Podbeskidzie po raz trzeci z rzędu otwiera ligową kolejkę i choć jest to jedynie symboliczne, to tej symbolice wcale nie odbieralibyśmy znaczenia. Ktoś dochodzi do prostego wniosku: najnudniejszych damy na początek, to przynajmniej będzie z głowy. Problem jednak w tym, że taki mecz, jak ten właśnie dzisiejszy podopiecznych trenera Michniewicza z Piastem Gliwice, to jedyna (!) propozycja Ekstraklasy na piątkowy wieczór. Trzeba będzie zacisnąć zęby.
Nie chcemy już na dzień dobry was zniechęcać, nie chcemy przesądzać, że to będzie istna tragedia (może nie będzie?!), ale ciężko o optymizm. W tym sezonie żadnego wrażenia nie robi na nas ani gra Piasta, ani Podbeskidzia. Ci pierwsi to jeszcze wygrali trzy spotkania, ci drudzy – jedno, i to w dodatku po golu samobójczym, jedynym w meczu. Nic dziwnego, skoro strzelać goli nie ma kto. – Coś nas łączy – mówi Marcin Brosz. Łączy to, że nikt z tej dwójki nie ma w swoich szeregach napastnika, jakiego przecież jeszcze niedawno miał. A z tego, co sobie przypominamy, to przede wszystkim w Gliwicach się odgrażali, że odejście Robaka to żaden problem, że za chwilę coś się wymyśli. Prezes Kołodziejczyk wymienił wtedy nazwisko Wojciecha Kędziory, on właśnie po długiej kontuzji powraca do kadry meczowej.

Nasłuchujemy wieści z Gliwic i po tym, co Piast zaprezentował w starciu z Lechem, zaczęło być trochę nerwowo. Kołodziejczyk przekonuje, że takie porażki trzeba koniecznie omówić. Brosz przypomina, żeby nie oczekiwać zwycięstw, skoro oddaje się jeden celny strzał na bramkę. Damian Zbozień twierdzi stanowczo, że straty takich bramek to wstyd. Ktoś jeszcze zauważa, że leży cała gra i Piast ma ogromne problemy ze stwarzaniem jakiegokolwiek zagrożenia. Niezła huśtawka nastrojów, to trzeba przyznać, biorąc pod uwagę, że 72 godziny wcześniej niektórzy zaczynali fruwać nad ziemią po 3:0 z Widzewem.
I jak tak sobie czytaliśmy o tych narzekaniach w Gliwicach, to tylko utwierdzaliśmy się we wcześniejszym przekonaniu – zapałki w oczach, podwójne espresso i jedziemy. No chyba, że… Przez wszystkich ceniony i szanowany Ladislav Rybansky dziś postanowi zafundować nam duże emocje. W nim ostatnia nadzieja.
Fot.FotoPyk