakąś inną pracę, skończyła szkołę i teraz opiekuje się dziećmi w przedszkolu. Mnie akurat do łyżew nigdy nie ciągnęło. Byłem może dwa, trzy razy, pojeździłem i na tym się skończyło. Rodzice też nigdy nie naciskali, żebym próbował na poważnie. Zanim poszedłem do szkoły, trenowałem pływanie i karate, ale zwłaszcza do tego drugiego chyba się nie nadawałem. Jak tylko treningi robiły się trochę cięższe, mi się odechciało. „Mundurek” do ćwiczeń wisiał w szafie.

Teraz trener Kocian mówi, że widać u ciebie niemiecką mentalność i zapał do pracy.
– Wtedy miałem może pięć lat, szybko traciłem zapał. Wystarczyło jakieś rozciąganie, na którym coś mnie zabolało i dawałem sobie spokój. Dopiero później w piłce nauczyłem się trenować na sto procent i łatwo mi to dziś przychodzi, bo ta gra mnie cieszy. Zwłaszcza, że u trenera Kociana ćwiczymy tak jak w Niemczech.

W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego powiedziałeś, że kiedy dostałeś powołanie do polskiej młodzieżówki, wiele osób ci gratulowało, ale nie brakowało takich, u których wyczułeś zazdrość.
– Nie wiem jak to dokładnie określić. Trenerzy byli zadowoleni, cieszyli się jak wyjeżdżałem, ale byli tacy, którym pewnie nie pasowało, że ja mam tę możliwość zagrać jakiś międzynarodowy mecz, a oni jej nie mają.

W klubie czy bardziej w szkole?
– W klubie. W szkole mieliśmy mieszankę wielu narodowości. Miałem kolegów z Grecji, z Włoch, z Polski. Jak czasem oglądaliśmy jakieś mecze, każdy kibicował swoim. Na WF nieraz przychodziliśmy w koszulkach swoich krajów albo ulubionych klubów. Ja przeważnie Bayernu albo reprezentacji Polski. Raz z kolegą z Rybnika przyszliśmy nawet w takich w dniu meczu Polska – Niemcy. Następnego dnia inni trochę się ponabijali.

Marcin Dorna ponoć doradzał ci przenosiny do Polski.
– Radził mi, żebym zrobił krok do przodu. Niekoniecznie, żeby trafić do Ekstraklasy, tylko żeby nie siedzieć dłużej w trzeciej czy czwartej lidze w Niemczech. Rozmawialiśmy o tym. Nie ukrywał, że w Polsce będzie miał mnie bardziej na widoku i na bieżąco śledził moją sytuację. Wiadomo, że w tym momencie, w którym się znajdowałem, nie miałem żadnej szansy trafić do pierwszej Bundesligi. Do drugiej nawet była możliwość, ale miałem jakieś przeczucie, że jak pójdę do Ruchu, to najbardziej na tym skorzystam.

Wiele zmieniło się w Chorzowie po przyjściu Jana Kociana?
– Każdy pracuje nad sobą, o tych parę procent daje z siebie więcej. Trener zawsze nam powtarza, że do każdego treningu trzeba podejść tak, żeby wyciągnąć z niego coś dla siebie, żeby wyjść z niego lepszym. Do tego dobrze poukładał zespół, dopasował styl gry. Fajnie się w nim czuję i będę się starał robić kolejne kroki naprzód.

Może Eintracht, FSV Frankfurt? Kiedyś, w przyszłości. Znowu bliżej domu.
– Na razie skończmy na tym „może”.

Rozmawiał PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama