Upały ustąpiły na dobę, więc pracujemy !! – 10 wniosków po 2. kolejce Ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

31 lipca 2013, 10:02 • 6 min czytania

Było gorąco. Był zaduch. Był straszny upał. No i były błędy, ale to akurat żadna nowość. Druga kolejka Ekstraklasy stała się już tylko wspomnieniem, ale za to jakim! To wspomnienie pierwszej klasy. Mercedes wśród wspomnień. Właściwie krótkie spojrzenie wstecz przypomina nam, dlaczego tak mocno kochamy polską ligę i polskie granie. Dlatego też postanowiliśmy się owym wspomnieniem podzielić, selekcjonując dla was elitarny zestaw dziesięciu wniosków dotyczących wszystkich weekendowych (przed-weekendowych i po-weekendowych również) wydarzeń z boisk polskiej ekstraklasy. Nie jesteśmy pewni, na ile ten cykl stanie się nową, świecką tradycją, ale postaramy się co jakiś czas montować podobny materiał.
Tymczasem bez zbędnego memłania. Dziesięć soczystych kąsków z tego tygodnia. Hasło przewodnie: „we all maek a mistakes” z koszulki Sadloka, który przez lato zaczął dostosowywać sylwetkę do swojego nazwiska.

Upały ustąpiły na dobę, więc pracujemy !! – 10 wniosków po 2. kolejce Ekstraklasy
Reklama

1. Sadlok maek a mistake podczas doboru menu

Tutaj bez większego zatrzymywania się, jest jak jest. Sadlok przytył. Jesteśmy niczym krzewiciel zdrowego stylu życia wśród piłkarzy, to znaczy lubimy czasem zwrócić uwagę na sylwetkę. Ł»e nic z tego? O nie, kochasie. Właśnie o to chodzi, że za sprawą Strąka uwierzyliśmy w moc takich krótkich komunikatów wysyłanych wprost do zawodników. Pan Paweł jak zobaczył swoje foty z okresu gry w rezerwach Górnika, to fetując z Zawiszą awans do Ekstraklasy świecił kaloryferem przed każdym fotografem obecnym w pobliżu murawy. Tak działa motywacja. Tak działa samozaparcie. Tak działa pozytywna zjebka.

Reklama

Sadloku. Liczymy, że pójdziesz w ślady Strąka. Maek a mistake to jeszcze żadna ujma, o ile potrafi się potem go poprawić. Do roboty!

2. Upał, gorąc, zaduch

Krótka kompilacja pieprzenia o pogodzie. Nie spodziewaliśmy się, że tego typu dyskusje kiedyś wykroczą poza tramwaje i poczekalnie do gabinetu lekarza pierwszego kontaktu.

3. Klytta powrócił

Kinematografia i historia znają wiele takich przypadków. Terminator wysłany w przeszłość, by zgładzić Johna Connora, propagandyści Stalina wycinający jego wrogów z archiwalnych zdjęć, narzędzia usuwające pamięć z „Facetów w czerni”, całe gromady innych agentów specjalnych, o których istnieniu świat miał nie wiedzieć albo zapomnieć… Było sporo przykładów na próby wymazania ze świadomości konkretnych bohaterów.

Tak samo Adam Westfal wymazał Dariusza Trelę. Tak jakby nigdy nie istniał, nigdy nie grał, nigdy nie bronił, nigdy nie udzielał wywiadu. Przyroda nie znosi jednak pustki. W jego miejsce wskoczył Klytta. Poziom absurdu mogłyby wywindować już tylko kobiety z brodą wachlujące wjeżdżającego na lektyce Westfala, który miałby ze sobą zdjęcia Klytty z okresu gry w Radzionkowie.

4. Złotousty Przybecki

Tego się można było spodziewać – skoro rozgrywał dobre zawody, to capnęli go przed kamerę. Przybecki miał jednak pecha, bo na trop jego intymnych sekretów natrafił prawdziwy słoń w składzie porcelany i jeden z bohaterów kolejki. Człowiek, który upały znosił gorzej od literackiej postaci Nel z „W pustyni i w puszczy”. Adam Westfal. I tym razem było z nim wesoło:

5. Kotorooowskiii w formie

Ł»aden mecz nie obfitował chyba w większe absurdy. Pomijając naturalnie zwycięstwo Wisły nad Koroną, ale powiedzenie „Franek Smuda czyni cuda” utarło się już tak dawno, że akurat sukcesy konstruktora kolejnej szatni nie zaskakują! A Poznań dla odmiany zwalił nas z nóg – raz druga żółta kartka dla Marcina Kusia, który miał niesłychanie przeszkadzać w wyprowadzeniu piłki nurkującemu Kotorowskiemu, a dwa… Kotorowski właśnie. Nie wiemy, co chłop miał tego dnia w bani, ale po pierwsze – rozbawił nas już kiedy eliminował z gry obrońcę „Pasów”, a potem… Potem to już było apogeum, czyli stracona bramka po dośrodkowaniu strzale losowym wykopie Saidiego. W odróżnieniu od Kotorowskiego – padliśmy na glebę, czego on sam w porę nie zrobił, kiedy piłkarz Cracovii brał zamach.

