KSIÄ„ŻKA: Hooligans. Historia angielskiej armii chuliganów

redakcja

Autor:redakcja

01 sierpnia 2013, 10:09 • 3 min czytania

Różne pamiętniki i wspominki zdarzało nam się czytać w życiu, choć nasze ostatnie odkrycie wprawiło nas w większe osłupienie niż Grzelczak walący pod poprzeczkę z Barceloną. Trafiliśmy na książkę, przy której czuliśmy parę razy kłucie, jakbyśmy sami padali ofiarą bijatyk. Hooligans, czyli historia angielskiej armii chuliganów to lektura, która byłaby miodem na serce dla więźniów w Guantanamo czy psychopatycznego Charlesa Mansona. To elementarz dla każdego ultrasa, który zadziera nosa, że o środowisku kibiców wie wszystko…
Kiedy przeczytaliśmy pierwsze 20 stron, w głowie dudniły nam tylko frazy: złamana poprzeczka, gówno w torebce, napaść seksualna w pociągu. Ogólnie – zwyrolstwo. Co akapit, to kolejna chora historia. A wszystko w dodatku czyta się lekko, bo „przygody” (tak, brzmi to trochę za lekko) chuliganów są przedstawione z perspektywy pierwszej osoby. Rok po roku, choć trzeba sobie powiedzieć, że chronologia jest tutaj potrzebna do poukładania sobie pewnych faktów w głowie.

KSIÄ„ŻKA: Hooligans. Historia angielskiej armii chuliganów
Reklama

Autorzy – Pennant i Nicholls – dają od siebie raz na jakiś czas po kilka zdań, a potem jazda – podsuwają nam doskonale spisane relacje świadków bijatyk i kolejnych przejawów agresji. Każdy rozdział to gwarancja przynajmniej dwóch spojrzeń – po jednej z osób z obu zwaśnionych stron. Przykład: Szkoci niszczą murawę Wembley, leją wszystkich, kto się napatoczy, a kobietom pokazują genitalia spod kiltu. Dla Anglików – zwierzęta, rozbójnicy, zwykłe bydło. Z perspektywy opisujących wydarzenia Szkotów – buntownicy narzekający na przenoszenie przemysłu z Edynburga, czy innego Glasgow wprost do serca Londynu.

Warto sobie powiedzieć, że to tak naprawdę książka historyczna, opowiadająca trochę o przemianie politycznej na Wyspach. Trochę także o przemianie mentalnościowej ludzi. O stylu kibicowania, o odejściu od rurek z lat 60-tych i 70-tych, które wylansowało rock&rollowe granie i przejście w casualowe ciuchy. W typowe dla Anglików jeansy i brak barw klubowych – po co się wychylać. Ale kiedy już je zakładać – to robiąc z nich pożytek. Chcesz pokonać swojego rywala? Kup szalik jego zespołu, zawiń w niego kufel, rusz za oprychem i roztrzaskaj mu łeb w kiblu. Za to, że niszczył twój kraj, stadion narodowy, rozpruł dach metra z hordą swoich pobratymców. Sprawiedliwość. Dość subiektywna, ale jednak…

Reklama

Ł»eby nie było – wszystko ma swoje ukryte wady – w tym wypadku polskie wydanie, bo obfituje w dużą ilość literówek. Niestety. A to niepotrzebne spacje w środku jakiegoś wyrazu, a tu czasami ucięte po kilka liter. Po paru godzinach czytania idzie się jednak przyzwyczaić. Po wkroczeniu w ten klimat rozum podpowiada: – A nuż tak spisane, bo i tak opowiada to jakiś bezzębny, świszczący kibol?

A jeśli coś takiego dzieje się w głowie, książkę należy wyłącznie polecić. Oczywiście, jeśli ktoś nie ma hamulców i lubi dość przykre historie, które idzie otagować słowami: „fekalia, uryna, odór niewyobrażalny”. Oto historia, której nie potrafiły przedstawiać przez wszystkie lata media, które częściej zakłamywały rzeczywistość zamiast starać się ją wiernie kalkować na swoich łamach. Historia angielskiej piłki pod znakiem przemocy.

Książkę „Hooligans” możecie kupić w naszej księgarni, wystarczy KLIKNĄĆ TUTAJ.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama