Semir Stilić spędził półtora roku poza Polską. Jego forma sportowa wciąż pozostaje wielką niewiadomą, natomiast jedno możemy stwierdzić na pewno – ani trochę nie zmądrzał. Można powiedzieć, że przywitał się z polskimi kibicami tak samo, jak się pożegnał – głupio i żałośnie. Z pewnością pamiętacie piosenkę, jaką zaintonował podczas fety w Poznaniu oraz późniejsze tłumaczenia, że nie wiedział co znaczy słowo „kurwa”. Dziś dla odmiany, w wywiadzie dla Gazety Krakowskiej, wymienia dobrą znajomość języka wśród argumentów przemawiających za powrotem do Polski. Ciekawe, że Stiliciowi udało się zgłębić tajniki naszej ojczystej mowy dopiero poza granicami kraju. To jednak nie koniec ciekawostek, którymi sympatyczny Bośniak podzielił się z GK. Nieudany epizod w Turcji wytłumaczył następująco:
W Turcji na początku wszystko wyglądało dobrze. Grałem, strzelałem bramki, miałem asysty. Drużyna miała jednak słabe wyniki, więc zmieniono trenera. Wcześniej słyszałem, że w Turcji już tak jest, że jak przychodzi nowy trener, to sprowadza swoich zawodników, odstawiając kilku z tych, którzy już w danym klubie są. Ja trenowałem, dawałem z siebie wszystko, ale zostałem odstawiony.
Średnio zorientowany czytelnik mógłby pomyśleć, że Gaziantepspor po zmianie trenera sprowadził dziesięciu zawodników, w tym przynajmniej trzech na pozycję Stilicia. Prawda wygląda jednak troszeczkę inaczej – turecki klub zatrudnił Sergena Yalcina dopiero 19 listopada, a wtedy okienko transferowe było już dawno zamknięte. Nowy trener musiał więc dokończyć rundę jesienną dokładnie taką samą kadrą piłkarzy, jaką w klubie zastał. Jedyne, co się w opowieści Stilicia mniej więcej się zgadza, to fakt, że został odstawiony. Przed przyjściem Yalcina zagrał w lidze 295 minut, a u nowego trenera nawet nie powąchał murawy. Można więc śmiało stwierdzić, że u obydwu szkoleniowców Stilić za bardzo sobie nie pograł. Poza tym Yalcin wcale nie przeorganizował całej jedenastki – w pierwszych swoich zawodach skorzystał z usług aż ośmiu piłkarzy, którzy grali w ostatnim meczu u poprzednika. Inni jakoś się w składzie utrzymali, tylko biedny Semir przepadł. Co więcej, na takim wyjaśnieniu Stilić swojej historyjki nie zakończył.
Przekonałem się o tym w Turcji, gdy po jednym z meczów, w którym strzeliłem trzy bramki, w następnym nie było mnie nawet w meczowej kadrze. To były dla mnie dziwne zwyczaje. Dlatego doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie i wolę pójść do innego klubu.
Stilić najwidoczniej nie spodziewał się, że komuś będzie się chciało zweryfikować jego opowieści. A przecież w takich sytuacjach Semir (i nie tylko on) zawsze może liczyć na nas. Faktycznie Bośniak ukłuł trzy razy w meczu pucharowym z drużyną czwartej ligi tureckiej, ale nie jest prawdą, że w następnym spotkaniu wypadł poza kadrę. Cztery dni później, w meczu ligowym z Karabüksporem, usiadł na ławce rezerwowych i… na ostatnie 22 minuty wszedł na boisko. Rozumiemy, że brak powołania na mecz brzmi lepiej, niż niewykorzystana szansa – ale czy to jest powód żeby publicznie kłamać? Ciekawe jak Semir wybrnie z tej sytuacji – wytłumaczy się problemami z pamięcią czy niezrozumieniem zwrotu „kadra meczowa”?
Jedźmy dalej – dziennikarz zapytał Stilicia o uciszający gest w kierunku kibiców Wisły w meczu z 2010 roku. Jak sytuację widzi Bośniak?
Pamiętam bardzo dobrze i to nie był gest w kierunku kibiców Wisły, ale w stronę całego stadionu. To był dla mnie wtedy trudny okres w Poznaniu. Wiele osób na mnie narzekało, że nie daję drużynie tyle, ile powinienem. Przed tym meczem do rzutu karnego był wyznaczony ktoś inny, ale to ja wziąłem piłkę i po tym jak wpadła do siatki, wykonałem gest w kierunku moich krytyków.
To jest po prostu urocze. Stilić w swojej radości nagle się odwrócił, podbiegł pod sektor Wisły i wykonał swój gest – po czym na jego twarzy pojawił się kpiarski uśmieszek. Apelujemy jednak do kibiców z Krakowa – nie myślcie, że to było do was. Semir uciszał cały stadion, bo miał trudny okres. Miał do tego prawo, bo wiele osób na niego narzekało. Obejrzyjcie zresztą filmik z całego zdarzenia.
Stilić w rozmowie z Gazetą Krakowską chciał sobie zapewnić miękkie lądowanie w nowym klubie. Próbował przekonać kibiców, że w Turcji nie powiodło mu się z powodów pozasportowych oraz że nigdy nie miał problemu z fanami Wisły. Niestety, jak to w życiu bywa, Bośniak osiągnął efekt zupełnie odwrotny – wyszedł na drobnego cwaniaczka, który wszystkich wokół ma za idiotów. Semirowi życzymy, żeby więcej myślał przed wywiadami. Jeśli w porę się nie opamięta, sytuacja może przybrać zaskakujący dla niego obrót – to jego wszyscy będą mieli za idiotę.