6. Goulon czyli najlepiej słucha się wolnych ballad

Jeśli co drugi polski skrzydłowy to muzycznie thrash metal – szybki, dynamiczny, ale „nieco” nieokrzesany, Goulon jest smutnymi, melancholijnymi balladami o niespełnionej miłości. Biega w tempie czterech kilometrów na godzinę, momentami zwalniając do dostojnych kroków w okolicach linii środkowej, a i tak ogląda się go przyjemniej, niż połowę szałaputów bez pojęcia o taktyce. Jak we wspomnianych balladach – powoli, dostojnie, elegancko. Aha, no i jeszcze smutek i niespełniona miłość. Spójrzcie co odpieprzają jego koledzy z Zawiszy to zrozumiecie, co mamy na myśli.

7. Rumak ma kłopot – Urban ma rękaw wypchany asami

Nieciekawie u Mariusza Rumaka. Z prostej przyczyny – na razie w jego zespole z najlepszej strony prezentuje się ten, który wcześniej był bardziej piątym kołem u wozu, czyli Ubiparip. Ślusarski natomiast zamiast przypominać na boisku buldożer rozbijający się łokciami i walczący o każdą piłkę w ataku, jest jak swój własny rower, którym odjechał do domu po meczu z Cracovią.

Patrząc na sytuacje całkiem poważnie – atutem „Kolejorza” na początku sezonu jest jedynie decyzja ekstraklasy sprzed kilka miesięcy, oznaczająca dzielenie punktów na koniec rundy. Tym samym nie trzeba na razie rozmyślać, że Legia odjeżdża, choć odjechać może jeszcze dalej. A wszystko przez szeroką kadrę. Jednego dnia bohaterem zespołu zostaje Mikita, drugiego nie znajduje się w osiemnastce na mecz. A kiedy nie strzela Saganowski, wchodzi Dwaliszwili i robi swoje. W Poznaniu trener podobnego komfortu nie ma, a to może okazać się czynnik decydujący o kolorze medali na koniec rozgrywek.

8. Zagłębiu nie chce się grać, nawet pod nożem

Widzimy to tak: kamera na twarz Hapala. Widać każde drgnięcie powieki, każdy skurcz mięśni twarzy, emocje wyryte na spokojnym jak dotąd obliczu. Rozpoczyna płomienną przemowę do swoich zawodników. Z każdym zdaniem coraz mocniej akcentuje gniew, wymieszany z wiarą w swoich podopiecznych. Kamera wodzi za jego coraz bardziej gwałtownymi ruchami, śledzi jego bezcelowe kręcenie się po szatni podczas wygłaszania motywującej przemowy.

I hop, kamera na twarze zawodników, z których połowa przysypia, kilku słucha muzyki z mp3, a pozostali grają w karty.

Tak właśnie widzimy motywację piłkarzy Zagłębia do gry. Rozleniwienie, lęk przed zapoceniem koszulek, wygodnictwo, przekonanie o pewności swojego utrzymania przy jednoczesnym braku wiary w grę o puchary. Im się nie chce, nawet gdy Hapal właśnie traci przez nich robotę. Nie mają ochoty ruszyć na pomoc szkoleniowcowi, bo ogółem na niewiele mają ochotę. Ale nie bądźmy dla nich zbyt surowi – w końcu upał.

9. Piast Gliwice niby często się chwieje, ale na koniec sam nokautuje rywala.

Patrząc na Piasta i Marcina Brosza ciągle przypomina nam się zabawna sytuacja, kiedy przed dwoma laty trener uratował posadę… bo jego zespół grał aż tak źle, że prezes stracił ochotę na wszystko. Dosłownie, bo nie chciał mu nawet wypisać zwolnienia i pozostawił Brosza na stanowisku. Dziś ewidentnie to procentuje, a choć jego gracze nadal miewają częste momenty kryzysowe. Posiadają jednak niezwykłą jak na tę ligę umiejętność – potrafią dźwigać się z kolan. Piast tracił bowiem aż 19 razy od awansu do ekstraklasy bramkę jako pierwszy, by wygrać z tego aż 9 gier, 3 zremisować i 7 przegrać. Chapeau bas.

10. Jagiellonia – z trenerem gra się łatwiej, niż bez

Cóż, brzmi banalnie, ale tego stwierdzenia proszę nie lekceważyć – w naszym kraju wciąż działa legendarny efekt nowej miotły! Zawodnicy Jagiellonii po przybyciu Piotra Stokowca odetchnęli i wreszcie przypomnieli sobie, że w futbolu do zwycięstw przydaje się jeszcze trener. Już teraz gołym okiem widać, że lepiej posadzić w Białymstoku na ławkę gościa w marynarce rodem z Placu Zbawiciela niż typa, który o ubiorze opowiada w trakcie Superpucharu Niemiec następujące żarty: „Sędzia Drees zapomniał dres”.

Słuchając takich kwiatków Hajty jak podczas ostatniego starcia Dortmundu z Bayernem nie mamy wątpliwości – odprawy przed spotkaniami Jagi ewidentnie robiły różnice. Posłużymy się tylko kolejnym cytatem Gianniego sprzed paru dni: – Różnica między Starke, a Neuerem jest taka, że jest bramkarz i jest bramkarz.

Wystarczyło, że Hajto odjechał z Podlasia i proszę bardzo. Kupisz i spółka wrócili do zawodu po stanie hibernacji, bo ktoś wreszcie potrafił im nieco celniej scharakteryzować przeciwnika…

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama