Powinniśmy ogłosić: mógł być w Legii, za moment zagra w Chelsea. Ale…

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2014, 21:14 • 2 min czytania

Wiecie, jak bardzo wdzięczne dla mediów są newsy pisane pod z góry założoną tezę: „Mógł grać w Legii/Lechu/Wiśle, zagra w Premier League”. Dziś, kiedy Chelsea porozumiała się z Bazyleą co do kwoty odstępnego za Mohameda Salaha, wszyscy stanęliśmy przed szansą, by dla 21-letniego Egipcjanina znaleźć miejsce w pierwszym szeregu panteonu piłkarzy przeoczonych przez polskie kluby. Essien, Hleb, Barrios. Wpiszcie sobie, kogo chcecie. Tyle że w tej konkretnej sytuacji najbardziej wskazany wydaje się pragmatyzm.

Powinniśmy ogłosić: mógł być w Legii, za moment zagra w Chelsea. Ale…
Reklama

Znamy kulisy tego niedoszłego transferu. Był początek sierpnia 2011 roku, a Skorża wraz z Jóźwiakiem wzajemnie przeciągali linę. Raz jeden, raz drugi. Trener kilka tygodni wcześniej po ostatnim meczu ligowym przyszedł na konferencję prasową, żeby się pożegnać, a czekała go niespodzianka – jednak, Maćku, zostaniesz z nami o rok dłużej. Z kompetencjami w kwestii ewentualnych wzmocnień bardzo specyficznymi, czyli jeśli trener kogoś chciał, mógł sobie wybrane nazwisko wpisać w Google. To wszystko. A „Beret”? Najpierw dostał na maila konkretną ofertę od menedżera Salaha, którego klient był gotów grać w Warszawie za frytki, a później jeszcze SMS-a z przypomnieniem: „transmisja MŚ U-20, mecz Egipt – Austria, dziś”.

Cóż, ówczesny dyrektor sportowy Legii akurat szukał doświadczonego w Europie rozgrywającego, więc prawdopodobnie nie odebrał (olał?) ani jednej, ani drugiej wiadomości. Na Łazienkowską sprowadził natomiast Ohayona, a jakże – bez entuzjazmu ze strony Skorży.

Reklama

Tyle tytułem wstępu, który z premedytacją przeciągnęliśmy, żeby naświetlić tamtą sytuację.

Zabawa w Lidze Europy wkraczała w moment „być albo nie być”, a to przecież nieszczególnie przychylne warunki na wychowywanie 19-latka z ostatniej drużyny egipskiej ekstraklasy. Wyciągnąć go stamtąd tylko dlatego, że z dobrej strony pokazał się na turnieju młodzieżowym? W sytuacji, gdy na każdym kroku słusznie przecież szydzono z kupowania piłkarzy na podstawie Youtube? Gdyby zaryzykowano, być może teraz Legia piłaby szampana.

Ale właśnie, gdyby…

Oczywiście, w następnych kilkudziesięciu miesiącach Salah rozwinął się lepiej niż można było przypuszczać. Pograł z powodzeniem w Lidze Mistrzów, kręcił Balem jak nieśmiałą wiejską dziewczyną, dwukrotnie trafiał przeciw Chelsea, stał się najlepszym zawodnikiem ligi szwajcarskiej. Tego nie negujemy. Tyle że w Polsce nie musiałoby być równie pięknie. Wiecie, jak brzmią nazwiska wyjściowej jedenastki reprezentacji Szwajcarii, prawda? Multi-kulti do sześcianu. Tam Salahowi bez wątpienia było łatwiej wystartować. Gdy przyjeżdżał do Europy, po angielsku znał trzy słowa. No i w Warszawie nie grałby w Lidze Mistrzów.

Być może Legia straciła perełkę, trudno się temu dziś zaprzecza. Choć nie umiemy sobie wyobrazić, że Salah byłby teraz w tym samym miejscu, gdyby wtedy zamiast do Bazylei przyleciał jednak do Warszawy.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama