Roberto Soldado atakuje Valencię – kolejna ofiara kryzysu hiszpańskiej piłki

redakcja

Autor:redakcja

03 sierpnia 2013, 12:39 • 3 min czytania

To już nie pojedyncze przypadki, to tendencja. Hiszpańscy piłkarze opuszczają swoją ligę przy pierwszej sposobności. Primera Division została przeżarta kryzysem, a kluby zmagają się z tak potężnymi długami, że – nie licząc wielkiej dwójki – traktuje się te rozgrywki jak trampolinę. Miejsce, gdzie można pograć na wysokim poziomie, by wybić się do finansowych rajów. Czyli albo – dla mniej ambitnych – do państw, gdzie ropa tryska z kranu, albo – dla głodnych sukcesu – do Premier League (a za kilka lat pewnie i do Bundesligi). Z tego drugiego założenia wyszedł właśnie Roberto Soldado.
Snajper Valencii od dłuższego czasu nosił się z zamiarem odejścia. Nie podobało mu się, że mimo genialnej skuteczności, jego zarobki nie umywają się do grubych przelewów, jakie spływają na konta kolegów z reprezentacji. Valencia walcząca z gigantycznym długiem (350 milionów euro + 24 deficytu z powodu braku awansu do Ligi Mistrzów) nie mogła zagwarantować mu pensji na poziomie gwiazd Premier League ani nie dawała odpowiednich perspektyw. Transfer był kwestią czasu, ale nie pojawiały się żadne propozycje.

Roberto Soldado atakuje Valencię – kolejna ofiara kryzysu hiszpańskiej piłki
Reklama

Spory ruch zaczął się dopiero w tym okienku. Najpierw przyszedł faks z Rosji z ofertą na 19 milionów euro – na co prezes Amadeo Salvo stwierdził, że szkoda czasu – a następnie do gry wkroczył Tottenham. Ta opcja była już dla każdego kusząca. Dla Valencii, która zredukowałaby dług o kilkadziesiąt baniek, a przede wszystkim dla zawodnika, którego pensja zostałaby pomnożona razy trzy. Soldado napalił się na wyjazd, a w jednej z prywatnych rozmów z działaczami – o czym mówi dziś Salvo – zadeklarował, że nie założy już koszulki klubu z Mestalla. Dla klubu stało się jasne, że z niewolnika nie ma pracownika i trzeba z transferu wycisnąć jak najwięcej. Stanęło na 26 milionach funtów, czyli w przybliżeniu – 30 milionach euro. Ale najciekawiej zaczęło się robić już po transferze…

Przed wylotem Soldado odpalił bowiem prawdziwą bombę, zarzucając Salvo kłamstwo i ostro krytykując klub. – Nie wierzę w ten projekt. Od pierwszej rozmowy z prezesem zaznaczałem, że chcę odejść. A potem, z jego winy, wiele mediów wygadywało kłamstwa na temat moich agentów, którzy są dla mnie jak rodzina. Powtarzam – zdecydowałem o odejściu, gdy straciłem wiarę w ten projekt. A sprawił to prezes, który skłamał mi w twarz. Można było zakończyć tę sprawę lepiej, ale zabrakło prawdy – grzmiał Soldado, by na końcu, w bardziej pokojowym tonie dodać: – Nie wierzę metody Salvo, ale mam nadzieję, że się mylę. Oby zaliczył udany sezon z kolejnym tytułem w klubie.

Reklama

Co na to Salvo? Krótko. – W niczym go nie okłamałem. Valencia nie musi niczego ukrywać, ale nie będę się wdawał w żadne sprzeczki.

Największy problem w całej sytuacji ma jednak sam klub, który stracił swojego najlepszego zawodnika. Sporo mówiło się o ściągnięciu Heldera Postigi, ale Saragossa postawiła zaporową cenę i na razie nie ma widoków, by do VCF trafił ktoś o porównywalnym potencjale do Soldado (80 goli w 146 meczach przez trzy lata). Więcej jest za to transferów „z”. Klub opuścili już Tino Costa, David Albelda, Nelson Haedo Valdez oraz Fernando Gago. I choć Salvo zapewnia, że drużyna będzie tak samo mocna albo nawet silniejsza niż w poprzednim sezonie, trudno uwierzyć w jego słowa. Valencia walczy z kryzysem i dopóki się z nim nie upora, to trudno wymagać od niej regularnej gry w Lidze Mistrzów. A to właśnie byłoby idealnym uzdrowieniem dla budżetu.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama