Zapraszamy na środowy przegląd prasy, w której dziś sporo ciekawych materiałów i rozmów. Oczywiście dominuje temat wieczornego meczu Legii z Molde.
FAKT
Najlepszy strzelec Molde dla Faktu: Rozstrzelam Legię.
To na niego muszą szczególnie uważać obrońcy Legii Warszawa. Daniel Chima Chukwu (22 l.) to najlepszy strzelec Molde. W tym sezonie zdobył 6 goli w 16 meczach, a w zeszłorocznej edycji Ligi Europy w pojedynkę pokonał Vfb Stuttgart. – Teraz to samo chcę zrobić z Legią – mówi Faktowi Nigeryjczyk. Chima może grać zarówno na lewym skrzydle, jak i na środku ataku. – Najbardziej lubię, gdy jestem ustawiony na pozycji snajpera. Ale trener często mnie przesuwa ze względu na moją szybkość. Nie mam z tym większego problemu – mówi napastnik. – Na razie chcę zostać w Molde. Mam tu wsparcie od trenera. Ole Gunnar Solskjaer to chyba najlepszy szkoleniowiec, z jakim może pracować piłkarz. Jest uczciwy. Nie patrzy na nazwiska. Jak jesteś lepszy od kolegi z drużyny, to zagrasz. Mam z nim indywidualne treningi. Mówi, jak mam się ustawiać, jak wykańczać akcje. To legenda Manchesteru United. Mogę się jeszcze przy nim wiele nauczyć – chwali swojego szefa snajper. – O Legii wiem niewiele. Na pewno trener ma swoje spostrzeżenia i nam je przekaże. Ja skupiam się na swojej grze – dodał Chima.
Ole Gunnar Solskjaer dla Faktu. Dłuższa rozmowa.
Czy spodziewał się pan, że pana kariera trenerska rozwinie się tak szybko?
– Duży wpływ na mój rozwój miał początek, czyli Manchester United, ale chciałem wypłynąć na szerokie wody i pracować na własne nazwisko. Pragnąłem być numerem jeden. Norwegia to dla mnie idealne miejsce. Przestrzegam dewizy, aby wszystko robić powoli, krok po kroku. Skok na głęboką wodę dopiero przyjdzie.
Zdobył pan w dwa lata dwa mistrzostwa Norwegii. Czy to była duża niespodzianka?
– Pierwszy sezon na pewno. Uznałem, że Molde jest dla mnie świetne do dalszej nauki. Przyszedłem do dobrze zorganizowanego klubu, ale nie wszystko mi się tu podobało. Przede wszystkim zauważyłem, że często piłkarz nie jest stawiany na pierwszym miejscu. A to dla mnie podstawowa zasada. Zmieniłem kilka rzeczy, przebudowałem szatnię, ściągnąłem piłkarzy chociażby z rezerw Manchesteru United, z którymi pracowałem w Anglii np.: Matsa Daehliego i Etzaza Hussaina.
Przebudował pan szatnię? Jeden polski trener też tak zrobił…
– Zatem musi być dobry (śmiech)! A poważnie, zrobiłem to tylko dlatego, aby piłkarze czuli się w niej komfortowo, a tak do tej pory nie było.
Lewandowski rozczarowany postępowaniem działaczy Borussii.
„Lewy” oderwał się od transferowego zamieszania, wziął ślub, a później zacisnął zęby i rozpoczął przygotowania w Dortmundzie. W meczu o Superpuchar Niemiec spisał się bardzo dobrze. Borussia wygrała z Bayernem 4:2. Wszyscy byli pod wrażeniem formy, w jakiej jest Polak. Boisko to jedno, ale relacje Polaka z władzami BVB wcale się nie poprawiły. – Znów się zawiodłem. Najpierw osoby w klubie mówią mi prosto w oczy jedno, a później jest zupełnie odwrotnie niż się umawialiśmy. Biorę takie rzeczy bardzo poważnie, bo kiedy sam coś obiecuję, to dotrzymuję słowa. Zawsze byłem wobec wszystkich w klubie fair. Daję z siebie sto procent na treningach i w każdym meczu. A w przypadku władz Borussii znów się zawiodłem – powiedział Faktowi Lewandowski. Jak ustalił Fakt chodzi o kolejną dziwną zagrywkę Watzke i Zorca. Kilka tygodni temu rozmawiali osobiście z Lewandowskim. Padła konkretna propozycja: nie zgodziliśmy się na transfer, w nagrodę będzie duża podwyżka. Robert miał za ostatni rok gry na Signal Iduna Park dostawać 6 milionów euro plus bonusy – łącznie nawet 9 milionów. Jak się okazało, były to obietnice bez pokrycia. Przypomnijmy, że najlepszy strzelec zespołu jest jednym z najgorzej zarabiających. ma pensję około 1,8 miliona euro.
RZECZPOSPOLITA
Lewandowski czuje się oszukany – jeszcze jeden materiał.
Trudno było panu zmobilizować się na mecz z Bayernem, w którym tak bardzo chciał pan grać?
– Nie. Raczej myślałem o tym, że tylko Superpucharu brakuje mi w niemieckiej kolekcji i że warto byłoby go w końcu zdobyć. Próbowałem już dwa razy, raz okazaliśmy się gorsi od Bayernu, następnym razem od Schalke. Nie myślałem o Bayernie, tylko o Borussii, skoncentrowałem się na tym, żeby zagrać najlepiej, jak potrafię.
Przyglądano się każdemu pana gestowi, sprawdzano, czy cieszy się po golach dla Dortmundu…
– Nie dziwiło mnie to i nie przywiązywałem do tego wagi. Mogą robić, co chcą. Może to była gra ze strony Borussii, bo nie chce mi się wierzyć, by taka analiza powstała bez powodu Ale to dla mnie nie jest ważne.
Jak przyjęli pana koledzy po powrocie z urlopów? Chyba nikt nie spodziewał się zobaczyć pana ponownie w szatni?
– Koledzy mniej więcej wiedzieli, jak wygląda sprawa mojego transferu. Nie wiem, czy to dla nich było ważne, ale nie sądzę, przecież każdy myśli o swojej karierze. Kiedy wszedłem do szatni, pytali, co tu robię, ale też cieszyli się, że będziemy dalej razem grali.
GAZETA WYBORCZA
Jakub Wilk: Ł»algiris na pewno nie wystraszy się Lecha.
Trudno o osobę, która lepiej znałaby Lecha i Ł»algiris. Czego możemy się spodziewać w tym dwumeczu?
– Nie jest wielką tajemnicą, że Lech jest faworytem do awansu. Jeżeli nie zlekceważy litewskiej drużyny, szczególnie w pierwszym meczu w Wilnie, to powinien spokojnie awansować do kolejnej rundy. Jestem tego pewien. Choć już nie gram w „Kolejorzu”, to wciąż mu kibicuję.
A Ł»algiris…
– Nie, no oczywiście, do niego też mam sentyment. Pół roku temu ten klub podał mi rękę i spotkałem w Wilnie bardzo dobrych i życzliwych ludzi. W Wilnie mieszka spora grupa Polaków i dla nich przyjazd Lecha Poznań, jednego z najlepszych klubów w naszym kraju, będzie z pewnością wielkim wydarzeniem. Pod tym względem ten czwartkowy mecz może być naprawdę fajny.
A pod względem sportowym?
– Ł»algiris ma teraz świetny czas. Jeżeli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to powinien spokojnie zdobyć mistrzostwo kraju. Jest zdecydowanym faworytem i gra najlepszą piłkę na Litwie. O ile poziom futbolu w tym kraju jest dużo niższy niż w Polsce, to Ł»algiris wyraźnie przerasta całą ligę.
Włodzimierz Lubański: Brugge potrafi być bezwzględne.
Śląsk w pierwszym meczu III rundy kwalifikacji Ligi Europy zmierzy się jutro u siebie z Club Brugge. Wrocławianie mają szanse z 13-krotnym mistrzem Belgii?
– Wszyscy w Polsce zastanawiają się, jak wysoko w tym dwumeczu Śląsk przegra. Jednak wrocławianie, wbrew temu, co mówią inni, nie są na straconej pozycji. Jest tylko jeden warunek. Jeśli we Wrocławiu chcą liczyć na korzystny rezultat – muszą zagrać naprawdę dobre spotkanie i nie popełniać błędów, bo Belgowie skrzętnie je wykorzystają. Piłkarze Śląska wielokrotnie pokazywali, że stać ich na dobre występy, bo mają w składzie solidnych zawodników.
Wrocławianie trafili chyba najgorzej, patrząc na rywali pozostałych polskich drużyn reprezentujących nas w europejskich pucharach?
– Rywal nie jest łatwy, ale z tym trzeba się liczyć, aspirując do grona klubów występujących w fazie grupowej europejskich pucharów. Club Brugge to drużyna, która zawsze na koniec sezonu znajduje się w pierwszej trójce belgijskiej ekstraklasy. Regularnie rywalizują też w europejskich pucharach co najmniej na szczeblu grupowym. Mają solidny, dobrze poukładany, ale zarazem dynamiczny i skuteczny zespół. Jeśli trzeba, piłkarze Brugge potrafią być też cierpliwi i poczekać na dogodną okazję do ataku. To już nie jest jednak drużyna z europejskiego topu, jak miało to miejsce przed laty.
SPORT
„Górnik wygra mecz umiejętnościami, które ma większe od gliwiczan”.
Piast Gliwice może dysponować naprawdę sporą przewagą wzrostu w meczu z Górnikiem Zabrze. – To prawda, ale Azerowie byli od Piasta o głowę niżsi, a jednak to oni grają w pucharach – mówi Jacek Wiśniewski. Były obrońca Górnika Zabrze uważa, że niska linia obrony Adama Nawałki nie będzie problemem w meczu z Piastem. Nawet jeśli w Gliwicach świetnie głową grają Marcin Robak, Mateusz Matras, Tomasz Doczekal czy Adrian Klepszyński, a ze stałych fragmentów gry wrzuca Tomasz Podgórski. – Pewnie lepiej mieć jednego wielkoluda, ale nie widzę problemu. Myślę, że obrona Górnika gra tak solidnie jako formacja, że nawet gdyby „Szewa” był zdrowy, to trener po dwóch rozegranych meczach nic by nie zmieniał – twierdzi „Wiśnia”. – Zasada jest prosta. Przy stałym fragmencie gry trzeba stanąć bardzo blisko wysokiego rywala i wtedy niewiele zrobi. Ewentualnie podwoić krycie. Najgroźniejsze są sytuacje, kiedy przeciwnik wbiega w pole karne. Po prostu trzeba uważać. Nie obawiam się z kolei tego, że Robak będzie wygrywał piłki grane do niego górą z akcji. Piast raczej tego nie robi. Marcin się zastawia, grane są do niego piłki po ziemi lub „półgórne”, bo potrafi się kapitalnie zastawić – analizuje były zawodnik.
Maciej Sadlok znów musi przejść operację!
Nie kończą się problemy zdrowotne Macieja Sadloka. Wydawało się, że środkowy obrońca lada moment wróci do gry, tymczasem znów będzie musiał przejść operację niegojącej się pięty. – Plany były inne, ale teraz okazało się, że zabieg będzie konieczny. Mam nadzieję, że przyspieszy on rehabilitację Maćka. Jeżeli nie będzie powikłań, to nasz obrońca powinien jeszcze w tym roku wrócić do gry – mówi Mirosław Mosór, dyrektor sportowy chorzowian. Sadlok nie gra od wczesnej wiosny, bowiem zmaga się z problemem niegojącej się po wycięciu gangliona pięty.
DZIENNIK POLSKI
Cezary Wilk odchodzi z Wisły Kraków.
Paweł Brożek, który wczoraj podpisał kontrakt z Wisłą, w szatni „Białej Gwiazdy” minie się z Cezarym Wilkiem. Wszystko wskazuje bowiem na to, że ten ostatni jeszcze w tym tygodniu, a być może nawet dzisiaj, rozwiąże kontrakt z krakowskim klubem. Sytuacja Wilka mocno skomplikowała się w Wiśle, odkąd trenerem został Franciszek Smuda. Prawda jest jednak również taka, że sam zawodnik chciał już zmienić otoczenie. Ponoć nawet złożył w tej sprawie pismo w Polskim Związku Piłki Nożnej o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Powód? Oczywiście, zaległości finansowe, jakie Wisła ma wobec niego. Gdy jednak przy ul. Reymonta dowiedziano się o sprawie, zaproponowano Wilkowi rozwiązanie polubowne, bez ingerencji piłkarskiej centrali. Strony usiadły do rozmów i wszystko wskazuje na to, że wypracowano kompromis. Piłkarz dostanie część zaległych pieniędzy, a jego kontrakt, który miał obowiązywać jeszcze przez jeden sezon, zostanie rozwiązany już teraz. Wilk nigdy nie ukrywał, że traktuje Wisłę jedynie jako przystanek w swojej karierze. Zawsze mówił szczerze i uczciwie, że jego marzeniem jest gra w silniejszej lidze niż polska ekstraklasa. Przez trzy lata gry w zespole „Białej Gwiazdy” miał momenty lepsze i gorsze, ale szacunek kibiców zaskarbił sobie przede wszystkim tym, że nigdy nie można było mu zarzucić braku zaangażowania. Nawet jeśli grał słabiej, to zostawiał całe zdrowie na boisku. Nigdy też nie uciekał od odpowiedzialności, gdy po porażkach trzeba było stanąć twarzą w twarz z przedstawicielami mediów i tłumaczyć się z kiepskiej postawy drużyny. Kibice wybierali Cezarego Wilka dwa razy Piłkarzem Małopolski, co też dowodzi, jaką sympatią się cieszył.
Rozmówka z Pawłem Brożkiem, który wczoraj trenował już z Wisłą.
Nie było Pana w Wiśle 2,5 roku. Czuje się Pan tak, jakby ten czas minął jak jeden dzień?
– Właśnie nie. Jest wprost przeciwnie. Czuję się tak, jakby nie było mnie tutaj nie 2,5 roku, a dziesięć lat. Trochę się przez ten czas w Wiśle zmieniło, choć paru znajomych ciągle jest. Teraz koncentruję się na sobie, na tym, żeby jak najszybciej dojść do odpowiedniej dyspozycji fizycznej. Później zacznę natomiast dokładniej poznawać drużynę.
A na jakim etapie tych przygotowań Pan jest? Można to określić w procentach?
– W dokładnie takiej samej sytuacji byłem rok temu, gdy podpisałem kontrakt w Huelvie. Też przychodziłem do nowej drużyny w momencie, gdy już rozpoczęły się mecze ligowe. Wtedy potrzebowałem dwóch tygodni treningów i zacząłem wyglądać dobrze pod względem fizycznym. Procentowo ciężko to oceniać, choć nie jest tak, że wszystko muszę robić od zera. Nie siedziałem przecież przez ostatnie tygodnie przed telewizorem z piwem w ręce, tylko cały czas trenowałem indywidualnie. Biegałem, pracowałem na siłowni. Dlatego myślę, że pod względem fizycznym powinienem dość szybko dojść do siebie. To czego natomiast mi brakuje, to kontaktu z piłką, jej wyczucia. Czeka mnie trochę pracy, żeby szybko poprawić elementy czysto piłkarskie. Ł»eby dokładnie podawać piłkę oraz żeby mocno i precyzyjnie strzelać. Tego bez treningów z drużyną nie da się wypracować. Muszę się przyznać, że na pierwszym treningu z zespołem wyglądało to tak sobie.
– Bardzo się cieszę, że Łukasz trafił dwa razy, ale ważniejsze w jego przypadku jest moim zdaniem co innego. Łukasz wreszcie bardzo dobrze wygląda pod względem fizycznym. Nie chcę zapeszyć, ale coś mi się zdaje, że wraca w końcu stary, dobry „Guła”. Jeszcze ten, którego pamiętamy z czasów Bełchatowa, czyli taki zawodnik, który potrafił kreować grę, strzelać bramki i dawać dużo drużynie.
SUPER EXPRESS
John Vik, szpieg Molde o Legii: Szanse są wyrównane.
Trener Legii Jan Urban powiedział, że porażka z Molde nie będzie katastrofą, bo oba zespoły prezentują podobny poziom…
– Zgadzam się z nim, poziom drużyn jest podobny. Myślę, że mamy małą przewagę ze względu na to, że liga norweska jest w pełni sezonu, a w Polsce dopiero wystartowała. Niezwykle ważny będzie dzisiejszy mecz. Zależy nam na korzystnym wyniku, bo rewanż w Warszawie może być dla nas ekstremalnie trudny, również ze względu na gorący doping, jaki tworzą fani Legii. Wiem, że dziś legioniści też mogą liczyć na doping, mieszkający w Molde i okolicy Polacy, wśród których mam przyjaciół, w dużej liczbie wybierają się na mecz.
Co jest siłą tej Legii?
– Piłkarze Legii wyglądają świetnie pod względem przygotowania fizycznego, zresztą większość z nich ma znakomite warunki. Trudno odebrać im piłkę. Grają naprawdę fajny i widowiskowy futbol. Musimy wznieść się na nasz optymalny poziom, jeśli chcemy awansować.
Porażka 0:2 w lidze z Lillestroem to zasłona dymna?
– Absolutnie nie! Zależy nam na mistrzostwie Norwegii, choć szanse się oddalają (Molde jest na 13. miejscu – red.). Mamy szeroką kadrę, ale okazuje się, że młodym piłkarzom, którzy przyszli do nas, brakuje niezbędnego doświadczenia.
Michał Ł»yro o meczu z Molde.
