Lenczyk idzie do Zagłębia, Domenech o Anelce, Niedzielan wróci do gry?

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2013, 06:41 • 8 min czytania

Zapraszamy na piątkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Lenczyk idzie do Zagłębia, Domenech o Anelce, Niedzielan wróci do gry?
Reklama

FAKT

Rudzki: Domenech, czyli porażka intelektu z szatnią.

Reklama

Z wielkim zaciekawieniem przeczytałem wywiad Kuby Radomskiego i Łukasza Grabowskiego z Raymondem Domenechem, a pierwsza myśl po skończonej lekturze byłą następująca: facet nie miał prawa przetrwać wśród piłkarzy. Wszystko lub prawie wszystko co mówi były selekcjoner reprezentacji Francji to prawda o środowisku futbolowym. Świecie odciętym od normalności, świecie, w którym słowo „inteligencja” rzadko jest na afiszu. Domenech nie nadawał się na selekcjonera, ponieważ jest zbyt inteligentny, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. W swojej książce, a właściwie dzienniku, zatytułowanej „Straszliwie sam”, były trener Trójkolorowych opisuje katorgi związane z prowadzeniem grupy zepsutych, przepłaconych, wielkich chłopców, średnio rozwiniętych intelektualnie. Od pierwszego dnia wie doskonale, że praca z tymi ludźmi nie ma sensu, jest skazany na porażkę, ale wierzy, że rozum jednak się obroni. Nic z tego. Przeczytałem, przedpremierowo, dzięki uprzejmości autora, książkę „Szamo” – opis rzeczywistości futbolowej oczami Grzegorza Szamotulskiego, byłego bramkarza reprezentacji Polski i Legii. Jeden z wniosków, jakie płyną z tej książki jest taki: Paweł Janas był dobrym trenerem.

Nocna narada szefów ekstraklasy.

Przy tym stole siedzą najważniejsi ludzie polskiej piłki klubowej. W środowy wieczór prezesi drużyn ekstraklasy spotkali się na kolacji i dyskutowali nad problemami naszego futbolu. To wszystko na dzień przed Zgromadzeniem Akcjonariuszy Spółki Ekstraklasa S.A. Uroczysta kolacja odbyła się pod przewodnictwem prezesa spółki Bogusława Biszofa (47 l.), który zaprosił swoich współpracowników na spotkanie w jednej z warszawskich restauracji.
Na nieformalnym spotkaniu było o czym rozmawiać zwłaszcza, że na następny dzień zgromadzeni przy stole panowie wybierali nową Radę Nadzorczą. Do późnych godzin wieczornych toczyły się rozgrywki między prezesami, kto zajmie dwa nieobsadzone miejsca w składzie Rady (cztery zajmują reprezentanci najlepszych klubów poprzedniego sezonu, jedno reprezentuje Polski Związek Piłki Nożnej). Walczono o 11 głosów (Zawisza nie miał prawa głosu, bo zdegradowana Polonia nie oddała mu akcji). Zwycięzcami wewnętrznego starcia okazali się Tomasz Młynarczyk (48 l.) z Górnika Zabrze i Bartosz Sarnowski (40 l.) z Lechii. Porażkę ponieśli Dariusz Smagorowicz (41 l.) (Ruch) i Wojciech Borecki (58 l.) (Podbeskidzie).

Widzew potrzebował wstrząsu.

Właściciel Sylwester Cacek (54 l.) bardzo rzadko interesuje się Widzewem. Ale są jeszcze działacze wierzący, że klub można uratować, ale jest to możliwe tylko w razie utrzymania. Z taką grą jak w ostatnich spotkaniach to zadanie może okazać się nieosiągalne. Sprowadzeni latem obcokrajowcy wcale nie okazują się tacy mocni, a młodzież przestała się rozwijać. – Gdybym miał teraz coś zmienić, to chyba zdecydowałbym się na nowy nabór, nowy okres przygotowawczy i spróbował jeszcze raz. Nadziei na lepsze jutro nie widać – powiedział po meczu z Ruchem Radosław Mroczkowski (46 l.). Za te słowa trener został w czwartek zawieszony. Klub szuka innego szkoleniowca, który wleje w zawodników wiarę, że nie można się utrzymać w lidze. Tym bardziej, że piłkarze także wyglądają na przybitych. – Wierzę, że się podniesiemy. Tylko nie wiem kiedy? – rozkłada ręce Aleksejs Visnakovs (29 l.). – Zostawiamy na boisku masę zdrowia, i wszystko na marne. Można się załamać – dodaje Mariusz Rybicki (20 l.).

RZECZPOSPOLITA

Lotnicy, czołgiści i futboliści.

Raport zatytułowany „Doping w Niemczech od roku 1950 do dziś” został opracowany przez naukowców z uniwersytetów Humboldta w Berlinie i Westfalskiego Uniwersytetu Wilhelma w Münster. Jego fragmenty opublikował dziennik „Süddeutsche Zeitung”, za nim „New York Times”, „Guardian”, a ostatnio miesięcznik „World Soccer”. Upublicznione informacje potwierdzają podejrzenia sprzed lat. Chronologicznie pierwsze związane było z sensacyjnym zwycięstwem Niemców nad Węgrami w finale mistrzostw świata w Szwajcarii, w roku 1954. Węgrzy byli stuprocentowymi faworytami, do finału nie przegrali 32 kolejnych meczów, w eliminacjach pokonali Niemców 8:3, a mecz decydujący przegrali 2:3, prowadząc od ósmej minuty 2:0. To się nie mieściło w głowie, ale dało się logicznie uzasadnić. Niemiecki trener Sepp Herberger przechytrzył przeciwników, wystawiając na finał inny skład. Adi Dassler pomógł Niemcom wynalazkiem wkręcanych kołków do butów, dzięki czemu zawodnicy nie ślizgali się na grząskim boisku. Ferens Puskas grał z niewyleczoną kontuzją, a Węgrzy zlekceważyli przeciwnika. Porażkę trudno było zrozumieć i przeboleć. Kraje socjalistyczne potraktowały ją nie tylko w kategoriach sportowych, ale i ideologicznych. Pisano więc o opakowaniach po nieznanych medykamentach, które znaleziono w niemieckiej szatni i o wymiotujących po meczu Niemcach, wyraźnie sugerując, że stosowali środki niedozwolone. Kapitan Węgrów, major Ferenc Puskas, mówił wprost o dopingu, z czego zresztą po latach, pod groźbą procesu, się wycofał. Dowodów nie było.

GAZETA WYBORCZA

„Der Spiegel” ujawnia kulisy niedoszłego transferu Lewandowskiego.

Niemiecki „Der Spiegel” dotarł do maili wymienianych między reprezentującymi Roberta Lewandowskiego menedżerami Cezarym Kucharskim i Maikiem Barthelem, szefami Borussii Dortmund, a prawnikiem obecnym przy negocjacjach. Wynika z nich, że szefowie dortmundzkiego klubu zgodzili się na transfer Polaka do Bayernu, ale potem odwołali swoją zgodę. W Niemczech znów wszystkie media rozpisują się o polskim napastniku. Dziennikarze gazety „Der Spiegel”, w wydaniu z tego tygodnia, przekrojowo opisali całą historię niedoszłego transferu. Dotarli do nieznanych wcześniej faktów z nim związanych. M.in. do maila prawnika Toma Eilersa, który uczestniczył w marcowym spotkaniu agentów Lewandowskiego z dyrektorami niemieckiego klubu Hansem-Joachimem Watzke i Michaelem Zorciem. Wynika z niej, że menedżerowie Lewandowskiego otrzymali ustne zapewnienie szefów Borussii, że zgodzą się na odejście piłkarza do Bayernu, gdy tylko monachijczycy potwierdzą kwotę – 25 mln euro. Eilers poprosił ich o pisemne potwierdzenie tej zgody. „Rozmawiałem z Zorciem i potwierdził ustalenia między stronami z wtorku, odnośnie kwoty 25 mln euro i prowizji dla menedżerów. Jasno potwierdził, że są gotowi pozwolić odejść Lewandowskiemu latem, jeśli do 15 maja zostanie podpisana stosowna umowa, ale nie chce mi tego potwierdzić na piśmie” – napisał Eilers w mailu do Kucharskiego i Barthela.

Lenczyk głównym kandydatem na szkoleniowca Zagłębia.

Orest Lenczyk jest najpoważniejszym kandydatem do objęcia posady trenera piłkarzy KGHM Zagłębia Lubin. Po ostatnim meczu ligowym, który Zagłębie przegrało 0:2 z Zawiszą Bydgoszcz, w Lubinie zapadła decyzja, że Adam Buczek nie może być dalej pierwszym trenerem zespołu. Ta funkcja zdecydowanie go przerasta. W Lubinie po dwóch pierwszych meczach tego sezonu zdymisjonowano Czecha Pavla Hapala. Zastąpił go jego asystent Buczek, który szybko stracił poparcie szefów klubu. Dlatego rozpoczęły się poszukiwania nowego trenera. Głównym kandydatem szefów Zagłębia na nowego szkoleniowca jest doświadczony Orest Lenczyk. W Lubinie są przekonani, że Lenczyk opanuje kryzys w drużynie, wstrząśnie piłkarzami, a co najważniejsze, tak poukłada grę zespołu, że ten zacznie wreszcie grać na miarę swojego sporego potencjału. Ukrywane w tajemnicy negocjacje z Orestem Lenczykiem prowadzone są od środy. W zasadzie jedynym kontrkandydatem Lenczyka, którego kandydaturę rozpatruje się jest Piotr Nowak – były piłkarze reprezentacji Polski, szkoleniowiec od wielu lat pracujący w USA.

Ntibazonkiza chce odejść z Cracovii. Klub nie będzie robił problemów.

Poprawne relacje Ntibazonkizy i trenera Stawowego rodziły się w bólach. Na początku było im mocno nie po drodze, potem nagle postanowili współpracować. Duża w tym zasługa prezesa Janusza Filipiaka, bo Ntibazonkiza jest jednym z jego ulubieńców. Połączyła ich m.in. znajomość języka francuskiego. – Bardzo go cenię i lubię. Ściskamy się i opowiadamy sobie różne historie. Wraca po kontuzji i coraz bardziej będzie istniał w drużynie – mówił właściciel Cracovii po derbach Krakowa. W klubie nie wszystkim jednak podobało się, że Stawowy sadza skrzydłowego na ławkę. Ntibazonkiza w pierwszym składzie w lidze wyszedł tylko przeciwko Legii i Śląskowi, co nie było dla niego najlepszą reklamą. Tymczasem władze klubu liczą, że w rundzie jesiennej Burundyjczyk przypomni o sobie np. klubom ukraińskim (miał oferty przed dwoma laty) i będzie można go sprzedać. Problem w tym, że kontrakt Ntibazonkizy wygasa w czerwcu, więc zimą krakowianie będą mieli ostatnią okazję, by na nim zarobić i odzyskać część zainwestowanych pieniędzy. Trzy lata temu klub wyłożył na Burundyjczyka aż 2,5 mln zł, co przy Kałuży jest rekordem.

SPORT

Niedzielan wróci do kadry Ruchu?

– Właśnie rozpoczął się okres powrotu Niedzielana w szeregi pierwszej drużyny. Będziemy chcieli, jak najszybciej odbudować formę Andrzeja – mówi „Sportowi” działacz. Były napastnik reprezentacji Polski latem dowiedział się, że nie będzie miał miejsca w kadrze niebieskich. W klubie plotkowano, że napastnik nie miał dobrych relacji z trenerem Jackiem Zielińskim. Zielińskiego nie ma już jednak na Cichej, a Ruch ma poważne problemy z napastnikami. Nie w pełni sił są Maciej Jankowski i Grzegorz Kuświk. Niedzielan nie trenował ostatnio z drużyną, a działacze rozmawiali z nim o przedterminowym rozwiązaniu umowy. Kontrakt piłkarza obowiązuje do końca sezonu. A jak swoją przyszłość na Cichej widzi sam Niedzielan? – Zostałem oddelegowany do jednoosobowego klubu „Kokosa”. Podobno mam biegać dwa razy dziennie. Więc biegałem z trenerem, którego nawet nie znam – opowiada 34-letni piłkarz. Tym „nieznanym trenerem” był Stanisław Gawenda, mistrz Polski w barwach Ruchu z roku 1989.

DZIENNIK POLSKI

Baszczyński: Nadal wytykamy sobie z „Kosą” błędy.

To komentowanie meczów w stacji Canal Plus traktuje Pan jako przygodę, czy może jako sposób na życie?
– Na razie to jest przygoda i próba sprawdzenia się w nowej roli. Dla mnie to bardzo przyjemna sprawa, ale nie myślę w tym momencie o tym, że to będzie mój pomysł na resztę życia.

A widzi się Pan kiedyś w roli np. trenera?
– Mam zamiar skończyć szkołę trenerską. Na razie bardziej sam dla siebie. A czy będę kiedyś trenerem? Cóż, powiem krótko – ciężki temat.

Ale jako piłkarz był Pan dużym autorytetem dla młodszych kolegów. Na starcie nie byłoby pewnie zatem z tym problemów w szatni.
– Może młodsi koledzy pamiętali mnie jeszcze z tego, co robiłem na boisku jako piłkarz. Jeśli natomiast chodzi o te moje trenerskie plany, to nie widziałbym się jako trener młodzieży. Wolałbym funkcjonować w dorosłej piłce. Swojej drogi nie widzę też na zasadzie startu w niższych ligach i przebijania się do góry. Wolałbym raczej zaczynać jako asystent u bardziej doświadczonego trenera, ale już w ekstraklasie.


– Oj tak. Jesteśmy w stałym kontakcie i analizujemy skomentowane przez nas mecze. Podpowiadamy sobie i szczerze mówimy, co trzeba poprawić.

SUPER EXPRESS

Raymond Domenech: Anelka to geniusz i szaleniec.

Od słynnego strajku francuskich kadrowiczów minęły już trzy lata. Jak pan teraz patrzy na całą sprawę?
– To coś, co nigdy nie powinno się było zdarzyć, to był najgorszy moment w mojej trenerskiej karierze. Długo próbowałem wtedy przekonać piłkarzy, aby nie robili tego błędu, aby nie kompromitowali reprezentacji, ale nic nie wskórałem. Wtedy nic do nich nie docierało. Teraz żałuję tylko jednego, że tak długo rozmawiałem z nimi w tym autokarze, próbując nie dopuścić do skandalu. Może powinienem był wsiąść w samochód, pojechać do hotelu, wejść do sauny, odprężyć się i powiedzieć im, że czekam na telefon, gdy zdecydują się trenować. Wtedy jednak walczyłem do końca.

Wszystko zaczęło się od tego, że w przerwie meczu z Meksykiem Nicolas Anelka powiedział do pana: „pier… się brudny skur…”.
– W szatni zdarzają się różne rzeczy. Najgorsze było to, że nie chciał publicznie przeprosić za swoje słowa. Wyleciał więc z drużyny, a inni, w fałszywym geście solidarności, ujęli się za nim. Zbrukali wtedy wizerunek reprezentanta Francji, z czym nie potrafię się pogodzić.

Wracając do Anelki. Jak wytłumaczyć jego zachowanie? Można chyba powiedzieć, że z jednej strony to piłkarski geniusz, ale i szaleniec…
– Anelka to wyjątkowy piłkarz. Przecież w reprezentacji zagrał wiele wspaniałych spotkań, strzelił sporo kluczowych goli, pomógł nam w awansie. To właśnie dlatego zabrałem go na mundial. Niestety, ma również momenty, w którym coś, odcina mu prąd, przestaje funkcjonować racjonalnie. I to był chyba jeden z tych momentów.

Andrzej Kobylański: Korona jeszcze się podniesie.

Gdyby wśród kibiców Korony Kielce przeprowadzić plebiscyt na najmniej popularną osobę w klubie, Andrzej Kobylański (43 l.) miałby zapewnione miejsce na podium. Dyrektora sportowego obwinia się przede wszystkim o zwolnienie uwielbianego przez piłkarzy i fanów trenera Leszka Ojrzyńskiego (41 l.). Czy słusznie? W szczerej rozmowie z „Super Expressem” srebrny medalista z olimpiady w Barcelonie broni swoich racji. Super Express: – Dlaczego zwolnił pan Ojrzyńskiego? Andrzej Kobylański: – Zwolnił go zarząd, a nie ja. Po słabym początku trzeba było jakoś zareagować, wstrząsnąć zespołem, dać mu nowy impuls. Pracując w Koronie, myślę i działam dla dobra klubu, a nie Leszka Ojrzyńskiego.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kandydaci na trenera Widzewa: Bobo Kaczmarek, Ojrzyński i… Kmiecik.

Kilka godzin po rozstaniu się Widzewa z Radosławem Mroczkowskim działacze rozpoczęli poszukiwania jego ewentualnych następców. W tej chwili brane są pod uwagę trzy kandydatury. To, kto zostanie nowym szkoleniowcem RTS-u zdeterminuje głównie sposób rozstania z Radosławem Mroczkowskim. Umowa trenera obowiązuje do końca 2014 roku. Jeśli sam nie poda się on do dymisji, to piłkarska spółka będzie musiała wypłacić mu odszkodowanie. Wtedy klub nie będzie miał środków na pozyskania szkoleniowca z nazwiskiem, co spowoduje, że najbardziej realna stanie się opcja dotychczasowego asystenta Mroczkowskiego – Tomasza Kmiecika. Jeżeli dojdzie jednak do porozumienia na linii Mroczkowski – Widzew, a wiele na to wskazuje, wówczas łódzki klub będzie mógł zatrudnić kogoś z dwójki Leszek Ojrzyński – Bogusław Kaczmarek. Nieoficjalnie mówi się, że właśnie ta dwójka jest najbliżej klubu z Alei Piłsudskiego.

Wichniarek: „Agenci Lewandowskiego zachowują się jak dzieci”.

Dla mnie sytuacja z ujawnieniem maili to dziecinada – mówi nam były napastnik reprezentacji Polski i klubów Bundesligi Artur Wichniarek. To zamieszanie wokół Roberta Lewandowskiego już nikogo nie bawi. Zaczyna wręcz irytować kibiców, którzy już mają dość tego wszystkieg – mówi były piłkarz Bundesligi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. – Ta sytuacja nie zaszkodzi jednak Robertowi, bo on broni się na boisku. Może natomiast szkodzić jego menedżerom, czyli Czarkowi Kucharskiemu czy Maikowi Barthelowi, którzy nie pokazują się z dobrej strony. Bo to, że ktoś, ich zdaniem, nie zachował się jak dżentelmen, nie znaczy, że mogą odpłacać podobną postawą. Sami zachowują się jak dzieciaki z przedszkola. Nikt mi nie powie, ktoś wysłał maile przez przypadek. Nie sądzę, by to ktoś z Borussii miał interes w tym, by przekazywać tę korespondencję prasie. Dla mnie ta sytuacja to dziecinada. Wichniarek uważa też, że Lewandowski zostanie w Borussi do końca swojego kontraktu, czyli do połowy przyszłego roku. – Nie sądzę, by wicemistrzowie Niemiec oddali Roberta już w styczniu. Gdyby mieli zamiar tak zrobić, to sprzedaliby go latem i jeszcze dużo zarobili. Zapewne Lewandowski zostanie do końca sezonu w Borussii, a będzie miał podpisaną umowę z nowym pracodawcą.To nie Polska, gdzie piłkarz Lecha nie mógłby podpisać kontraktu z Legią i dalej grać w Poznaniu. Mario Götze pod koniec sezonu był w takiej sytuacji i jakoś funkcjonował. Nie widziałem jakichś okrzyków niecenzuralnych pod jego adresem – kończy Wichniarek.

PS przesądza: Lenczyk trenerem Zagłębia.

Decyzja o tym, że Adam Buczek nie doczeka – zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami szefostwa Zagłębia – przerwy zimowej zapadła po przegranym 0:2 meczu z Zawiszą Bydgoszcz. Lubinianie szukali kogoś, kto twardą ręką poprowadzi rozkapryszoną drużyną. W kuluarach mówiło się, że na ławkę trenerską wróci Orest Lenczyk. Szkoleniowiec od czasu rozstania się ze Śląskiem Wrocław pozostawał bez pracy. Wydawało się, że 70-letni trener zakończy już swoją karierę. Lenczyk już raz prowadził Zagłębie. W 2009 roku, kiedy drużyna grała na zapleczu ekstraklasy poprowadził ją do awansu. Po udanym sezonie opuścił klub.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama