Kłak ciągle za kółkiem, drugi Paixao nie dla Śląska, Kita o awansie Nantes

redakcja

Autor:redakcja

06 sierpnia 2013, 08:19 • 12 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Kłak ciągle za kółkiem, drugi Paixao nie dla Śląska, Kita o awansie Nantes
Reklama

FAKT

Waldemar Kita: Chciałem Lewandowskiego.

Reklama

Po czterech latach przerwy FC Nantes wraca do Ligue 1. W sobotę drużyna należąca Waldemara Kity (60 l.) zmierzy się na własnym stadionie z Bastią. – Celem jest utrzymanie – mówi w rozmowie z Faktem polski biznesmen i zdradza, że pięć lat temu chciał pozyskać Roberta Lewandowskiego (25 l.). – Obserwowaliśmy Roberta. Byłem na meczu z Nancy i podjąłem temat transferu. Gdy W Lechu dowiedzieli się, że to ja pytam o niego, cena nagle skoczyła z miliona euro do pięciu milionów – mówi Kita. – Czy żałuję? Tak, bo Robert to teraz świetny napastnik. Z drugiej strony, nie wiadomo, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby trafił do Francji. Dwa sezony wstecz w Nantes grał Grzegorz Krychowiak (23 l.). Teraz w szerokiej kadrze zespołu pozostaje tylko dwóch piłkarzy z polskimi korzeniami – Erwin Zelazny (22 l.) i Aleksander Wróblewski (21 l.). – Obaj urodzili się we Francji. Erwin ma ma dwa obywatelstwa, a Aleksander tylko francuskie. Mają talent, coś może z nich być – mówi Kita. Właścicielowi Nantes nie podoba się sposób w jaki w Polsce potraktowany został Ludovic Obraniak (29 l.). – To świetny piłkarz, chciałem go w swoim zespole. Kopnęliście go w dupę, a on był autentycznie dumny, że gra dla Polski. Mieliście do niego pretensje, że nie nauczył się polskiego, a we Francji jest mnóstwo Polaków, którzy po francusku nie znają słowa – przekonuje.

Tomasz Frankowski: W Lechu powinni wytrzymać ciśnienie.

Trener Lecha Mariusz Rumak bardzo szybko trafił do grona najzdolniejszych polskich szkoleniowców. Kiedy objął posadę byłem trochę sceptyczny, ale okazało się, że złapał z zawodnikami dobry kontakt i poukładał zespół. W poprzednim sezonie Kolejorz grał naprawdę dobrze. U wielu młodych trenerów w pewnym momencie występuje moment kryzysowy. Ważne, by w takich momentach właściciele i zarząd klubu wytrzymali ciśnienie. Oczywiście zawsze trzeba mieć plan B, ale władze Lecha nie powinny wykonywać nerwowych ruchów. Już słychać o rozmowach z potencjalnymi kandydatami do przejęcia zespołu, co jest normalne w tym zawodzie. Może być jednak tak, że za dwa tygodnie nikt nie będzie pamiętał o obecnej sytuacji, a trener Rumak wyprowadzi swój zespół z kryzysu. Młody szkoleniowiec od początku swojej pracy w Poznaniu sprawia wrażenie człowieka pewnego siebie. Ciężko mi oceniać, na ile jest to jego prawdziwy charakter, a na ile przybrana poza. Swoim sposobem bycia szkoleniowiec mógł narobić sobie wrogów w różnych środowiskach, m.in. u dziennikarzy. Po ostatnim meczu z Ł»algirisem nie wytrzymał nerwowo, czym z pewnością nie zaplusował.

RZECZPOSPOLITA

Dwa miliony do podziału – przed meczem Legii z Molde.

Norweskie Molde to ostatni rywal, przed którym na drodze do Ligi Mistrzów nie trzeba drżeć, a nazwiska piłkarzy są dla przeciętnego kibica anonimowe. Jan Urban twierdzi, że do fazy grupowej tych rozgrywek dostać się łatwiej niż do Ligi Europejskiej. Rzeczywiście – Legia, dzięki reformie Michela Platiniego, na pewno nie zagra z czwartą drużyną ligi angielskiej czy niemieckiej, trafi jednak na mistrza z kraju o niższych notowaniach. A to może oznaczać nie mniejsze kłopoty. 22 z 32 miejsc w fazie grupowej Ligi Mistrzów zostały zajęte przez drużyny, które nie potrzebują kwalifikacji, takie jak Bayern, Barcelona, Manchester United czy Juventus, ale także FC Kopenhaga i Anderlecht. O pozostałe dziesięć miejsc walczą aż 54 zespoły, nie wszystkie jednak losowane są z tego samego koszyka. Po pierwsze, UEFA przewidziała ścieżkę mistrzowską – w niej gra Legia, gdzie mierzą się najlepsze drużyny z lig o niższych notowaniach. Jest także ścieżka ligowa, gdzie grają ze sobą drużyny z najsilniejszych rozgrywek, którym nie udało się wywalczyć miejsca bez kwalifikacji. To tam na przeciwników czekają Arsenal, Milan czy Schalke. Legia na szczęście nie może trafić na tak mocnych przeciwników. Ze ścieżki ligowej do fazy grupowej trafi pięć zespołów, tyle samo z mistrzowskiej.

GAZETA WYBORCZA

Aleksander Kłak: Zadanie Śląska, to przetrwać pierwsze pół godziny.

Ile procent szans na awans do kolejnej rundy dałby pan Śląskowi?
– Trudno to w ten sposób oceniać. W Belgii wszyscy do rewanżu podchodzą z optymizmem, wierzą, że ich drużyna wyeliminuje Śląsk. Club Brugge w rewanżu na pewno zagra w nieco innym składzie, raczej będzie stroną atakującą. W tym zespole szczególnie uważałbym na Liora Rafaelvoa, wracającego po kontuzji Maxima Lestienna czy napastnika Toma de Suttera, który stara się zastąpić sprzedanego do Sevilli Carlosa Baccę, choć na razie różnie mu to wychodzi. Śląsk na wyjeździe też zaprezentuje się zupełnie inaczej niż u siebie. Trudno żeby wrocławianie przyjechali do Brugii z nastawieniem zdominowania rywala. Z mojego piłkarskiego doświadczenia wynika, że najważniejsze będzie to, czy przetrwają pierwsze 35 minut meczu bez straty gola. Jeśli tak, to mają szanse na korzystny rezultat i awans do kolejnej rundy.

W czym widziałby pan największą szansę wrocławian?
– Prawdopodobnie będą grali z kontry, a mają przecież szybkich i dobrych technicznie zawodników – zwłaszcza na skrzydłach. Skuteczne akcje są w stanie przeprowadzić Sobota czy Plaku, dużo będzie zależało od podań Sebastiana Mili. Tak naprawdę najważniejsza dla Śląska będzie jednak postawa defensywy i bramkarza. W polu karnym polskiej drużyny nieraz się zakotłuje i pytanie, czy wówczas zespół będzie w stanie uchronić się przed stratą gola. Rafał Gikiewicz to też jak na bramkarza wciąż młody chłopak, więc zastanawiam się, czy w takim meczu starczy mu doświadczenia. Trzeba też pamiętać, że w tym sezonie drużyna z Wrocławia jest dość nierówna. Z jednej strony pokonała Brugge, z drugiej zremisowała u siebie z Wisłą Kraków.

Ntibazonkiza znów jest motorem napędowym Cracovii.

Zdaniem Burundyjczyka rodzinne problemy mogły się przekładać na jego formę. W ciągu dwóch lat w Cracovii rzadko jeździł do ojczyzny (tylko na urlopy i mecze reprezentacji), a jego krewni nie mogli go odwiedzić w Polsce. Także w szatni wydawał się wyobcowany, podczas gdy dziś zaskakuje świetnymi relacjami np. z Miloszem Kosanoviciem czy Edgarem Bernhardtem. – Zasadnicza różnica polegała na tym, że tęskniłem za rodziną i myślami często byłem w Burundi. Teraz jest mi o wiele łatwiej. Nie zgodzę się, że wcześniej byłem poza drużyną i dopiero teraz się zaaklimatyzowałem. Nigdy nie miałem takiego uczucia – podkreśla Ntibazonkiza. Wszystko wskazuje na to, że pomocnik zostanie w Krakowie wraz z rodziną przynajmniej do grudnia. W tym okienku transferowym raczej już nie zmieni pracodawcy, zimą – na pół roku przed końcem umowy z Cracovią – będzie mógł podpisać kontrakt z innym klubem. Na razie jednak żyje przeprowadzką rodziny. – Dla moich dzieci to trudne doświadczenie. Co prawda w Polsce panują afrykańskie upały, ale mają problemy z aklimatyzacją. Dla nich to zupełnie nowa rzeczywistość. Po wakacjach pójdą jednak do międzynarodowej szkoły i liczę, że będą miały tam znajomych – uśmiecha się piłkarz.

SPORT

Transfer ze Śląska do Francji? Prędzej Sobota niż Nakoulma.

Mecz Górnika Zabrze z Piastem Gliwice oglądali ponoć skauci francuskiego Saint Etienne. Francja to wymarzony kierunek transferowy Prejuce’a Nakoulmy, więc przy Roosevelta ożyły nadzieje na sprzedanie reprezentanta Burkina Faso tego lata. – Wiemy, że Prejuce jest obserwowany. Sprawa jego transferu powinna się rozstrzygnąć w ciągu dwóch-trzech tygodni. Pewne jest to, że jego akcje rosną – mówi Krzysztof Maj, wiceprezes Górnika Zabrze. Jego zdania nie podziela jednak Tadeusz Fogiel, polski menedżer działający na rynku francuskim. – We francuskiej prasie nie natknąłem się na jakąkolwiek wzmiankę o możliwym transferze Nakoulmy. Po prostu się o tym nie mówi. Nie sądzę zresztą, by na tydzień przed startem ligi Francuzi chcieli pozyskać zawodnika, którego ich trener pewnie w ogóle nie widział w akcji. Trudno przecież, by ktoś taki szybko stał się ważną częścią zespołu – mówi. Fogiel ma też inne argumenty. – Poza tym pamiętajmy, że skauci – nie tylko Saint Etienne, ale wszystkich francuskich klubów – mieli świetną okazję obserwować Nakoulmę podczas tegorocznego Pucharu Narodów Afryki. Jeśli jego gra na tamtej imprezie nie zrobiła na nich wystarczającego wrażenia, to tym bardziej nie zrobią go – choćby naprawdę niezłe – występy na tle klubów polskiej ekstraklasy – dodaje.

Legendarny napastnik: Pojęcie napastnika na Cichej w ogóle nie istnieje!

– Wokół słyszę, że Ruch ma problemy z napastnikami, więc pytam: jaki kłopot? Przecież pojęcie napastnika na Cichej w ogóle nie istnieje – mówi Jan Benigier, trzykrotny mistrz Polski z Ruchem Chorzów. – Nie są napastnikami ani Pavel Szultes ani Grzegorz Kuświk. Pomijając zamieszanie wokół jego sprzedaży do innego klubu – nie jest klasyczną „dziewiątką” także Maciej Jankowski, który ma inklinacje do wracania się po piłkę. Brakuje dziś w Ruchhu takich „sępów” pola karnego, jakimi byli kiedyś Joachim Marx, Gucio Warzycha, Mariusz Śrutwa. Ja też byłem kiedyś napastnikiem, więc tym bardziej to dla mnie przykre – mówi Benigier dziennikowi „Sport”. Jakie widzi rozwiązanie problemu? – Może klubowi skauci pomogą trenerowi Jackowi Zielińskiemu znaleźć gdzieś w II-III lidze napastnika? A na razie – z braku laku – może trzeba spróbować grę poukładać inaczej? – zastanawia się trzykrotny mistrz Polski.

DZIENNIK POLSKI

Andrzej Iwan o postawie Wisły.

Mecz we Wrocławiu z wysokości trybun śledził były piłkarz Wisły, a dzisiaj ekspert stacji Orange Sport, Andrzej Iwan. Po spotkaniu zastanawiał się, co leżało u podstaw decyzji Smudy, że świadomie zrezygnował ze skrzydłowych w pierwszej połowie. – Trener Smuda chyba obawiał się siły Śląska i tego, co ten zespół zaprezentował w wybitnym w jego wykonaniu meczu z Brugią – mówi „Ajwen”. – Rozumiem zatem, że „Franz” chciał zablokować wrocławian w środkowej strefie i liczył na kontry. Tylko że bez szybkich skrzydłowych jest o to bardzo trudno. Poza tym Wisła we Wrocławiu miała w pierwszej połowie jedno bardzo słabe ogniwo, czyli Stjepanovicia. O tym, że jeden zawodnik może zrobić różnicę, przekonaliśmy się w drugiej połowie, gdy Macedończyka zmienił Patryk Małecki. Gra Wisły w ofensywie od razu nabrała rozmachu i uważam, że prawie cała druga połowa tego meczu była najlepszym fragmentem, jaki „Biała Gwiazda” zaprezentowała w tym sezonie. Przyznam szczerze, że nie byłem zwolennikiem zatrudnienia Franciszka Smudy, ale jak na razie „Franza” bronią wyniki. O grze nie można jeszcze powiedzieć, że jest znakomita, ale przynajmniej jest dyscyplina i wszyscy angażują się w walkę.

SUPER EXPRESS

Józef Młynarczyk: w 1982 roku mogliśmy być nawet mistrzami świata.

Z mistrzostwami świata w Hiszpanii wiążą się najpiękniejsze wspomnienia Młynarczyka. – Jechaliśmy na mundial, nie wiedząc, na co nas stać. Z powodu stanu wojennego żadna drużyna narodowa nie chciała z nami grać sparingów – wspomina. – Dopiero w Hiszpanii z każdym kolejnym meczem coraz bardziej wierzyliśmy, że jesteśmy mocni. Mieliśmy kontakt z rodzinami i wiedzieliśmy, ile nasze sukcesy znaczą dla ludzi w kraju. Były dla nich chwilą radości w pełnym cierpienia, szykan i represji życiu codziennym – opowiada pan Józef. Na mistrzostwach czarował interwencjami. – Nigdy nie bałem się żadnego napastnika. Wychodząc na boisko, nie zakładałem pampersów – zapewnia Młynarczyk. – Tak naprawdę krwi napsuł mi tylko jeden rywal: Anglik Gary Lineker, który w 1986 r. na mundialu w Meksyku strzelił mi trzy gole (0:3). Młynarczyk z Widzewem doszedł do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (poprzednik Ligi Mistrzów). Potem już jako bramkarz FC Porto w 1987 roku, jako drugi Polak po Bońku, zdobył to trofeum. – Gdyby nie Antoni Piechniczek, pewnie nikt nie usłyszałby o bramkarzu z 30-tysięcznej Nowej Soli. To właśnie on wyciągnął mnie z Dozametu, z okręgówki ściągnął mnie do drugoligowego BKS-u Bielsko-Biała. Potem za Piechniczkiem trafiłem do pierwszoligowej Odry Opole i później do kadry narodowej – wspomina z uśmiechem „Młynarz”.

„SE” ciągnie temat Macieja Skorży w Lechu Poznań.

– Tak się składa, że akurat jestem w Poznaniu, ale nikt z Lecha ze mną nie rozmawiał – powiedział wczoraj „Super Expressowi” pogodnym, wyluzowanym tonem Skorża. Z naszych informacji wynika, że może to być zasłona dymna ze strony trenera, który dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski z Wisłą, a Legię doprowadził do 1/16 Ligi Europejskiej. Tym bardziej że notowania Rumaka u szefów poznańskiego klubu spadają na łeb, na szyję. Nie dość, że notuje słabe wyniki i to w kiepskim stylu, to jeszcze podpadł chamskim zachowaniem po meczu w Wilnie, gdy w wulgarnych słowach obraził proszącego go o wywiad reportera Polsatu Sport. To może przeważyć szalę, bo pracownicy Lecha od dawna narzekali na wielką butę młodzika z trenerskiej ławki. Z kolei Skorża cieszy się bardzo dobrą opinią i wielką sympatią właściciela Lecha – Jacka Rutkowskiego. Z juniorami Amiki, którą rządził wówczas obecny szef Lecha, wywalczył mistrzostwo Polski, a drużynę seniorów z Wronek jako pierwszy polski klub wprowadził do fazy grupowej Pucharu UEFA (obecnie Liga Europy).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kamil Glik: Juventus? Miałbym dylemat.

Został pan kapitanem Torino. Była to decyzja drużyny czy kibiców?
– Fani dali wszystkim odczuć, że chcą, bym to ja został kapitanem. Trener i drużyna ich wybór zaakceptowali.

Czyli się pan tego spodziewał.
– Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Przed pierwszym sparingiem z Sintesi (10:0) nie było wiadomo, kto zostanie kapitanem. Było dwóch faworytów: ja i Danilo D’Ambrosio. Najpierw powiedziałem dyrektorowi sportowemu, żeby zapytał o zdanie Danilo. A on zwrócił się do mnie i powiedział, żebym założył opaskę.

Opierał się pan?
– Przede wszystkim nalegali na to kibice. My się dogadaliśmy bez problemu.

Już wyprowadza pan w sparingach drużynę jako kapitan. Jest jakoś inaczej?
– Czuję, że zostałem wyróżniony. To zaszczyt zostać kapitanem w klubie z taką historią i szacunkiem we Włoszech. Jednak na razie nie przybyło mi wielu nowych obowiązków. Jesteśmy na zgrupowaniu, więc spraw codziennych, typowych dla szatni, nie ma zbyt dużo. Wiadomo jednak, że kapitan jest głosem drużyny. Czasami trzeba będzie porozmawiać o pewnych sprawach z trenerem, działaczami czy dyrektorem sportowym. Tego się nie boję. Tremy nie mam. Jestem w Torino dwa lata. Ze wszystkimi znam się bardzo dobrze. Często rozmawiam z kierownictwem. Jest pełen luz i otwartość zarówno z mojej strony jak i zarządu.

Drugi Paixao nie dla Śląska.

Śląsk ostatecznie zrezygnował z pozyskania Flavio Paixao. Drugi z portugalskich braci bliźniaków uzgodnił z wrocławskim klubem warunki dwuletniego kontraktu, jednak irańska federacja odmówiła wydania certyfikatu tego pomocnika. Zawodnik i jego agent zapewniali, że kontrakt z klubem Traktor Sazi jest prawomocnie rozwiązany, ale przy Oporowskiej czekali na potwierdzenie tego faktu na piśmie. Persowie w poniedziałek oficjalnie potwierdzili, że takiego dokumentu nie wydadzą. – Jeśli jest jakiś spór prawny między zawodnikiem a klubem z Iranu, to nie chcemy przez przypadek stać się w nim stroną – tłumaczył niedawno prezes Śląska Piotr Waśniewski.

Ojrzyński: Było jeszcze dużo do zrobienia.

– Spotkała mnie wielka przykrość. Zostałem zwolniony po trzech kolejkach. Trenera Hapala spotkała jeszcze większa, bo jego zwolniono po dwóch. (.) Zarząd zdecydował, że kończymy pewien etap i działacze nie widzą mnie przy drużynie. Musiałem to uszanować – powiedział były szkoleniowiec Korony. Odniósł się także do dotychczasowych wyników i planu zespołu na rundę jesienną. – Było jeszcze dużo do zrobienia, chcieliśmy być w ósemce i wierzyliśmy, że tak będzie. Wiadomo, że ten początek idealnie się nie ułożył, bo zdobyliśmy jeden punkt, ale nie graliśmy tak tragicznie, jakby ten dorobek punktowy na to wskazywał – podkreślił. W minioną sobotę Korona przegrała na wyjeździe z Widzewem فódź 1:2. W obecnym sezonie zespół zdobył dotychczas jeden punkt i po trzech kolejkach zajmuje 13. miejsce. – Po ostatnim meczu działacze Korony postanowili rozwiązać kontrakt z trenerem Ojrzyńskim, któremu serdecznie dziękujemy za wielkie zaangażowanie w swoją pracę – napisano na oficjalnej stronie kieleckiego klubu.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama