Piszczek odrzuca kule, Jankowski nie wie co z jego transferem, koniec Hapala

redakcja

Autor:redakcja

30 lipca 2013, 08:31 • 11 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Piszczek odrzuca kule, Jankowski nie wie co z jego transferem, koniec Hapala
Reklama

FAKT

Młody polski piłkarz kilka dni temu grał z Barceloną: „Oni są jak kosmici”.

Reklama

Dziś przeciwko wielkiej FC Barcelonie zagrają piłkarze Lechii Gdańsk, a kilka dni temu inny Polak miał okazję rywalizować z mistrzem Hiszpanii. Marcel Wawrzynkiewicz (19 l.) jest bocznym obrońcą norweskiej Valerengi Oslo, która w sobotę w sparingu dostała od Barcelony surową lekcję. Przegrała 0:7. – Trenerzy często powtarzają, że rywal to też człowiek, ale ci ludzie grali jak kosmici. Zwłaszcza Leo Messi i Alexis Sanchez – mówi Faktowi Wawrzynkiewicz. Na boisko wszedł w 56. minucie, kiedy w drużynie rywala występowali przede wszystkim piłkarze rezerw, ale i tak Barcelona strzeliła w tym czasie trzy gole. – Kilka razy ruszyłem do przodu, udało się nawet stworzyć jakieś okazje. Po meczu niektórzy koledzy wymienili się z nimi koszulkami, mnie się nie udało, ale już za tydzień gramy mecz z Liverpoolem i wtedy zapoluję na Stevena Gerrarda – opowiada nam piłkarz, który Lechii nie daje dzisiaj zbyt dużych szans. – Lechia nie jest jakimś sporo lepszym zespołem od nas, a Barcelona z kolei zagra z nimi w silniejszym składzie. Ciężko im będzie – ocenia gracz Valerengi.

فukasz Piszczek odrzuca kule.

فukasz Piszczek (28 l.) pojawił się w świetnym humorze na meczu Superpucharu Niemiec. Nie dość, że Borussia zdobyła trofeum pokonując swego wielkiego rywala Bayern 4-2, to jeszcze rehabilitacja przebiega pomyślnie. „Piszczu” niedługo odrzuci kule. – Ten gość jest najlepszy – krzyknął Juergen Klopp ściskając Polaka podczas naszej rozmowy. – Fajnie, że wygraliśmy ten puchar, bo dwa razy nam się to nie udawało. Pokonaliśmy Bayern, to na pewno będzie miało swój oddźwięk, ale trzeba podkreślić, że oba zespoły są dopiero w fazie przygotowań do sezonu – powiedział Faktowi Piszczek, który ciężko pracuje, aby jak najszybciej wrócić na boisko. – Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Powoli mogę odrzucić kule. W następnym tygodniu powinienem już normalnie chodzić. Rehabilitacja wygląda różnie. Z reguły zajmuje mi około czterech godzin dziennie. Potem dom i odpoczynek. Tak wygląda każdy mój dzień – zdradził „Piszczu”.

RZECZPOSPOLITA

Klątwa Polonii. Historia wiadomego klubu.

„Co ty wiesz o porażkach, kobieto? Rozmawiasz z kibicem Polonii” – stwierdził komisarz Adam Nowak, bohater jednej z książek Tomasza Konatkowskiego. Nowak mówił o klubie z Warszawy, ale te słowa mogliby powtórzyć sympatycy niemal każdej Polonii w Polsce. Polonia znaczy Polska. Czy może być piękniejsza, bardziej patriotyczna nazwa dla drużyny z naszego kraju? Lecz wspaniała nazwa nie oznacza, że zespół będzie odnosił wyłącznie sukcesy. Polonie z całej Polski bywały na szczycie a potem spadała na dno. Nie ma klubu o tej nazwie, który nie borykałby się z większymi lub mniejszymi problemami. Czy nad Poloniami ciąży jakieś fatum? W ostatnich miesiącach najgłośniej było o kłopotach Polonii z Warszawy. Dwukrotny mistrz Polski w nadchodzącym sezonie będzie występował w IV lidze po tym, jak nie dostał licencji na grę w ekstraklasie. Ireneusz Król, były właściciel, zadłużył ją na pięć milionów złotych. Dla kibiców stołecznej drużyny kłopoty nie są niczym nowym. Zespół istnieje 102 lata i tylko kilka z nich było okresem względnego spokoju. Klub powstał w 1911. Nazwa Polonia została wybrana przez założyciela, Wacława Denhoffa – Czarnockiego, nie przez przypadek. Warszawa znajdowała się wtedy pod zaborem rosyjskim. W czasach II RP Czarne Koszule były najbardziej lubianym zespołem w Warszawie i jednym z najpopularniejszych w kraju. Wszystko zmieniło się po II wojnie światowej. Polonia, jako klub warszawskiej inteligencji, był tępiony przez komunistyczne władze.

GAZETA WYBORCZA

Zamieszanie na linii Widzew – Jagiellonia w sprawie Pawłowskiego.

Sprawą na początku lipca zajmowała się komisja ds. rozgrywek i piłkarstwa profesjonalnego, która uznała, że Widzew ma prawo zmienić transfer z czasowego (wypożyczenie) na definitywny, czyli wykupić Pawłowskiego. Jednocześnie postanowiła jednak spytać o opinię Komisję Licencyjną. Jej członkowie mają do jutra podjąć decyzję. – Dla nas ta sprawa wydaje się prosta i oczywista i naprawdę trudno mi uwierzyć w to, że okazała się tak skomplikowana – mówi Mroczkowski. A Michał Wlaźlik z zarządu łódzkiego klubu dodaje: – Jesteśmy dobrej myśli, bo prawo jest po naszej stronie. Dla trenera Widzewa odejście Pawłowskiego to wielka strata, ale w pewnym sensie powód do dumy. To on wyciągnął go z Jagiellonii, w której nie miał szans na grę i zrobił z niego gwiazdkę ligi. Tego lata 20-letniego piłkarza chciały kupić m.in. Legia Warszawa i ukraiński Sewastopol, a obserwowali go też przedstawiciele klubów z Francji i Niemiec. Już w swoim debiucie w czerwono-biało-czerwonych barwach Pawłowski zdobył gola, a później strzelił trzy kolejne. Mroczkowski ustawiał go na lewym skrzydle albo w ataku. W nowych rozgrywkach na nim opierał atak swojej drużyny i miał to robić nadal. Teraz straci czołowego gracza. – Co mam powiedzieć? Z jednej strony żałuję, że Bartek odchodzi, bo to ważny piłkarz dla Widzewa i kandydat na naprawdę dobrego zawodnika, a my przecież cały czas staramy się wzmocnić zespół, a nie go osłabiać – mówi Mroczkowski. – Z drugiej strony to dla niego duża szansa, bo Malaga to przecież wielki klub z silnej ligi. Ł»yczę mu, by się tam odnalazł. Jest też jeszcze jedna ważna kwestia, czyli duża korzyść dla Widzewa związana z tym transferem.

Koniec nieudanej misji trenera Pavla Hapala.

Cierpliwość szefów Zagłębia Lubin wobec trenera Pavla Hapala wyczerpała się. Świetnie opłacany czeski szkoleniowiec przez niecałe dwa lata swojej pracy w klubie miał stworzone idealne warunki do osiągania sukcesów. Spełniano jego wszelkie życzenia transferowe, przez wiele miesięcy nie wywierano żadnej presji. Wszystko po to, aby prowadzone przez niego Zagłębie zaczęło sięgać po jakiekolwiek sukcesy. Dziś z perspektywy czasu można tylko ze smutkiem stwierdzić, że niestety, ale realizowano pomysły transferowe Hapala, a większość z nich okazała się niewypałami. Bo kto jeszcze pamięta dziś takich piłkarzy jak Sloboda czy Hodur, których czeski szkoleniowiec koniecznie chciał mieć w Lubinie? W czym byli lepsi od wychowanków Zagłębia? Znacznie tańszych i jednak bardziej związanych z klubem. Podobnych pytań można stawiać znacznie więcej. Dlaczego czeski trener konsekwentnie od wielu miesięcy stawia na Roberta Jeża, zawodnika będącego w katastrofalnej dyspozycji? Zawodnika imitującego grę w defensywie, nic niewnoszącego do ofensywy, kreowania ataków swojej drużyny. Dlaczego Litwin Darvydas Sernas może strzelać gole w Widzewie, w lidze tureckiej, a u Hapala w Zagłębiu potykał się o własne nogi? I uwaga ta dotyczy nie tylko Sernasa, ale również innych zawodników, którzy po opuszczeniu Lubina zaczynali lepiej grać.

SPORT

„Co z moim transferem do Zagłębia Lubin? Sam chciałbym wiedzieć”.

