Mało brakowało, a balonik pękłby z wielkim hukiem, prawie jak podczas Euro. Mistrz Polski, który organizacyjnie odjechał prawie całej lidze, w wielkich bólach wyrwał remis trzynastej drużynie ligi norweskiej. 1:1 z Molde to – patrząc na grę Legii – wynik wręcz niewiarygodny. Gospodarze byli lepsi pod każdym względem i nie wygrali tylko z jednego powodu: w futbolu często nie jest najważniejsze, jak grasz, ale ile masz szczęścia. Legia tego szczęścia miała dzisiaj całą furę. Ale jeśli na tym samym poziomie zagra w rewanżu, i jeśli na tym samym poziomie zagra Molde, to warszawski zespół pożegna się z marzeniami o Lidze Mistrzów.
Pierwsza połowa to był w wykonaniu Legii kryminał. Piłkarzom Urbana nie wyszła ani jedna akcja. Saganowski zamiast Shearera – jak określił go Solskjaer – bardziej przypominał Zacharę, Bereszyński „wskoczył” nie na poziom Benfiki, ale Moreirense, każda akcja Molde śmierdziała golem, a każde podanie Norwegów ze środka pola wywoływało w obronie taki popłoch, jakby na legionistów nacierał Neymar do spółki z Messim, a nie Chukwu z Ekpo. Bramkę – co było do przewidzenia – zawalił Tomasz Jodłowiec, a przecież uparcie, co kilka tygodni, powtarzamy, że jego najlepsza pozycja to nie defensywny pomocnik ani stoper, lecz pozycja siedząca. Wystawianie tego zawodnika to igranie z losem, jak wyprzedzanie maluchem na trzeciego, na drodze krajowej do Gdańska. A jeśli jeszcze „Jodła” (pseudonim adekwatny do sposobu poruszania się po boisku) ma obok siebie Dossę, który spóźnia się przy KAŁ»DEJ akcji…
Występ legionistów do przerwy słusznie podsumował na Twitterze Jarek Fojut: Jedyny pozytyw jest taki, że po bardzo słabej grze Legii i bardzo dobrej grze Molde jest tylko 1:0.
A takie wady wypisaliśmy my:
– obecność Jodłowca
– elektryczność Dossy
– denny Bereszyński i przeciętny Brzyski
– beznadziejne wybory Furmana
– nieefektywność Radovicia
– bezradność Vrdoljaka
– nieobecność Saganowskiego i Dwaliszwiliego
– Kosecki na swoim poziomie z pucharów.
W drugiej połowie rzeczywiście było trochę lepiej, bo… gorzej po prostu być nie mogło. Troszkę zamieszania wprowadził Ojamaa, w końcu obudził się Brzyski (świetna wrzutka do Dwaliszwiliego!) i… Mieliśmy napisać, że nieźle wyglądał Radović, ale byłoby to kłamstwo, bo Serb prezentował się po prostu słabo, co i tak pozwoliło mu się wyróżniać na tle kolegów. Norwegowie jednak postanowili powalczyć w konkursie na frajerów dekady i najpierw wszyscy obrońcy zamienili się w Jodłowca, pozwalając Dwaliszwiliemu strzelić gola, a potem jeden z nich – nazwisko tu akurat mało istotne – zachował się jak cymbał i sam wyeliminował z meczu.
Przejście Molde to dla Legii jakieś pięć milionów euro, w najgorszym razie. Patrząc na suchy wynik – księgowy z Łazienkowskiej już może tę kasę powoli traktować jak swoją. Patrząc na dzisiejszy mecz – ów księgowy może się oszukać jak klienci Amber Gold. Optymista powie, że nie da się dwa razy zagrać równie beznadziejnie, a pesymista – że nie można mieć dwa razy takiego farta.