Nie przypadkiem Radosław Mroczkowski dzwonił po nocach do Grzegorza Wareneckiego, prywatnego inwestora, żeby ten sfinansował kontrakt Eduardsa Visnakovsa. Trzech tysięcy euro miesięcznie nie mógł zapewnić mu sam, nie mógł zapewnić przez limit płacowy klub, więc potrzebny był ktoś z zewnątrz („dziwnym trafem” wypiera ten fakt ze świadomości Sylwester Cacek). Sam trener nie miał wątpliwości: takiego piłkarza Widzew nie ma, nie miał, a mieć musi. Napastnik z Łotwy spłaca się w bardzo szybkim tempie.
Już ostatni mecz z Zawiszą Bydgoszcz pokazał, że Visnakovs – choć dopiero co dołączył do kolegów – Widzewowi się przyda. Łodzianie, tak jak połowa drużyn, zamierzali przystąpić do ligi bez napastnika w składzie. To znaczy, wiadomo, kogoś z przodu się wystawi, bo ktoś tam stać (biegać?) musi. A przynajmniej powinien. Rybicki na szpicy nie przekonywał, Pawłowski więcej pożytku dawał na skrzydle, zaś Visnakovs… Zadebiutował, oddał dwa strzały, oba celne i wpadły dwa gole. Visnakovs-Zawisza 2:1.
I właśnie dlatego dziś w Łodzi przyglądaliśmy mu się z większą uwagą. Jego występ z Koroną nie był porywający. Świetna akcja na początku meczu, kiedy to urwał się obrońcom i dograł Kaczmarkowi, który wywalczył rzut karny. Łotysz do jedenastki podszedł, wykorzystał ją, choć… sam strzał pozostawiał wiele do życzenia. Visnakovs grał więc dalej z bilansem trzech uderzeń na bramkę i trzech goli. Z jednej strony to średnia wymarzona, z drugiej – pokazuje, że niewiele sytuacji stwarzają mu koledzy. Potem miał jeszcze trzy okazje: najpierw z ostrego kąta uderzył obok bramki, potem w dobrej okazji strzelił zdecydowanie za wysoko, aż wreszcie sam świetnie przymierzył z dystansu. Już wydawało się, że skutecznie wypchną go obrońcy, że zaraz straci równowagę, a on idealnie zmieścił piłkę w siatce. Prawdziwą wisienką na torcie mógł (powinien!) być gol w doliczonym czasie gry, kiedy Łotysz w sytuacji sam na sam przerzucił piłkę nad bramkarzem. Ta przeleciała tuż obok bramki, a mimo to…
Visnakovs-Korona 2:1.
Napastnik Widzewa wielokrotnie był dziś osamotniony, brakowało mu wsparcia, przez to tracił piłkę i faulował rywali. Potrzebuje wokół siebie partnerów i to kogoś więcej, niż tylko Marcina Kaczmarka (naprawdę dobry mecz). To nie jest piłkarz, który często cofa się po piłkę – to on ją musi dostać. 23-latek, mimo dużego wzrostu (188 cm), ma niezłą koordynację, świetny start do piłki i potrafi urwać się rywalom. Do tego sporo walczy, przeszkadza, naciska rywali (wiązało się to z kilkoma niecelnymi wybiciami bramkarza i obrońców) i właściwie przy każdej okazji próbuje odzyskać futbolówkę.
Sześć punktów. Tyle w dwóch meczach dał Widzewowi Visnakovs. Nie ma sensu tego wyniku dzielić na cały zespół, umniejszać jego zasługi. Gdyby nie on, takich wyników by nie było. Łodzianie – a zwłaszcza Mroczkowski, o tym trzeba pamiętać – trafili z Łotyszem w „dziesiątkę”.
Statystyki Visnakovsa w meczu z Koroną:
Gole: 2
Strzały (celne/niecelne): 2/3
Strzały zablokowane: 1
Podania krótkie (celne/niecelne): 5/1
Podania długie (celne/niecelne): 1/0
Podania do przodu (celne/niecelne): 2/0
Podania do tyłu (celne/niecelne): 4/1
Pojedynki główkowe (wygrane/przegrane): 1/1
Odbiory: 2
Straty: 6
Faulował: 5
Faulowany: 1
Spalony: 1