Kapitan Molde Daniel Helstad w rozmowie z „SE” przyznał, że nie zna żadnego piłkarza Legii. A wy co wiecie o rywalach?
– Nasza wiedza o przeciwnikach jest na podobnym poziomie (śmiech). Wiadomo, że Norwegowie, jak każdy zespół ze Skandynawii, grają twardą, siłową piłkę. Jesteśmy na to przygotowani i na boisku damy sobie radę.
Helstad dodał także, że mimo wszystko to Legia jest faworytem tego dwumeczu.
– To ciekawa opinia, zwłaszcza jeśli wygłasza ją facet, który podobno nic o nas nie wie. Ale to dobrze, że gracze Molde nas szanują. Mamy świadomość celu. Nie zmarnujemy szansy.
W ostatnich meczach ligowych wy wygraliście z Pogonią 3:0, a Molde przegrało z przeciętnym Lillestrom 0:2. To dobry prognostyk?
– W pucharach wyniki z ligi nie mają żadnego znaczenia. To będzie nowe otwarcie. Ewentualne straty w rozgrywkach krajowych zawsze można odrobić. W pucharach, zwłaszcza o taką stawkę, jeden błąd może zniweczyć cały rok pracy. Dlatego jestem pewien, że Norwegowie już zapomnieli o ostatniej porażce. Teraz liczy się już tylko środowy mecz.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kamil Biliński chce wyeliminować Polaków.
Średnią goli na mecz ma wyższą niż Robert Lewandowski, choć w Polsce tak skuteczny nie był nawet w II lidze. W litewskiej ekstraklasie strzelił w sumie 25 goli w 37 meczach. Dwanaście w poprzednim sezonie, trzynaście w obecnym. Jest najskuteczniejszy z Polaków występujących zagranicą. – Na Litwie wcale nie jest tak łatwo trafić do siatki. Gramy bardzo ofensywnie i mam po prostu więcej sytuacji niż w poprzednich drużynach. Z drugiej strony, im lepsza skuteczność, tym czujesz się bardziej swobodnie. Może dlatego w polu karnym jestem tam, gdzie piłka – ocenia Biliński. – W Ł»algirisie się rozwinąłem, stałem się lepszym piłkarzem, podniosłem swoje umiejętności, dlatego moja skuteczność wygląda coraz lepiej – kontynuuje. – Dobra forma zaczęła się od gry w Wiśle Płock. Tam regularnie zdobywałem bramki. Od tamtego momentu trzymam rytm meczowy i strzelecki. Nie nakręcam się na króla strzelców, ale chciałbym zdobyć ten tytuł. Nie odpuszczę – deklaruje piłkarz. Zmiana obywatelstwa? – Biliński nie drybluje, nie kreuje gry. Po prostu wykańcza akcje. Jest killerem – mówi nam Csaba Laszlo, selekcjoner reprezentacji Litwy. – Oglądam dokładnie litewską ligę i Kamil to jeden z najlepszych napastników w tym kraju. Fajnie byłoby mieć takiego snajpera w kadrze. Naturalizacja? Sam proces, formalności i te wszystkie sprawy… to bardzo skomplikowane. Wręcz niemożliwe. Poza tym nie wiem, czy Kamil w ogóle byłby zainteresowany – uśmiecha się szkoleniowiec.
Peszko kupiony i od razu wypożyczony.
Dobiega końca zamieszanie wokół Sławomira Peszki. Dziś piłkarz ma podpisać kontrakt z Parmą, ale zostanie z niej wypożyczony do FC Köln, a więc swojego obecnego pracodawcy. – Sławek podpisze dwa kontrakty. Parma chce go najpierw wypożyczyć, bo Sławek przez osiem miesięcy nie grał w piłkę. Jestem przekonany, że podpisze umowę z tym włoskim klubem, choć oczywiście na 100 procent będę pewien, gdy będę miał już kontrakt w teczce – mówi nam Andrzej Grajewski, menedżer zawodnika. Sprawa jego transferu jest dość skomplikowana nie tylko ze względu na kwestię wypożyczenia Polaka. Köln musi jeszcze zapłacić biznesmenowi Franzowi-Josefowi Wernze 620 tys. euro. To on sfinansował przejście Peszki do tego klubu. Potem był wypożyczony do Wolverhampton, gdzie jednak grał niewiele. Latem nie chciał wrócić do Kolonii, bo wiązałoby się to z obniżką wynagrodzenia. W tym czasie trenował z Wisłą Płock. Teraz ma wrócić do gry.