Maciej Jankowski cały czas trenuje z Ruchem, ale w spotkaniu z Lechią Gdańsk nie grał. Nie wziął też udziału w meczu kontrolnym „Niebieskich” z Gwarkiem Ornontowice. Ma to związek z planowanym od dłuższego czasu transferem do Zagłębia Lubin. – Jankowski jest zdrowy, gotowy do gry, ale nie był brany pod uwagę przy ustalaniu taktyki i składu na mecz z Lechią, bo ponoć miał być sprzedany w tym tygodniu. Taka sytuacja nie jest dobra ani dla nas, ani dla Maćka. Trzeba szybko przeciąć tę sagę transferową. Jeśli nie zostanie sprzedany, to będzie grał u nas – zapowiedział w piątek trener Jacek Zieliński. Przy Cichej o takim rozwiązaniu nie chcą słyszeć. Działacze chcą sprzedać Jankowskiego – a mówi się, że sam zawodnik aż tak bardzo nie pali się do transferu – by cokolwiek na nim zarobić. Nie przekonuje ich argument, że piłkarz mógłby pomóc awansować zespołowi do grupy mistrzowskiej, a co za tym idzie – wywalczyć większe pieniądze za wywalczone na koniec sezonu miejsce. Kiedy w końcu dojdzie do sprzedaży Jankowskiego? Tego nie wie sam zawodnik – Co z moim transferem do Zagłębia? Sam chciałbym wiedzieć – odpowiada „Jankes”. Chociaż – podobno – wczoraj coś się w negocjacjach ruszyło…

DZIENNIK POLSKI

Gwiazda z recyklingu – Saidi Ntibazonkiza.

Wraz z przyjściem do „Pasów” w 2010 roku z automatu otrzymał status gwiazdy, ale przez pierwsze dwa sezony nie potwierdził, że na niego zasługiwał – nie dawał drużynie tyle, ile można było oczekiwać od gracza z taką autonomią. Ochoczo korzystał za to z gwiazdorskich przywilejów – wybierał sobie treningi, w których uczestniczył, a jego powroty ze zgrupowań reprezentacji ciągnęły się w nieskończoność. Raz nawet odmówił udziału w meczu, który miał rozpocząć na ławce! Jego status uległ zmianie po spadku „Pasów” do I ligi. Z klubu odeszli jego koledzy z grupy spod znaku czerwonego tulipana. Jemu samemu się to nie udało, chociaż wydawało się, że nie będzie miał problemów ze znalezieniem nowego klubu. Gdy był już jedną nogą w Lechu Poznań, na przeszkodzie transferowi stanął uraz kolana. Ntibazonkiza w końcu musiał poddać się operacji, której unikał przez ponad pół roku. Jako że wcześniej koniecznie chciał odejść z klubu, do czasu zakończenia rehabilitacji – w sumie przez 10 miesięcy – nie miał wstępu do szatni I drużyny. W Krakowie został niemal sam. Pod swoje skrzydła przygarnęła go grupa bałkańska z Milosem Kosanoviciem na czele. – Od pewnego momentu trzymamy się razem. Nasze wsparcie było dla niego ważne i mu potrzebne, bo podczas tak długiej przerwy z powodu kontuzji różne myśli mogą przyjść do głowy – mówi „Kosa” i dodaje: – Saidi wciąż jest jeszcze na etapie powrotu do formy, ale już teraz przydaje się drużynie. Pomógł nam w końcówce walki o awans, pomógł w Poznaniu. Mimo ramadanu [muzułmański post – red.] trenuje tak jak każdy inny z nas. Wiosną, podczas rehabilitacji Ntibazonkiza zdał sobie sprawę z tego, że jedynym sposobem na powrót do piłki jest podporządkowanie się szatni Cracovii – szatni o całkiem zmienionej strukturze. Nadal lubuje się w dryblingach, ale teraz gra dla Cracovii, a nie pod siebie – gra według „reguł Stawowego”. Wcześniej nie do pomyślenia było, że może usiąść na ławce – po kontuzji zagrał w 8 meczach i w 7 bez grymaszenia pełnił rolę zmiennika.

SUPER EXPRESS

Legendarny piłkarz Molde: Legia? Nie znam nikogo!

Co pan wie o Legii? Jak pan ocenia ten zespół?
Daniel Hestad: – Zbyt wielu informacji nie mam. Nie potrafię wymienić z nazwiska ani jednego zawodnika Legii. Wiem tylko, że rok temu Legia grała z Rosenborgiem i że ma fanatycznych kibiców, robiących gorącą atmosferę na trybunach.

Ale skoro nie zna pan w ogóle swojego rywala, to nie jest to oznaka lekceważenia?
– Absolutnie nie. Powiem więcej: to Legię uważam za faworyta tego dwumeczu, a po jej wylosowaniu wcale się nie ucieszyłem, że trafiliśmy na Polaków. Nie wiem zbyt wiele o Legii, dlatego że jeszcze niedawno zajmowaliśmy się rywalem w drugiej rundzie, a potem mieliśmy mecz w lidze norweskiej. Ale przed środą wideo z akcjami Legii zdążymy obejrzeć.

W Polsce panuje opinia, że waszą największą gwiazdą jest trener – Ole Gunnar Solskjaer.Â…
– Bo to prawda. Solskjaer to najpopularniejszy norweski sportowiec wielu ostatnich lat. Bez podziału na dyscypliny.

Polacy dobrze znają też Marit Bjoergen, bo rywalizuje z naszą Justyną KowalczykÂ…
– Wiem, bo też jestem pasjonatem tego sportu. Ale nie można porównywać Solskjaera do Bjoergen. Jego znają na wszystkich kontynentach, bo w piłkę gra się wszędzie. A Marit, mimo że w Norwegii jest bohaterką, rozpoznają ludzie tylko w kilku krajach.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Posucha wśród polskich snajperów.

Polscy napastnicy nie zdobywają bramek w ekstraklasie. To zła wiadomość dla selekcjonera reprezentacji, ale też i dla kibiców, którzy wolą oklaskiwać rodzimych snajperów. Jeśli kadra szuka łowcy bramek, a szuka, to w polskiej ekstraklasie go nie znajdzie – zauważa Włodzimierz Lubański, były król strzelców naszej ligi. – Pierwsze kolejki tego sezonu wyglądają nieciekawie. Polskie drużyny prawie w ogóle nie stwarzają sytuacji, więc jak tu wykreować jakiegoś napastnika? Problem jednak przede wszystkim polega na tym, że naszym snajperom brakuje umiejętności. Jako starszy kolega mogę im radzić jedynie to, by więcej nad sobą pracowali – dodaje legenda zabrzańskiego Górnika. – W polskiej lidze zdarzają się perełki, ale szybko z tego naszego krajowego podwórka uciekają – dodaje Henryk Kasperczak, były trener Wisły Kraków. – W okresie roku straciliśmy Arkadiusza Milika i Mariusza Stępińskiego, a to przecież najzdolniejsi napastnicy młodego pokolenia. Trudno będzie nam jednak zatrzymać ten exodus, jeśli nasza liga się nie zmieni. Taki Stępiński ledwo wyjechał do Niemiec, a już zaczął opowiadać, że znalazł się w nowym, lepszym świecie. Trzeba więc zrobić coś, żeby młodzi czuli się u nas dobrze, bo tylko wtedy liga obrodzi nam snajperami rodzimego chowu – ocenia Kasperczak.

Kto za Pavla Hapala?

Pochopnych decyzji nikt Lubinie nie chce podejmować. Przede wszystkim trzeba znaleźć następcę Hapala. Na giełdzie nazwisk pojawiły się kandydatury Macieja Skorży oraz innego Czecha LuboŁ¡a Kozela. Dowiedzieliśmy się, że obie nie są poważnie brane pod uwagę. – Przede wszystkim Zagłębie potrzebuje trenera, który potrafi pracować z młodzieżą i który zaangażowałby się w projekt akademii piłkarskiej. Co do Kozela, to po Hapalu czeska opcja nie wchodzi w grę – opowiada „PS” osoba z kierownictwa Zagłębia. Bardziej realna wydaje się kandydatura Rafała Ulatowskiego, ale w jego przypadku problemem może być ważna umowa z pierwszoligową Miedzią Legnica. W klubie z Lubina wiedzą, że nie mogą długo czekać, bo silnie liczą się ze zdaniem kibiców. A ci po meczu z Piastem jasno powiedzieli, co myślą o trenerze. Wcześniej planowano, żeby pierwsze rozliczenie Czecha nastąpiło po siódmej, ósmej kolejce. Dwie porażki wszystko zmieniły. Hapal już przed startem sezonu wiedział, że jest na cenzurowanym. Przyczyną były słabe wyniki pod koniec poprzednich rozgrywek i fatalna atmosfera w szatni. Czech całkowicie stracił panowanie nad zespołem. Jeszcze poprzedni prezes Zagłębia Marek Bestrzyński (po sezonie został szefem rady nadzorczej, a zastąpił go Tomasz Dębicki) podjął decyzję, żeby nie przedłużać kontraktów z dziewięcioma piłkarzami. Przy letnich transferach Hapal nie miał już decydującego zdania. Współpracownikom miał się żalić, że w klubie już się nikt z nim nie liczy.

Najnowsze

Anglia

Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama