Wiele piszemy w tym sezonie o tym, że nikt w ekstraklasie nie chce wziąć ligi za lejce i wypruć przed rywali w wyścigu po mistrzostwo kraju. Ale podobnie można spojrzeć na walkę o utrzymanie – taka Sandecja nie wygrała meczu przez pół roku, a wciąż może się utrzymać. Tlen podają jej rywale z dołu tabeli, którzy co kolejkę zapraszają Sączersów do wyprzedzenia się w tabeli. Gdybyśmy mieli wskazać drużynę, która konsekwentnie sama siebie wikła w problemy, to wskazalibyśmy na Piasta Gliwice. Jeśli gliwiczanie polecą ostatecznie z ligi, to będą mogli sobie pogratulować tytułu frajerów sezonu.
Piast na dwie kolejki przed końcem sezonu ma jedynie punkt przewagi nad strefą spadkową. O ile w Gdańsku mogą już pewnie spać spokojnie, bo coś nie chce nam się wierzyć, że Lechia zdąży jeszcze zlecieć z ekstraklasy, o tyle w Gliwicach wciąż muszą trząść portkami. I naprawdę – doprowadzili do tego na własne życzenie, bo okazji do zapewnienia sobie utrzymania mieli już kilka, ale za każdym razem na pytanie “chcecie nerwówki w ostatnich kolejkach?” odpowiadali jak Taco Hemingway “bardzo proszę”.
Mamy wrażenie, że ta lista wtop Piasta zaczęła się nie na boisku, a ciut obok niego. Konkretnie na linii wyznaczonej przez płot odgradzający murawę od trybun. Kto wie gdzie teraz byłby zespół Waldemara Fornalika, gdyby nie to, że ich kibice postanowili zabawić się w jaskiniowców w derbowym starciu z Górnikiem Zabrze. Ale co się stało, to się nie odstanie – płot padł, paru oszołomów zrobiło sobie przebieżkę po boisku, a Piast stracił szansę na dowiezienie zwycięstwa do końca. Dziś trzy punkty z tamtego spotkania dawałyby duży komfort.
Ale w porządku, bo przecież nie od jednego spotkania zależą losy utrzymania. Mówimy tu przecież o meczu z 26. kolejki, a zatem do końca sezonu było o co grać. Trzech punktów za zwycięstwo na Górnikiem nie było, Piast został ukarany walkowerem, ale wciąż pozostawał w grze. Jednak w kolejnych starciach regularnie oddawał rywalom punkty. I tym razem nie przez grupkę bandziorów z trybun, a przez własną postawę na boisku.
Lećmy po kolei:
– 29. kolejka, Piast gra na wyjeździe z Wisłą Płock. Goście mają szansę na wywiezienie z trudnego terenu cennego remisu, wszystko zmierza ku temu, że ekipa Fornalika wróci do domu z punktem. Ale w 87. minucie gola strzela im Alan Uryga. Tak, tak, ten sam, który wcześniej przez sto meczów nie potrafił w ekstraklasie pokonać bramkarza. Piast pozwala się gonić, bo w tej samej kolejce Termalica pokonuje Cracovię, a Sandecja remisuje z Górnikiem.
– 30. kolejka, kluczowy mecz dla układu grupy spadkowej, Piast podejmuje Bruk-Bet. Już po kwadransie gry gospodarze za sprawą Jakuba Czerwińskiego wychodzą na prowadzenie. Gliwiczanie w tej chwili odskakują zespołom z czerwonej strefy, łapią trochę oddechu. Ale zespół Fornalika zaczął się cofać coraz głębiej i głębiej, co skończyło się golem Gutkovskisa w doliczonym czasie gry. Golem ze spalonego, to fakt, ale gdyby Piast nie oddał inicjatywy, w ogóle nie naraziłby się na tę kontrowersję. Zamiast trzech punktów był jeden. Zamiast uciekania od strefy spadkowej było zachowanie statusu quo.
– 34. kolejka i znów Piast w ostatnich minutach meczu oddaje punkty, tym razem Sandecji. Gliwiczanie mieli w garści jedno oczko, ale skończyło się na zerze, gdy Wojciech Trochim chwilę przed końcem spotkania wcisnął gola na 2:1. Sączersi dali sygnał, że ich spadek nie jest jeszcze przesądzony.
– 35. kolejka, kolejne spotkanie cholernie istotne dla układu dolnej czwórki. Do Gliwic przyjechała Lechia i długo szło jej po grudzie. Nie to, żeby Piast prowadził jakoś wyraźnie grę, ale gdańszczanie właściwie nie zagrozili jego bramce. Gapiostwo Marcina Pietrowskiego wykorzystał Michał Nalepa, a po jego trafieniu Lechia się przebudziła i w drugiej połowie strzeliła drugiego gola. Piast właściwie sam doprowadził do tego, że w tym meczu nie ugrał choćby punktu, bo rywale byli w ich zasięgu.
Podliczmy – trzy punkty za Górnika, punkt w Płocku, punkt z Bruk-Betem, dwa punkty więcej za starcie z Sandecją, punkt za spieprzone spotkanie przeciwko Lechii. Łącznie daje nam to osiem punktów oddanych w ostatnich dziesięciu kolejkach. Osiem punktów, które sprawiłyby, że dziś w Gliwicach planowaliby spokojne urlopy, a nie obgryzali paznokci przed dwoma ostatnimi meczami.
Jasne, wciąż wszystko w nogach gliwiczan. Szczególnie w kontekście ostatniej kolejki, gdy na Górny Śląsk przyjedzie Termalica. Niemniej Piast sam wplątał się w kłopoty, które mogą drogo go kosztować. I nawet jeśli w przekroju całego sezonu oglądało ich się ciut przyjemniej niż Termalicę czy Sandecję, to jednak wcale nie będziemy zszokowani ich spadkiem. Bo sorry, Winnetou, ale jeśli wypuszczasz tyle punktów i to w tak frajerski sposób, to nie dziw się, że grunt leci ci spod stóp.
fot. 400mm.pl/Jakub Gruca