Latynoska fantazja plus angielski pragmatyzm, Jay Rodriguez podbija Southampton

redakcja

Autor:redakcja

27 grudnia 2013, 16:47 • 5 min czytania

Przed sezonem wydawało się, że będzie jedynie dodatkiem do pary snajperów wyborowych, mianowicie Pablo Osvaldo oraz Rickiego Lamberta. Pierwszy został kupiony za niemałe pieniądze z Romy, drugi jest chodzącą ikoną klubu z St Mary’s Stadium. Rodriguez rozgrzewał się powoli – zeszły sezon zakończył z zaledwie sześcioma trafieniami, w tym sezonie na półmetku ma już ich osiem na koncie. Z drugoplanowego aktora niespodziewanie zamienił się w pierwszoplanową postać, z wyraźnymi zadatkami na zostanie gwiazdą w serialu „Niełatwa droga Southampton na szczyty Premier League”.
Hiszpańska krew

Latynoska fantazja plus angielski pragmatyzm, Jay Rodriguez podbija Southampton
Reklama

Jay Enrique Rodriguez – bo tak brzmi pełne nazwisko piłkarza – przyszedł na świat blisko ćwierć wieku temu w Burnley. Jego nazwisko sugeruje hiszpańskie korzenie i trop ten jest jak najbardziej prawidłowy – matka piłkarza to Angielka, ale ojciec Enrique „Kiko” Rodriguez to hiszpańska krew, próbował nawet dostać się kiedyś do Deportivo La Coruna. W 1983 roku Rodriguez senior zawitał na krótko w drużynie Burnley, a do legendy przeszła jego bramka zdobyta przewrotką w meczu rezerw przeciwko samemu Manchesterowi United. Niby nic wielkiego, ale strzelić takiego gola Gary’emu Walshowi to pamiątka na całe życie. Miłość do futbolu przeszła wraz z genami, toteż mały Jay odziedziczył po ojcu smykałkę do piłki nożnej. Wraz z talentem przekazane zostały także preferencje klubowe – ojciec i syn bezgranicznie kochali Manchester United.

Jay Rodriguez to stuprocentowy produkt miasta oraz klubu z Burnley. Tutaj się urodził, tu zbierał pierwsze futbolowe szlify – wzorem ojca dołączył do Burnley FC. W wieku 18 lat został przesunięty do pierwszego zespołu, jego błyskawiczne postępy docenił menedżer Steve Cotterill. Prawdziwą szkołę życia napastnik przeszedł jednak na wypożyczeniu w szkockim Stirling Albion FC, gdzie grając w niższych ligach, nauczył się radzić sobie z twardymi brytyjskimi łokciami oraz doskonalił sztukę znajdowania drogi do siatki rywali. Na wypożyczeniu Jay znalazł się jeszcze raz dwa lata później, kiedy Burnley oddało go na krótko do Barnsley.

Reklama

Wielki talent, wielkie oczekiwania

Kluczem do kariery okazały się jednak występy dla klubu z rodzinnego miasta, dla którego Rodriguez rozegrał w sumie 105 meczów i zdobył 31 goli. Piłkarz szybko stał się najbardziej znanym towarem eksportowym Burnley, a w szranki po jego podpis na kontrakcie stanęły Southampton oraz Cardiff. Przyczyniły się do tego znakomite mecze piłkarza rozgrywane w barwach „The Clarets”, które uczyniły Jaya łakomym kąskiem na rynku transferowym. Ostatecznie trafił na St Mary’s Stadium, a ponad 7,5 miliona funtów wylądowało na koncie klubu z Turf Moor, którego jeden z głównych działaczy ma dziwnie swojsko brzmiące nazwisko John Banaszkiewicz. Jeżeli wliczymy juniorskie czasy, Jay spędził w Burnley aż 12 długich lat.

Rodriguez przychodził w 2012 roku do Southampton z etykietką zdolnego gracza, ale dość wysoka kwota zapłacona za niego nie zwróciła się w pierwszym sezonie piłkarza w barwach „Świętych”. Anglik o hiszpańskich korzeniach strzelił zaledwie sześć bramek w 35 występach, a coraz głośniej mówiło się o tym, że – delikatnie mówiąc – klub z St Mary’s Stadium przepłacił. Małej liczbie goli strzelanych przez piłkarza nie pomagał fakt, że w barwach Southampton Rodriguez przeważnie ustawiany jest jako lewoskrzydłowy, a nie klasyczna „dziewiątka”, do której roli przywykł podczas wcześniejszych stadiów swojej kariery. Przed sezonem „Święci” zakupili skonfliktowanego z klubem oraz kibicami Romy Pablo Osvaldo i śmiało można było się spodziewać, że to akurat liczba minut przebywania Jaya na murawie najbardziej ucierpi na tym transferze.

New Kids on the Block

Mauricio Pochettino znalazł jednak zdrową proporcję w swojej linii ataku, a Rodriguez niespodziewanie odpalił najlepiej z całej trójki. Pierwsze sześć kolejek było co prawda bez gola, ale później Jay grał coraz lepiej, a po 18 seriach gier ma już na koncie osiem trafień, w większości strzelonych podczas gry na skrzydle. Piłkarzowi pomaga jednak naturalny ciąg na bramkę, którego Rodriguez nigdy nie zatracił. Coraz lepsza dyspozycja gracza nie pozostała niezauważona, a powołanie do kadry przyszło 7 listopada 2013 roku. Nie tylko Jay został doceniony – wraz z nim szansę zagrania w trykocie dumnych synów Albionu otrzymali koledzy z Southampton – Rickie Lambert oraz Adam Lallana. Rodriguez zadebiutował w kadrze przeciwko Chile 15 listopada, a premierowe minuty w reprezentacji rozegrał nie byle gdzie, bo na samym Wembley.

Wraz z rewelacyjnym początkiem sezonu w wykonaniu zespołu Mauricio Pochettino oraz powołaniami do kadry Anglii dla jego piłkarzy pojawiły się nowe pytania. Prasa w Anglii głośno zastanawia się, czy Rodriguez jest poważnym kandydatem do wyjazdu na mundial, czy jedynie jednorazowym wybrykiem selekcjonera reprezentacji Anglii. Nie jest tajemnicą, iż znacznie lepiej zaprezentowali się Adam Lallana i „angielski Piechna”, czyli Rickie Lambert. Ostatnie tygodnie to w ogóle zamieszanie wokół Lallany – głośno mówi się o tym, że na kapitana „Świętych” parol zagiął David Moyes i już w styczniu wyłoży na niego sporą sumkę.

Człowiek o dwóch twarzach

Zupełnie całym tym „hype’em” nie przejmuje się za to Rodriguez, który po prostu robi swoje, licząc na kolejne szanse w kadrze. Licznik piłkarza w reprezentacji zatrzymał się na zaledwie jednym spotkaniu, ale zawodnik z St Mary’s Stadium nie traci nadziei, oczekując na kolejne łaskawe spojrzenia Roya Hodgsona. We wczorajszej kolejce okazał się głównym Świętym Mikołajem Southampton, strzelając zgrabny dublet oraz prowadząc „Świętych” do zwycięstwa nad Cardiff (3:0). Jay Rodriguez wydaje się człowiekiem o dwóch twarzach – na murawie wychodzi jego gorący latynoski temperament, ale poza murawą jest stonowany i spokojny. Do klasyki przeszły już monotonne pomeczowe wywiady z udziałem gracza, w których najbardziej ekscytującymi momentami są te, kiedy Jay opowiada o tym, „że najważniejsze jest dobro drużyny i trzy punkty, a także walka o wyższe lokaty w tabeli”. Prawidłowa to jednak proporcja – lepiej być ekscytującym na boisku i nudnym poza nim niż odwrotnie.

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama