To miał być hit Ligue 1. No dobra, nie szalejmy – to było spotkanie lidera z wiceliderem. Starcie dwóch najsilniejszych drużyn ligi. Ale mimo wszystko mecz między drużynami, które dzieliło czternaście (!) punktów. Paryżanie w niedzielę mogli zapewnić sobie mistrzostwo kraju na pięć kolejek przed końcem sezonu. I to zrobili. Różnica klas była baaaardzo widoczna. Po 20 minutach spotkania było już 3:0, a skończyło się zwycięstwem 7:1.
W składzie Monaco zabrakło niestety Kamila Glika, który nabawił się urazu uda. Leonardo Jardim nie mógł też skorzystać ze Stevana Joveticia i Keity Balde. Ale i zespół gospodarzy był osłabiony – wciąż kuruje się Neymar, a Mbappe rozpoczął ten hit na ławce rezerwowych.
Ale i bez swoich dwóch największych gwiazd PSG demolowało gości. Po 20 minutach meczu było już 3:0. Tak, dokładnie to, co przeczytaliście – lider rozprawił się z wiceliderem w nieco ponad kwadrans. Najpierw koronkową akcję z podaniami na jeden kontakt wykończył Lo Celso, chwilę później znakomite dośrodkowanie Youriego zamknął Cavani, aż wreszcie cudownym lobem nad Subasiciem popisał się di Maria. Nokaut. Ale jakby tego było mało, to swoją drugą bramkę dorzucił Lo Celse. Monaco było już na kolanach. A PSG zostało pierwszym zespole w TOP5 lig europejskich, które złamało granicę stu strzelonych goli.
Zawodnicy gospodarzy zaczęli uprawiać radosny futbol. Piętki, przewrotki, zakładanie siatek. Paris Saint-Germain było już rozluźnione, piłkarze myśleli już o wybieraniu kreacji na wieczorne fetowanie. Jeszcze przed przerwą moment dekoncentracji rywali wykorzystało Monaco – skuteczny ostatnio Rony Lopes (siedem goli w siedmiu meczach) wykończył dobre dośrodkowanie z prawej flanki i było 1:4. Ale wicelidera stać było tylko na tę jedyną bramkę.
Po przerwie piątego gola dla gospodarzy strzelił di Maria, szóstego Falcao (on akurat samobójczego), a siódmego Draxler. Obrona Monaco nie mogła poradzić sobie z szybkim graniem PSG – Cavani wygrywał pojedynek za pojedynkiem, na skrzydle świetnie podłączał się Alves, di Maria czarował luzem i techniką. Taki przykładowy Raggi, stoper Monaco, po takim spotkaniu będzie odkręcał się ze dwa dni. Nie napiszemy, że jeśli grałby Glik, to Monaco walczyłoby z rywalami jak równo z równym. Ale coś czujemy, że na 1:7 by się nie skończyło. A tak – Falcao i spółka wyrównali rekord najwyższej wyjazdowej porażki w historii klubu.
Taka wygrana udokumentowała tylko przewagę PSG na resztą stawki. Mówimy tutaj o zespole, który średnio na swoim stadionie strzela rywalom ponad blisko cztery gole. Mówimy o drużynie, która po 33 meczach ma bilans bramkowy 102 bramek zdobytych i 23 bramki stracone. Wreszcie mówimy o ekipie, która na pięć kolejek przed końcem sezonu zapewnia sobie mistrzostwo kraju.
Aha, oficjalnej fety na płycie boiska jeszcze się nie odbyło. Wystrzeliło konfetti, były wzajemne gratulacje i to właściwie tyle. PSG ma za chwilę mecz w Pucharze Francji, sezon trzeba dograć, trofeum do Paryża dojedzie później.
Paris Saint-Germain – AS Monaco 7:1 (4:1)
Giovani Lo Celso (14.) – Rony Lopes (38.)
Edinson Cavani (17.)
Angel di Maria (20.)
Giovani Lo Celso (28.)
Angel di Maria (58.)